Tańcząca z gigabajtami: Groteskowe oferty i walka z operatorami
- SPIS TREŚCI -
Tańcząca z gigabajtami: Groteskowe oferty i walka z operatorami - c.d.
Panią kurier z DPD raczej znam i jestem niemal pewna, że nie robi mnie ani w balona, ani tym bardziej, że nie chce mnie okantować. Patrzę na dokumenty do podpisania i stoi jak wół - trzy dyszki do zapłaty. Zadzieram więc kiecę i na czwarte piętro po mamonę lecę (windy nigdy nie dobudowano). Zbiegam zdyszana jak wół bo czas kurierów trzeba szanować, płacę, wbiegam znów na górę i bliska ataku apopleksji "wykręcam" numer T-Mobile.
- Nie podaruję - myślę - Powiedziałam no pasarán, to no pasarán, choćbym miała się posr...
- Dzień dobry, Andżelika Mnietuniema przy telefonie, w czym mogę pomóc?
No dobra, tak na prawdę odebrał mężczyzna i to bardzo uprzejmy, tak na oko metr osiemdziesiąt-pięć, szatyn, dwójka dzieci.
- Dobry - odpowiadam i przedstawiam sytuację dopowiadając - Wie pan, trzydzieści złotych to nie pieniądz, ale sam pan przyzna, że niezbyt fajnie zaczęliśmy współpracę, z takim... smrodkiem.
Pan oczywiście przyznaje, ale nie to, że wali szwindlem na kilometr i to pod wiatr, ale przyznaje, że nie tak powinno to wyglądać i obiecuje, że do pierwszej pełnej faktury (czyli po promocyjnym okresie dwóch miesięcy za złotówkę) uwzględniony zostanie rabat równy poniesionym kosztom. Zapewniam go jeszcze, że nic mi się nie pomyliło, a w razie czego, to przecież może odsłuchać sobie rozmowę z pierwszego sierpnia, bo przecież wszystko nagrywają. Z uśmiechem dodaje, że nie ma potrzeby. "Wykorzystuję" go jeszcze niecnie i dopytuję, jakich problemów mogę ewentualnie uświadczyć chcąc założyć internetowe konto klienta, by podglądać, czy ktoś znów nie kliknął w bazie czegoś źle i nie będę za chwile ścigana komornikiem... eee, to znaczy po to, aby nadzorować ile jeszcze gigabajtów zostało mi do wykorzystania każdego miesiąca. Pan jest uprzejmy, tłumaczy, pomaga i już wiem, że sobie poradzę. Nie takie rzeczy się robiło. Ha! Wagę umiem przetestować, to konta nie założę?
Test inteligentnych wag: Huawei, Xiaomi, Fitbit, a może Hoffen?
No i oczywiście konta nie założyłam. A przynajmniej nie od razu. Przyhamowało mnie przy wpisywaniu kodu PIN, którego oczywiście byłam pewna, a został odczytany jako błędny. Smartfon, infolinia, powtórka z rozrywki, muzyczka, tralalala i jestem na linii:
- Mieczysław Chcędodomu przy telefonie, czym mogę służyć?
Kolejny uprzejmy pan, tym razem do bólu kompetentny, na tyle miłujący wszelkie karty jednokrotnego wyboru i rozwiązań zgodnie z kluczem, że zdołał mnie irytować do tego stopnia, iż wyciągnęłam najcięższy oręż, którego jeszcze dotąd nigdy nie wyciągałam, bo sama go nie uznaję - użyłam argumentu (wątpliwej ale zawsze)... reputacji. A było to tak:
- Dzień dobry, próbuję właśnie założyć konto poprzez e-mail, ale system zwraca mi informacje o niepoprawnym PINie. Co może być tego powodem?
- Żeby się zarejestrować, może pani zlecić przez system wysyłkę SMSa z kodem na kartę SIM...
- Wiem - powiedziałam, gdyż posiadłam tę wiedzę już w poprzedniej rozmowie z konsultantem.
- ... ale że pani karta SIM jest nieaktywna...
- Wiem.
- ... Musi pani zarejestrować się przez swój email...
- Jestem już właśnie na tym etapie.
- ... Mogę panią doprowadzić do tego momentu, musi pani wpisać w Google Mój T-Mobile...
No nie wytrzymie.
- Jestem redaktorem technologicznym, nie musi mi pan tego tłumaczyć jak blondynce, jestem już na trzecim z czterech etapów rejestracji i wywala mi, że wbijam zły PIN, a wbijam dobry!
Pauza.
- Pewnie pani karta się jeszcze nie aktywowała, bo ma na to 48 godzin - obudził się nagle i dodał ochoczo - Mogę to dla pani sprawdzić!
Nowy internet w T-Mobile. Oczywiście o 300 Mb/s mogę pomarzyć, ale jest o wiele lepiej niż poprzednio. No i stabilniej!
Drugi dzień korzystam z Internetu T-Mobile. Różnica w prędkościach jest odczuwalna, router sprawuje się też bardzo dobrze, niestety diody powiadomień świecą mocniej, niż te umieszczone dookoła statku kosmitów i nie da się ich wyłączyć, dlatego na noc zarzucam na urządzenie szmatę. Chciałam LEDy? No i mam. To jednak nie koniec historii, gdyż dwa dni po dostarczeniu do mnie sprzętu od T-Mobile oddzwonił do mnie przedstawiciel sieci Play, bowiem nagle odkopali moje zgłoszenie z chęcią kontaktu.
- Mam dla pani ofertę 20 GB, 50 GB...
- Chłopie, maksymalnie ile masz? - zapytałam, choć oczywiście bardziej cywilizowanym językiem.
- Mam internet bez limitu...
Narosła we mnie nadzieja.
- ... Do 200 GB, a później z mniejszą prędkością...
I zgasła. Przerwałam więc, szanując czas owego pana jak i swój (głównie swój).
Widzicie tę ciemność? Nocą mogę ją uzyskać tylko dzięki szmacie zawieszonej na routerze.
Przedstawiłam panu sytuację, że na dniach T-Mobile dał mi 300 GB, i w sumie to z czym do ludzi. Próbował jeszcze coś wywalczyć:
- A może z urządzeniem?
Cisza
- Nowy abonament?
- Nie.
- A może z darmowym Netfliksem?
- Mam.
- Z laptopem?
Ironiczne uniesienie brwi, którego konsultant oczywiście nie widział, ale chyba coś w końcu skumał, bo dodał:
- Cóż, wygląda na to, że ma pani już wszystko.
I tylko sekundy dzieliły mnie od tego, by krzyknąć:
- Nie panie! Nie mam wszystkiego! Gigabajtów wciąż nie mam!
Jednak mój rozmówca zdążył się już rozłączyć...