Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国
 

Recenzja gry Control - niekontrolowane zmarnowanie potencjału

Ewelina Stój | 26-08-2019 15:00 |

Recenzja gry Control - niekontrolowane zmarnowanie potencjałuSądzę, że niejeden z Was widząc to, co "wypluwa" dziś popkultura, ma siły tylko na to, aby się... popłakać. Nie będę rozwodzić się jednak nad tym, co nie tak jest z dzisiejszymi filmami, grami czy powieściami. Pozwolę sobie zauważyć raczej to, że jakość tych "dzieł" sprawia, iż tracimy już nadzieję, że jakieś studio czy autor będzie w stanie nas zaskoczyć, że będzie jeszcze w stanie przyprawić nas o upragniony mindblow, którego mogliśmy uświadczyć, natrafiając np. po raz pierwszy na zagadnienia mechaniki kwantowej. Z drugiej strony od czasu do czasu na horyzoncie pojawia się coś, co budzi nadzieję na wypłynięcie w poszukiwaniu nieznanych nam jeszcze emocji czy historii. W moim przypadku takim 'czymś' była gra pt. Control, a właściwie to jej zapowiedzi. Znając dorobek studia Remedy, które to produkcję ową poczyniło, oczekiwałam świetnej fabuły, przy nieco jednak drewnianym gameplay'u (cóż, trailery nie wyglądały jakoś zachwycająco). Muszę przyznać, że w obu przypadkach się pomyliłam...

Autor: Ewelina Stój

Zacznijmy od tego, czym jest gra pt. Control, na wypadek gdyby ktoś czytający niniejszą recenzję niespecjalnie interesował się wcześniej tytułem. Po pierwsze jest to trzecioosobowa gra akcji w klimatach science fiction. Rozgrywka dotyczy wyłącznie trybu dla pojedynczego gracza, nie znajdziemy tu też znienawidzonych przez większość graczy mikrotransakcji. Produkcja charakteryzuje się także otwartym światem, a raczej "otwartym budynkiem" z racji usytuowania akcji. Cały powyższy zarys w zupełności wystarczył, aby gra zdobyła moje zainteresowanie, w efekcie jednak 50% gameplay'u (który zajął mi 23 godziny) spędziłam na walce z migreną, na niedotlenieniu i rozbudowie osobistego słownika inwektyw. Niedotlenienie wynikło z tego, że owe 23 godziny rozłożyłam na dwa dni. Jakkolwiek źle to zabrzmi - chciałam mieć granie w Control, jak najszybciej za sobą. Poniżej oczywiście wytłumaczę, jakie elementy gry miały wpływ na tak negatywny odbiór. Ale żeby też nie było - dzieło studia Remedy zaplusowało na równie wielu płaszczyznach, a misja którą nazwę roboczo "labiryntem" była - uwierzcie - przeżyciem, którego nie dała mi dotąd jeszcze żadna inna gra. Tak więc - zaczynajmy!

Control miało oferować gameplay'owy, pozytywny chaos, podobnie jak niezły scenariusz gatunku science fiction. Zapowiedzi brzmiały świetnie, jednak pokazy przedpremierowe były dość przeciętne. Ostatecznie tytuł okazał się być czymś zupełnie innym niż oczekiwałam. I w pozytywnym i w negatywnym tego słowa znaczeniu.

Recenzja gry Control - niekontrolowane zmarnowanie potencjału [2]

Historia Control opowiada o Jesse Faden, kobiecie która dość "przypadkowo" staje się dyrektorem Federalnego Biura Kontroli, czyli agencji zajmującej się sprawami nie z tego świata. Jej głównym zadaniem (no i naszym, jako gracza) jest zapanowanie nad inwazją tajemniczych mocy zza światów, które wzięły we władanie właściwie cały wieżowiec Biura Kontroli, nazwany także jako Najstarszy Dom. Wspomniane już "przypadkowe" przejęcie władzy zostanie w grze naturalnie ukazane, podobnie jak dodatkowe motywy działania Jesse. W grę wchodzi bowiem jeszcze pewien wątek osobisty, który wciąż przewija się przez gameplay. Jakby tego było mało, Jesse od wielu lat słyszy w głowie pewien głos, który ma wiele wspólnego z Najstarszym Domem. Od pierwszych minut gry budzą się więc skojarzenia chociażby z fabułą gry pt. Beyond: Two Souls (nasza recenzja), jednak ostatecznie motyw jest nieco inny, a przy tym mniej interesujący. Generalnie przykro mi to mówić, ale historia zawarta w Control nie należy do wybitnych i - cóż - średnio chce się ją poznawać.

