Recenzja Grand Theft Auto IV: Episodes From Liberty City
- SPIS TREŚCI -
Ballad of Gay Tony
Anthony'ego „Gay Tony” Prince'a znają wszyscy celebryci i szychy mieszkające w Liberty City. Legenda nocnego życia oraz właściciel dwóch najlepszych klubów zdobył sławę, szacunek i pieniądze, ale nawet jemu zdarza się wpaść w nieliche kłopoty. Delikatni faceci pokroju Anthony'ego lubiący dobrze skrojone garnitury oraz zadbanych chłopców, zawsze mają też ludzi od brudnej roboty zdolnych za odpowiednią opłatą załatwią każdą sprawę. Jednym z nich jest Luis Lopez - osobisty ochroniarz Tony'ego, nasz protegowany. Czasy są niepewne, zaś prowadzenie interesów z mafią może skończyć na dnie rzeki w betonowych butach, trzeba więc uważać na swoje plecy. Niestety, destruktywna osobowość Prince'a gna go ku przepaści, depresję pogłębiają liczne uzależnienia i toksyczny związek, podczas gdy konkurencja powoli przejmuje wpływy. Imperium Tony'ego coraz bardziej podupada, ale nie jest jeszcze za późno, żeby odwrócić los... Pierwsze co rzuca się w oczy zaraz po odpaleniu drugiego DLC do Grand Theft Auto IV, to panująca weń atmosfera - The Ballad of Gay Tony jest skrajnie różne od The Lost and Damned. Wszechogarniający blichtr, luksusowe samochody i lokale skąpane w świetle neonów budzą uzasadnione skojarzenia z Vice City. Umieszczony w roli głównej latynoamerykański chojrak jest dobrze ustawionym, niespecjalnie wyróżniającym z tłumu wyluzowanym gościem. Obraca się wśród VIPów, korzysta z uciech życia, nie posiada żadnych zahamowań ani twardego kręgosłupa moralnego. Czysty hedonizm wspomagany przemocą, to piorunująco interesująca mieszanka.
Imprezowy półświatek Liberty City przedstawiono rzecz jasna w krzywym zwierciadle, nie obawiając się jednocześnie poruszania tematów powszechnie uznanych za trudne. Rockstar wyśmienicie nakreśliło karykaturę klubowej subkultury, dopełniając wizji społeczeństwa ukazanego wcześniej z kompletnie odmiennego punktu widzenia. Tak czy owak, The Ballad of Gay Tony gwarantuje bezkompromisową akcję, szaleńcze tempo, widowiskowość i bardzo dopracowane zadania. Kradzieże prototypowych śmigłowców, wysadzanie jachtów z mafiozami na pokładzie, potyczki z Triadą czy strzelaniny na polu golfowym mamy tutaj pod dostatkiem. Podobnie jak w przypadku poprzedniego DLC, także w „balladzie” przewija się postać Nico lecz znacznie rzadziej niż w The Lost and Damned. Intro wprowadzające w realia gry rozpoczyna napad na bank, ale z opróżnianiem sejfów nie mamy akurat nic wspólnego. Sytuacja została zaczerpnięta wprost z GTA IV, Bellica (wraz z braćmi McRear) łatwo poznać pomimo naciągniętej maski i chwilę po opuszczeniu miejsca przestępstwa prawie wpadamy pod koła jego samochodu. W trakcie załatwiania spraw biznesowych natrafimy również na szurniętego Billy'ego z gangu The Lost oraz kilka znanych skądinąd person. Powraca głupkowaty król lansu Brucio, zetkniemy się z mafijną rodziną Ancelottich i zupełnie przypadkowo wpadniemy na Romana, nierozgarniętego kuzyna Nico. Galeria nietuzinkowych osobowości jest przebogata, przez co mało charakterystyczny Luis Lopez wypada chwilami blado, niemniej taki stan rzeczy absolutnie nie przeszkadza rozkoszować się fenomenalną grywalnością oraz klimatem The Ballad of Gay Tony. Znakomita komedia sensacyjna w stylu Ritchiego i Tarantino po prostu kopie zadek.
Domykanie wątków rozpoczętych wcześniej lub rzucających nowe światło na znane wydarzenia, to już niemalże standard w DLC od Rockstar. Twórcy nie zawiedli również tym razem, udzielając odpowiedzi na niektóre nurtujące gawiedź pytania. Jeżeli najpierw zaliczyliście Grand Theft Auto IV, później The Lost and Damned i uważnie śledziliście losy bohaterów, czeka was wiele frajdy z łączenia poszlak oraz odkrywania zaskakujących faktów. Natomiast jeżeli chodzi o niespotykane rozwiązania, to pojawiło się kilka przyjemnych bajerów nie tyle zmieniających zasady rozgrywki, co urozmaicających czas spędzony przed ekranem komputera. Nasza sprawność podczas wykonywania misji jest teraz oceniania procentowo, zaś wynik uzależniony od szybkości ukończenia danego etapu, poniesionych strat albo celności. Osobiście nie przywiązywałem do statystyki większej uwagi, oddając czystej przyjemności z gry i bawiłem się doprawdy przednio. Moim skromnym zdaniem The Ballad of Gay Tony pod każdym względem wypada lepiej niż The Lost and Damned, choć przygodom Johnny'ego niczego nie brakowało. Ogromny sentyment jakim darzę Vice City sprzyja niemożliwości obiektywnej oceny, ale jestem głęboko przekonany, że fani Grand Theft Auto IV również będą wniebowzięci.