Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国
 

Recenzja Grand Theft Auto IV: Episodes From Liberty City

Sebastian Oktaba | 30-04-2010 07:34 |

Lost and Damned

Kiedy Billy'ego Greya sąd skazał na przymusowe roboty publiczne, jego miejsce tymczasowo zajął ambitny Johnny Klebitz. Szef motocyklowego gangu The Lost zostawił interes w rękach zaufanego bracha, ale miał zamiar rychło wrócić do zdegenerowanej trzódki i kontynuować hulaszczy tryb życia. Jednak nowy lider postanowił zreorganizować działalność szajki, wprowadzając zasady dotychczas obce jej członkom. Zamiast bezsensownych vendett, wchłaniania hektolitrów whisky, handlowania prochami, obracania panienek oraz przesiadywania w knajpach, przygotowywał The Lost na wkroczenie w świat przestępczości zorganizowanej. Regulamin Johnny'ego stawiał interesy na pierwszym miejscu szybko więc wykalkulował, że sojusz z wrogimi Aniołami Śmierci i sprzedaż motocykla Billy'ego, pomoże gangowi rozwinąć skrzydła. Powstał tylko jeden problem... Billy wraca, jeszcze bardziej szalony niż kiedykolwiek i interesuje go wyłącznie odlot, prochy, wóda i orgie - najlepiej zaś wszystko razem. Starcie dwóch silnych charakterów będzie nieuniknione, tym bardziej, iż Grey zamierza przywrócić dawny porządek. Wewnętrzna wojna wisi na włosku... Właśnie tak z grubsza przedstawia się fabuła The Lost and Damned, ale o zawiłościach scenariusza nie będę się przesadnie rozpisywał - chłopaki z Rockstars znowu pokazali klasę, to pewne. Swoją drogą, jeżeli nazwisko Klebitz wydaje się Wam znane, to punkt za spostrzegawczość, bowiem postać Johnny'ego pojawiła się już w Grand Theft Auto IV.

Skoro wydarzenia, których będziemy głównym sprawcą rozgrywają się równolegle do tych z wersji podstawowej, rzecz jasna spotkamy także naszego starego znajomego z europy wschodniej. Bellic współpracował wszak kilkukrotnie z Klebitzem, choć wtedy losy wiecznie wkurzonego motocyklisty nie zostały wyjaśnione. W The Lost and Damned dokładnie te same misje obejrzymy z innej perspektywy, co pozwoli odpowiedzieć na powstałe wcześniej pytania. Delikatne deja vu można potraktować jako pójście na łatwiznę, ale w praktyce takie zagranie sprawdziło się doskonale, zazębiając obydwa wątki. Zresztą, oprócz fizycznego kontaktu z Nico, echa poczynań rezolutnego bandziora stale nam towarzyszą przypominając zajścia z oryginału, chociażby poprzez audycje oraz komunikaty radiowe. Twórcy umiejętnie operują faktami oraz wprowadzają wspólne dla Nico i Johnny'ego kontakty, co ucieszy zapewne wiernych fanów czwartej części cyklu, choć to to tylko ułamek tego, czym skutecznie kusi pierwsze rozszerzenie. Zadania w The Lost and Damned stoją na przyzwoitym poziomie, aczkolwiek szczególnie zapada w pamięci ponury klimat industrialnych dzielnic metropolii. Najczęściej odwiedzamy obskurne kluby, brudne podwórka, złomowiska, opuszczone magazyny, zdewastowane domostwa oraz ciemne zaułki pokryte graffiti, co buduje wizerunek miasta pogrążonego w gospodarczej zapaści. Liberty City odkrywa oblicze, którego przygnębiająca twarz wypada bardzo smutno i przekonywająco zarazem.

Jak na prawdziwego harleyowca przystało, cztery koła traktujemy z należytą pogardą i najczęściej poruszać będziemy się jednośladami. Oczami wyobraźni już widzę wykrzywione w grymasie przerażenia lica, słyszę głębokie westchnięcia i plugawe przekleństwa, rzucane pod adresem motocykli. Każdy chyba pamięta, jak wiele potrzeba było cierpliwości oraz samozaparcia żeby korzystać z tego typu pojazdów w Grand Theft Auto IV. Spokojnie, The Lost and Damned przynosi ogromną zmianę jakościową pod tym względem. Model jazdy stał się wyraźnie łatwiejszy, przewidywalny, zwyczajnie przyjemniejszy i Johnny pewnie trzyma tyłek w siodle. Stalowe rumaki nareszcie awansowały do rangi pełnowymiarowego środka transportu z powodzeniem zastępującego samochody, na widok którego nie trzeba odmawiać paciorka czy zamawiać taksówki. Przemierzanie ulic razem z członkami The Lost, delektowanie rykiem silników i zapachem spalin potrafi uszczęśliwić, kiedy kolumna mknie alejami wzbudzając zainteresowanie oraz strach. Najistotniejszą nowością jest jednak możliwość wezwania kumpli z gangu, którzy bez zadawania zbędnych pytań wpadną z pomocą i przyłączą do rozwałki. Jakby tego było mało, kompanom rosną statystyki jeżeli przetrwają strzelaninę, warto zatem dbać o ich kondycję zdrowotną (tylko bez przytulania), żeby w przyszłości doświadczenie zaprocentowało. Drobny element zaczerpnięty z gier cRPG pasuje do TlaD idealnie, nie zaburzając ogólnego balansu, ale wprowadzając wyczekiwany powiew świeżości. Sporo ciekawostek jak na DLC? Cóż, czytajcie dalej...

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.