Recenzja The Settlers 7: Droga do Królestwa - Wsi spokojna...
- SPIS TREŚCI -
Wsi wesoła
Szalenie istotnym elementem rozgrywki są również tak zwane punkty prestiżu, umożliwiające wykupienie ulepszeń dla najważniejszych budynków. Otrzymujemy je przede wszystkim za ekspansję terytorialną oraz wynajdowanie technologii, ale są także prostsze sposoby na zwiększenie ich puli. Wystarczy postawić dowolny obiekt dekoracyjny, aby w zamian zarobić owy punkcik. Szkoda, że poza tym ozdoby niczego ważnego do gry nie wnoszą, tylko zawalają cenną przestrzeń życiową. Dalej sprawa wydaje się oczywista - wchodzimy do specjalnego menu i wybieramy interesującą pozycję, odblokowując dotychczas niedostępne odnogi. Z czasem sytuacja zmusi nas do inwestowania w tym obszarze, kiedy magazyny okażą się zbyt małe lub zechcemy wznieść fortyfikacje wokół miasta. Niestety, możliwość konstruowania wieży obronnych została ograniczona do naprawy istniejących już obiektów, bez wpływu na ich położenie czy ilość. Dodatkowy bodziec do przeprowadzania reform czy podbijania sąsiednich wrogich włości oprócz wymiernych korzyści, sensownie oddziela też sferę techniczno-organizacyjną od potencjału jednostek oraz produktywności. W sumie jest to krok w dobrym kierunku i pomimo iż mamy więcej klikania, jakby mniej zostaje dylematów.
Ekonomia w The Settlers 7 stanowi trzon zabawy lecz użycie brutalnej siły raczej nas nie ominie, szczególnie iż przeciwnicy chętnie wpadają z niezapowiedzianymi wizytami na wyższych poziomach trudności. Wojsko rekrutujemy w karczmie albo koszarach, gdzie znajdziemy pięć typów oddziałów począwszy od piechoty, a na generałach skończywszy. Naczelni wodzowie (prócz przywileju kierowania armią) posiadają specjalizacje gwarantujące pewne premie (np.: podnoszące skuteczność muszkieterów), zaś w garnizonie możemy zagnieździć jeszcze kler redukujący odnoszone obrażenia. Niby niewiele, niemniej walka w Drodze do Królestwa stanowi tylko jeden z wariantów zwycięstwa. Starcia nie są zbyt spektakularne czego akurat nie postrzegam jako wadę, zaważywszy na ogólny charakter rozgrywki, acz większy wpływ na ich przebieg byłby mile widziany. Tymczasem nie pozostaje nic innego, jak wskazać cel ataku i obserwować przebieg wydarzeń bez możliwości realnego zarządzania wojskiem. Zabrakło nawet sposobności przestawienia jednostek dystansowych na tyły, aby ograniczać straty w ludziach i przerzucić ciężar uderzenia na bardziej wytrzymałych chojraków podczas forsowania umocnień. Szkoda, ale w końcu The Settlers nie jest konkurencją dla StarCrafta stawiając walkę na drugim planie. Oczywiście spory nacisk położono na handel realizowany przez gildię, skąd ściągamy do siebie wykwalifikowanych wydrwigroszów. Udostępniona mapa w jasny sposób pokazuje gdzie możemy wysłać przedstawicielstwo oraz jakie towary uzyskać później w placówce wymiany. Ten element jest bardzo przejrzyście zrealizowany, dopełniając całości.
Interfejs Drogi do Królestwa nawet takiemu marudzie jak ja przypasował, co chyba dobrze świadczy o najnowszej produkcji Blue Byte. Większość potrzebnych opcji mamy na głównym pasku, zaś nieocenioną pomocą jest zestawienie posiadanych budynków wraz z rozpiską, co i za ile wytwarzają. Ułatwia to znacznie połapanie się w gąszczu małomiasteczkowej dżungli oraz błyskawiczne uzupełnienie luk w sieciach produkcyjnych. Podobnie panel logistyki pomaga kontrolować kolejkę rozpoczętych projektów, ustalenie priorytetów lub cofnięcie wcześniejszych decyzji o wzniesieniu jakiejś struktury. Kamerą możemy swobodnie operować i płynnie przechodzić od widoku strategicznego (perspektywa na całą okolicę jak w Supreme Commander 2) do zbliżenia dowolnego obiektu i obserwacji pracujących osadników. Trochę irytuje pomysł, że kąt widzenia zawsze wraca do wcześniej ustalonej pozycji, ale to drobiazg. Mapy na których rozgrywane są scenariusze, jak na standardy przyjęte w RTS wydają się stosunkowo duże. Czasami opanowanie całej planszy wraz ze wszystkimi technologiami może zajmować kilka godzin gry, jeżeli nie narzucamy sobie odgórnych limitów na przejście kampanii. Jedyne co rzuca się w oczy, to monotonność scenerii, która choć ładniutka obfituje tylko w lasy, łąki, pola, góry oraz jeziora. Zmienia się wyłącznie topografia terenu, co jednak ma pewne uzasadnienie, wszak na pustyni lub zasypanych śniegiem szczytach egzystencja byłaby ekstremalnie utrudniona. Na zakończenie dodam, że zabrakło mi w siódmej części Settlersów solidnej dawki poczucia humoru. Luźny klimat wydaje się idealnym podłożem chociażby do słownych igraszek lecz mieszkańcy naszych włości uparcie milczą. Czemu? Na deser, gdy skończymy już wątek główny, pozostają inne tryby (szybka partyjka, potyczka, LAN etc.) z czego najciekawsze wydaje się „Cesarstwo” (gra rankingowa). Pięćdziesiąt godzin rozrywki wysokich lotów czeka.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150