Recenzja Battlefield: Bad Company 2 - Jak oni strzelają
- SPIS TREŚCI -
Jedziem ze śledziem
Od niepamiętnych dziejów sądziłem, że to rolnictwo się wali (LINK), ale Bad Company 2 zmusiło mnie do zweryfikowania poglądów. Destrukcja otoczenia jaką zaserwowało DICE co prawda nie przebija Crysis, choć pod pewnymi względami wytycza nowe szlaki. Budynki rozpadają się w tumanach kurzu, metalowe konstrukcje konają w asyście potwornych jęków i nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać możliwość demolowania otoczenia do własnych niecnych zamiarów. Przeciwników zabunkrowanych w domostwach łatwo unicestwić z granatnika, który wyrwie dziurę w ścianie topiąc okolicę w deszczu odłamków. Podobnie płoty, rusztowania, anteny radarów czy wieże obserwacyjne mogą przestać istnieć w ułamku sekundy. Uroczo, chociaż uszkodzenia wydają się w pewnym stopniu oskryptowane i prędzej czy później będziemy w stanie przewidzieć, jakie spustoszenie poczyni ładunek wybuchowy wrzucony do bambusowej chatki. Uparcie gnając do przodu nie zauważymy też pewnych niedociągnięć, co nie znaczy, że takowych brak. Drzewa pękają pod ostrzałem z RPG, ale o dziwo seria CKMu niekoniecznie robi na nich wrażenie. Podobnie podłogi w domostwach - na werandzie owszem rozwalimy deski - w środku już nie... Niekonsekwencja twórców albo ograniczenia silnika graficznego? Tak czy owak, sianie zniszczenia zwiększa spektakularność Bad Company 2, potęgując przyjemność z czynienia krzywdy bliźnim.
Praca dla oddziałów specjalnych armii USA od zawsze kojarzyła się z jednym - darmowymi wycieczkami wszędzie tam, gdzie ciemny lud potrzebował pomocy chłopaków Wuja Sama (lub znajdują się złoża ropy). Pal licho, że atrakcje turystyczne w planie wizyty bywały pominięte, zaś rozmowa z rdzennymi mieszkańcami najczęściej kończyła użyciem brutalnej siły - taka specyfika zawodu. Nasza czteroosobowa drużyna rozbijać się będzie na lądzie, wodzie oraz w powietrzu we wszystkich strefach klimatycznych. Scenerie zmieniają się jak w kalejdoskopie, więc żadną nie zdążymy się znudzić czy przesycić. Zwiedzimy tropikalne lasy południowej ameryki, pełne bujnej roślinności, wolno płynących rzeczek oraz partyzantów. Postrzelamy również do ruskich na mroźnej północy, pośród śnieżnej zawieruchy, stromych górskich szczytów i militarnych baraków. Parokrotnie osaczeni w prowincjonalnych mieścinach będziemy zaciekle bronić pozycji przed nacierającymi nieprzyjaciółmi, obserwując jak resztki osady zamieniają się w gruzowisko. Zbadamy bazy, pustynie, pola marihuany i zatrzymamy na moment, aby podziwiać piękną panoramę rozciągającej pod stopami doliny. Przetoczymy się nawet przez pokład gigantycznego AN-224, największego samolotu transportowego w historii, więc na monotonię trudno narzekać. Lokacje poziomem wykonania biją na łeb na szyję odpowiedników z Modern Warefare 2, zaskakując różnorodnością i malowniczością. Voyage, voyage...
Battlefield było i pewnie pozostanie serią ukierunkowaną głownie na (iście hardkorowy) multiplayer, czego najlepszym przykładem jest sequel Bad Company. Scenariusz dla pojedynczego gracza kończy się po około ośmiu godzinach lecz moduł sieciowy sprawi, że prędko od komputera nie odejdziecie, przynajmniej nie z własnej woli. Zgadza się moi drodzy - pojawiła się realna alternatywa dla ostatniego Call of Duty. Podkreślić przy tym należy, iż opisywany tytuł nie jest zwykłą strzelaniną, ale stawia zdecydowanie większy nacisk na współpracę drużynową odchodząc od standardowego deathmatcha. Początkowo byłem niepocieszony takim stanem rzeczy, szczególnie iż trybów rozgrywki mamy raptem... dwa. „Gorączka” polega na zespołowej obronie lub zajmowaniu stacji przekaźnikowych z kolei „Podbój”, to miks Capture the Flag i Domination. Wariant drużynowy, to już imprezka dla czterech rywalizujących teamów na naprawdę sporych mapach do 32 graczy jednocześnie. Mało? Półgodzinna sesja wystarczy żeby uświadomić sobie skalę rozróby oraz multiplayerowy potencjał opisywanego tytułu. Doliczmy do tego jeszcze podział na klasy (zwiadowca, medyk, inżynier, szturmowiec), rozwój postaci, ulepszenia ekwipunku oraz możliwość wykorzystania pojazdów (w tym śmigłowców), żeby zrozumieć, dlaczego Modern Warefare 2 można powoli odstawiać na półkę. W oczekiwaniu na pełnoprawnego następcę Battlefield 2, otrzymaliśmy produkt zdolny na kilka miesięcy zdominować rynek sieciowych shooterów. Cieszy, iż EA DICE nie popełniło błędów Infinity Ward (IW.NET), rezygnując z niepotrzebnych „ułatwień” na rzecz sprawdzonych rozwiązań. Celowo pomijam problemy z jakimi borykano się zaraz po debiucie BC2, kiedy serwery szwankowały, skoro teraz można już „pykać” zupełnie komfortowo.
Powiązane publikacje

Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
157
Recenzja Path of Exile 2, czyli pogromcy Diablo 4. Opinia po wielu godzinach spędzonych w Early Access
76
Recenzja STALKER 2: Heart of Chornobyl - Zona ponownie wzywa! Gra jest wciągająca i klimatyczna, ale wymaga kilku poprawek
61
Recenzja Star Wars Outlaws - Prawdziwych przemytników poznaje się po tym, jak kończą... A tutaj byłoby sporo do poprawy
109