Recenzja gry Control - niekontrolowane zmarnowanie potencjału [13]

Po otwartym świecie gry porozrzucanych jest sporo notatek w formie pisanej czy audio, które przybliżają nam dzieje Federalnego Biura Kontroli, czy poszczególnych bohaterów, ale nie są to niestety treści arcyciekawe. Mogę wręcz powiedzieć, że studio Remedy straciło "kondycję". Znajdźki tego typu w grach Alan Wake i Max Payne były o wiele bardziej intrygujące, tajemnicze i zaskakujące. Nie wspominając o Quantum Break, gdzie czytanie notatek było czymś, co chciało się robić (przynajmniej mi, bo było tam sporo sci-fi). W Control nie spotkamy się z elementami nawet pseudonaukowymi, które potem chcielibyśmy na własną rękę zgłębiać. Ot, jest historia jakich wiele, bez specjalnego polotu i plottwistów. A szkoda, bo większe przyłożenie się do scenariusza, mogłoby zdziałać cuda jeśli chodzi o ogólny odbiór gry. Mimo wszystko Remedy od czasu do czasu kombinuje: rzuci niezrozumiałą w treść cutscenką, "upaćkaną" stroboskopowymi zmianami oświetlenia, od których można dostać ataku epilepsji, ale wszystko to nie robi wrażenia. Podobnie jak i zakończenie, które urywa się jakby w połowie i nie daje odpowiedzi na podstawowe pytania (choć nie żałuję jakoś bardzo, że ich nie poznałam). Dość podobnie jest z bohaterami. Główna bohaterka nie jest może postacią, którą znienawidzimy, ale trudno z nią sympatyzować. Napisano ją jakby trochę na kolanie, owszem, powiedziano co nieco o jej przeszłości, ale w sumie to ma ona temperament wierzby płaczącej. Nie jest to ten sam poziom co Kirsten Stewart, ale blisko.

Recenzja gry Control - niekontrolowane zmarnowanie potencjału [7]

Pozostali bohaterowie, są z kolei często przerysowani. Jedna z agentek cierpi na wyraźną formę ADHD (to ta o dziwnie wielkich ustach - pierwsza w Galerii Screenów), zaś jeden z agentów równie wyraźnie miał sprawiać wrażenie władczego buca. Jedyną postacią, którą właściwie "kupiłam" był fiński dozorca, na którego samo patrzenie wywoływało ciarki. Tak, ostatecznie dozorca to najciekawsza, najbardziej tajemnicza postać i aż szkoda, że gra nie pozwoliła nam dowiedzieć się więcej o jego osobie. Być może pozwolą na to DLC, które są przewidziane. Dozorca to postać ciekawsza nawet niż główny antagonista, czyli tzw. Syk - paranormalna moc, która sparaliżowała Federalne Biuro Kontroli, jak i jego agentów. Dodam jeszcze, że pierwsze dwie godziny gry, zdecydowanie nie zachęcają do dalszej rozgrywki. Dopiero po tym czasie, gdy dowiemy się co nieco o uniwersum i przyzwyczaimy się do mechanik gameplay'u, zaczyna być lepiej. Konkludując jednak elementy składające się na fabułę, wydaje się, że Remedy przesadziło. Zrobiło miszmasz celujący w Hideo Kojimę, ale ostatecznie chybiący. Lepiej było faktycznie zasięgnąć co nieco z nauki, jak w przypadku Quantum Break, bo kopiowanie (słabej jakości) Alana Wake'a do świata Control wyszło mocno średnio. W tym bowiem wypadku, określenie Control jako gry science fiction, nie do końca jest prawdziwe. Więcej tu horroru czy fantasy, niż sci-fi.


Control Launch Trailer. W tle utwór Ruelle - Madness.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 58

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.