Atomic Heart - recenzja gry w klimatach Bioshocka. Studio Mundfish debiutuje w wielkim stylu
- SPIS TREŚCI -
Atomic Heart – podsumowanie
Kiedy zapowiedziano grę pt. Atomic Heart miałam wielkie nadzieje, ale i sporo obaw. Obaw z uwagi na to, że nie przepadam za tematyką maszyn, dronów i innych mechów. Jednak ostatecznie Atomowe Serce spełniło chyba wszystkie moje oczekiwania, a roboty zrobiły to co powinny były zrobić - straszyły i stanowiły wyzwanie. Tak naprawdę, od wielu, wielu miesięcy nie dane mi było grać w tytuł, który wniósłby do gamingu taki powiew świeżości (abstrahując od gier indie, na które zawsze można liczyć). No, może powiew świeżości to niezbyt fortunne określenie, jednak wszystko to, co oferuje gra sprawia, że produkcja jako całokształt jest swoistym orzeźwieniem w zalewie kolejnych klonów (na was patrzę, wydmuszki od EA, Ubisoftu i innych). Tak naprawdę mogłabym ponarzekać tylko na jedno... Mimo iż fabuła w grze jest ciekawa i ambitna, to do pełni szczęścia, do pełni ideału brakuje mi, aby zagadnienia związane chociażby z transhumanizmem zostały mocniej wyeksploatowane. Nie wiem, może jestem już za stara i "przeorałam" zbyt wiele powieści sci-fi, ale przedstawiona tu historia, choć absorbująca, to miło by było, gdyby została dodatkowo pogłębiona.
W Atomic Heart nudy nie ma. Jest to zasługa iście wybuchowej mieszanki, w skład której wchodzi zabawny protagonista, bogate w szczegóły, imponujące lokacje oraz zróżnicowane, pomysłowe zadania, których wykonywanie daje sporą satysfakcję. No i nie da się też nie docenić lore jako takiego. Widać, że w pracę nad tym uniwersum i w przygotowanie historii włożono serce.
Mam jednak świadomość, że w zalewie wspominanej już, dzisiejszej fabułowej tandety, ta zawarta w Atomic Heart powinna wywrzeć na sporej części graczy odpowiednio mocne wrażenie. Na pewno można zaś liczyć na unikalny klimat, dopracowane miejscówki, bogaty, żyjący świat, zróżnicowanych, cudacznych przeciwników czy na srogą dawkę ironii, przeplataną grozą. Nie uświadczymy tu męczących, nudnych zadań, zaś gra jako taka cechuje się dodatkowo syndromem "jeszcze jednej tury" co oznacza, że po ukończonym zadaniu podchodzimy do kolejnego i nagle robi się godzina 5 nad ranem. Dodatkowo, nawet największy sceptyk w temacie robotów powinien być w pełni usatysfakcjonowany starciami zarówno z pomniejszymi niemilcami, jak i z groteskowymi, unikalnymi bossami. Jakość zabawy podkręca także naprawdę niezła (choć nie w pełni realistyczna) grafika, jak i soundtrack, do którego na pewno będę wracać. Jeśli miałabym podsumować Atomic Heart w kilku zwrotach, byłyby to: różnorodność, artyzm, dopracowanie, szaleństwo, klimat, dowcip oraz szalenie udany gameplay. Co prawda mamy dopiero luty, ale szanse na moją osobistą grę roku są naprawdę spore.
Atomic Heart (PC)
Cena: 219 zł
![]() |
|
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150