Recenzja Battlefield: Bad Company 2 - Jak oni strzelają
- SPIS TREŚCI -
Chłopaki łobuziaki
Battlefield: Bad Company 2, to shooter pełną gębą i chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, czym ustawicznie będziemy się zajmować. Twórcy wszyli z zupełnie słusznego założenia, że przesadne udziwnianie tak bezpretensjonalnego gatunku jakim jest FPS, zwyczajnie mija się z celem. Nie uświadczymy więc w najnowszym dziele EA DICE elementów zaczerpniętych wprost z cRPG, szokujących innowacji tudzież popularnego Bullet Time. Wprawdzie „fiuczersy” mogą wzbogacić grę i uprzyjemnić chwile spędzone przed monitorem, ale równie dobrze potrafią kompletnie wyjałowić przyjemność z „łupania”. Sequel Bad Company, to czysta, przestrzegająca imperatyw, niczym niezmącona strzelanina w założeniach bardzo zbliżona do Modern Warefare 2. Niemniej w odróżnieniu od głośnego rywala, opisywany właśnie tytuł wydaje się znacznie grywalniejszy oraz lepiej pomyślany. Przygotowana kampania rzuca nas w najróżniejsze miejsca na ziemi, rzadko kiedy pozwalając odsapnąć dłużej niż pięć minut. Początkowo kompletnie niespójna fabuła z czasem nabiera sensu i chociaż zahacza delikatnie o sciece-fiction, nie wywołuje uśmieszku politowania ani ataku apopleksji. Konflikt na linii USA - Rosja oraz awantura o supertajną broń jest motywem równie oklepanym jak barmanki na Oktoberfest, aczkolwiek w takiej formie całkowicie do zaakceptowania. Generalnie, niniejsza odsłona Battlefield nie miała być adaptacją prozy Toma Clancy'ego, starczy zatem powiedzieć, że ostatnie Call of Duty pod tym względem zostawiła daleko w tyle.
Misje jakie przyjdzie nam wykonywać w trakcie wyprawy, przypominają jazdę na piątym biegu przez pole minowe. Tempo rozgrywki zrywa beret i nieustannie jesteśmy zaskakiwani coraz to nowymi sytuacjami, które często przybierają iście hollywoodzki rozmach. Wariactwo zaczyna się już w pierwszym zadaniu, gdy rozpędzonym jeepem szarżujemy po wybrzeżu strzelając do adwersarzy, unikamy pocisków z moździerzy i pędząc ile fabryka dała wymijamy pojazdy wroga balansując na krawędzi urwiska. Brzmi interesująco? Zapewne, dlatego zaliczymy kilka podobnych maratonów, zaś każdy następny wzbudza szalenie dużo emocji. Cóż jeszcze? Pojedynek ze śmigłowcem Mi-28 Havoc w wąskim tunelu zakończony widowiskową kraksą? Ucieczka rozklekotanym Uralem ostrzeliwanym przez zastępy przeciwników na quadach? Pacyfikowanie motłochu z pokładu helikoptera przy użyciu miniguna? Proszę bardzo! Nie zabraknie także misji typowo snajperskich oraz szczypty surwiwalu, gdy zostaniemy zaskoczeni przez burzę śnieżną i trzeba będzie szukać schronienia w domostwach, żeby nie zamarznąć na kość (Cryostatis się przypomina). Wszystko to oraz znacznie więcej czeka na chętnych i gotowych z Bad Company 2 rzucić się w wir walki. Przyznam szczerze, że od czasu pierwszego Modern Warefare, żaden shooter z akcentem paramilitarnym nie wywarł na mnie równie pozytywnego wrażenia. Jeżeli ktokolwiek stwierdzi iż nowy Battlefield przynudza, śmiało może podejrzewać u siebie objawy starczej demencji. Tytuł wciąga i gwarantuje mnóstwo „funu” - argumentować dalej? Proszę bardzo...
Dorośli chłopcy lubią wypasione zabawki, szczególnie gdy są opancerzone, właściwie uzbrojone i mogą zostać wykorzystane w odpowiedni (czytaj - destrukcyjny) sposób. Programiści stojący za BC 2 doskonale wiedzieli, iż zwykłe bieganie z karabinem w ręku czasami nie wystarcza. Urozmaicili więc zadania wprowadzając do nich szereg najróżniejszych pojazdów, które dodatkowo pobudziły efekciarstwo gry. Część z maszyn poprowadzimy osobiście, niektóre obsadzimy jako pasażer, resztę niestety tyko pooglądamy w ruchu. Oprócz wspomnianych quadów, ciężarówki i jeepa natrafimy także na buggy, transportery, motorówkę oraz... M1A1 Abrams. Czołg sieje niemałe spustoszenie w szeregach wroga, rozrywając na strzępy zmechanizowanych oponentów znajdujących się po niewłaściwej stronie 120mm gładkolufowej armaty i miażdży gąsienicami przydrożne słupy, płotki oraz drzewa - czuć moc tych sześćdziesięciu ton stali. Zazwyczaj korzystanie ze sprzętu ciężkiego wiąże się z pewnymi ograniczeniami albo wyznaczoną trasą, choć pomyślano o planszach pozwalających na odrobinę swobody. Śmiganie po złocistych wydmach, skoki na rampach czy sprint polnymi drogami przynosi sporo radochy, ale struktura świata pozostaje szczelnie zamknięta i odjechanie zbyt daleko kończy się najczęściej tragicznie (bum!). Sztuczne bariery mogą nieco irytować, pamiętajmy jednak, że to cecha charakterystyczna i grzech pierworodny tegoż gatunku. Natomiast jeżeli chodzi o model jazdy, mamy do czynienia z absolutnie zręcznościowym oraz niezwykle intuicyjnym sterowaniem, bez symulacyjnych naleciałości znanych z ArmA. Reasumując jest szybko, łatwo i cholernie przyjemnie...
Powiązane publikacje

Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
157
Recenzja Path of Exile 2, czyli pogromcy Diablo 4. Opinia po wielu godzinach spędzonych w Early Access
76
Recenzja STALKER 2: Heart of Chornobyl - Zona ponownie wzywa! Gra jest wciągająca i klimatyczna, ale wymaga kilku poprawek
61
Recenzja Star Wars Outlaws - Prawdziwych przemytników poznaje się po tym, jak kończą... A tutaj byłoby sporo do poprawy
109