Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Rise of the Triad 2013 - Krew, flaki i buraki

Sebastian Oktaba | 12-08-2013 00:00 |

Zabiję twoją matkę, babkę, prababkę, dziadka...

Głęboko przemyślana i ambitna fabuła w oldschoolowych shooterach stanowiła rzadkość, zatem gracz skupiał uwagę wyłącznie na mordowaniu setek przeciwników, którzy czyhali niemalże za każdym rogiem. Rise of The Triad: Dark War żadnym wyjątkiem od reguły ustanowionej przez Dooma nie było - twórcy najprawdopodobniej w przerwie na poranną kawkę i papieroska, wymyślili naiwną historykę o kolejnym szaleńcu zamierającym zniszczyć świat. Warto przy okazji wspomnieć, że pierwotnie Rise of The Triad: Dark War miało być oficjalną kontynuacją lub zbiorem dodatkowych misji do Wolfenstein 3D, namaszczonym przez id Software z Johnem Carmackiem włącznie. Pomysł ostatecznie nie wypalił, ale rozgrzebany projekt postanowiono dokończyć i wypuścić jako niezależny produkt. Jednak pomimo zmiany koncepcji pewne charakterystyczne elementy pozostały, co zresztą widać gołym okiem po ubiorach i siedzibach tytułowej organizacji, wzorowanych oczywiście na niemieckiej III Rzeszy. Niemniej pod militarną przykrywką kryło się znacznie gorsze zło...

Teraz historia się powtarza, dlatego do akcji znowu musiał wkroczyć oddział H.U.N.T. (High-Risk United Nations Taskforce) złożony z pięciu świetnie wyszkolonych członków, którego głównym celem jest niejaki El Oscuro, będący zarazem demonicznym liderem okultystycznego kultu. Ponownie wybrać możemy podopiecznego - każdy prezentuje nieco odmienną postawę w walce z przeciwnikami, ale różnice sprowadzają się tylko do balansu między szybkością i wytrzymałością. Jedni potrafią przyjąć więcej ołowiu na klatę, drudzy poruszają się zdecydowanie szybciej, zaś osoby szukające złotego środka też znajdą odpowiedniego kandydata. Suma summarum, wybór protegowanego zmienia niewiele. Gdyby jeszcze dysponowali odmiennymi zdolnościami albo arsenałem, wtedy zabawa nabrałaby rumieńców, ale potencjał został niewykorzystany. Rozumiem - wierność oryginałowi rzecz święta, natomiast można było pewne koncepcje spokojnie rozwinąć.

Jak wygląda rozgrywka w Rise of The Triad? Jest dynamiczna, wartka i zwariowana, aczkolwiek mniej więcej od połowy kampanii poczułem ogromne znużenie. Gra zbyt szybko odkrywa karty, wszystko oparto na kilku prostych schematach i niczego nie starano się doszlifować. Niestety, twórcy byli chyba zbytnio zapatrzeni w blisko dwudziestoletni pierwowzór, ponieważ remake okazuje się wręcz ortodoksyjnie oldschoolowy. Cóż... nieustanne, jednostajne oraz średnio miodne szatkowanie mięsa armatniego, to oferta stanowczo zbyt skromna, aby usatysfakcjonowała wymagającego gracza. Model rozgrywki po prostu nie przetrwał próby czasu - pisze to osoba posiadająca w kolekcji pudełkowe Rise of The Triad: Dark War. Początek jeszcze trzyma fason, niemniej późniejsze etapy wystawiają cierpliwość na bardzo ciężką próbę, wkrada się monotonia i frustracja. Interceptor Entertainment ewidentnie gdzieś dało ciała... Spodziewałem się czegoś lepszego, umiejętnie łączącego nowe ze starym, a wyszedł ciężkostrawny gniot.

Kampanię podzielono na rozdziały i epizody, których jest w sumie kilkanaście, zaś każdy następny umieszczono w innej części inwigilowanej wyspy. Poziomy są całkowicie liniowe, chociaż nie uświadczymy tutaj milionów skryptów, ani żadnej formy reżyserki znanej z serii Call of Duty. Wprost przeciwnie - dominują absolutnie archaicznie rozwiązania z budową poziomów na zasadzie: krótki korytarz, małe pomieszczenie, długi korytarz, większe pomieszczenie itp. Wzorem poprzednika szukamy też kluczy otwierających zablokowane przejścia, których pilnują zastępy niemiłosiernie głupich adwersarzy, ale bardzo wytrzymałych i celnych. Dużo radochy daje natomiast odkrywanie sekretów, jakich przygotowano istne zatrzęsienie - wraca nawyk obmacywania ścian w poszukiwaniu tych właściwych. Obowiązkowo zbieramy także monety porozrzucane w dziwnych miejscach, ale niczego wartościowego za lokalną walutę nie kupimy. Szkoda, bo kolekcjonowanie pieniążków dla podbicia punktacji dziś już jakoś nie cieszy.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 14

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.