Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja The Settlers 7: Droga do Królestwa - Wsi spokojna...

Sebastian Oktaba | 21-04-2010 15:00 |

Chłopy do roboty

Kampania The Settlers 7 składa się z dwunastu misji, przedstawiających historię o której rozpisywałem się akapit wyżej. Dzięki Bogu, napastliwa cukierkowatość bijąca od przerywników filmowych, podczas regularnej rozgrywki wcale nie doskwiera. Kwestią gustu pozostaje subiektywna ocena bajkowego klimatu, ale skoro w przypadku Kings Bounty: Legend chwycił, czemu z Drogą do Królestwa miałoby być inaczej? Wyrafinowany scenariusz nie zawsze jest przecież potrzebny, żeby zatrzymać gracza przed monitorem, tym bardziej iż Osadnicy mają do zaoferowania coś więcej niż tylko naiwną opowiastkę. Rozbudowywanie imperium daje sporo frajdy, aczkolwiek proces ten jest daleko bardziej zagmatwany niż w dowolnym RTS pokroju opisywanego niedawno Supreme Commander 2. Siódma odsłona The Settlers rozkręca się stosunkowo powoli lecz mniej więcej od połowy ruszamy z kopyta i wtedy zabawa nabiera rumieńców pochłaniając bez reszty. Wcześniej mozolnie wprowadzani jesteśmy w niuanse gry, odkrywamy jej tajemnice oraz poznajemy dziesiątki opcji jakie oferuje. Samouczek trwa odrobinę zbyt długo, niemniej dla osób nieobeznanych z serią stanowi absolutną konieczność. Próba rozgryzienia najnowszego dzieła Blue Byte na tak zwanego „partyzanta” może skończyć się ciężkim bólem głowy (lub biegunką!), gdy zobaczymy ilość surowców i budynków.

Różnorodność stawianych przed graczem wyzwań pozostawia trochę do życzenia, ale akurat nie w tym tkwi urok recenzowanej produkcji. Zasiadając do The Settlers trzeba być świadomym, że tutaj planowanie z wyprzedzeniem, optymalizowanie gospodarki i cierpliwość są kluczami do wygranej. O epickich bataliach trzeba raczej zapomnieć, chociaż hegemonia bez udziału wojska bywa trudna do osiągnięcia. Zupełnie pokojowych sposobów na zdominowanie przeciwnika jest co najmniej kilka, ale chwilowo porzućmy ten wątek i skupmy uwagę na podstawach. Zgodnie z niepisaną tradycją, każde zadanie rozpoczynamy niemal identycznie, posiadając zamek (centrum osady), garstkę poddanych, trochę zapasów w magazynie oraz skrawek ziemi. Początkowo będziemy ograniczeni do wykonania jednego konkretnego celu, który zagwarantuje nam awans, co nie wymaga zbyt wielkiego zaangażowania. Dopiero gdy liniowe misje zaczynają ustępować miejsca tak zwanym Punktom Zwycięstwa, Droga do Królestwa zyskuje na atrakcyjności. Pod ową tajemniczą nazwą kryje się szereg najróżniejszych zleceń, coś na kształt subqestów znanych z „erpegów”. Czy będzie to wyszkolenie określonej liczby jednostek wojskowych, dostarczenie wilkołakom kiełbasy, supremacja terytorialna, pokonanie niespokojnych duchów lub rozwój technologii nie ma najmniejszego znaczenia, Liczy się jednie fakt, że adwersarze również muszą je zaliczyć, zatem ko pierwszy, ten lepszy. Wyrywanie sobie punktów, wyścig z czasem oraz gorączkowe oczekiwanie aż zegar dobij zera, potrafi zmobilizować.

Mapę podzielono na prowincje, które od teraz wyznaczają granice naszego panowania. Jeżeli chcemy skorzystać z dobrodziejstw nowych ziem lub zwyczajnie zabrakło nam przestrzeni na rozbudowę królestwa, zajęcie ich okaże się niezbędne. Oczywiście, za darmo można co najwyżej dostać kopa w cztery litery, toteż taki ruch wymaga pewnych przygotowań. Jako że The Settlers 7 należą do podgatunku strategii czasu rzeczywistego nastawionych na ekonomię, rozwiązania siłowe są tylko jedną z dostępnych ewentualności. Rzecz jasna, jeżeli posiadamy wystarczające fundusze na armię, ruszamy z okrzykami na posterunek przeciwnika i dokonujemy inwazji. Walka odbywa się automatycznie, więc triki taktyczne praktycznie nie występują – rządzi czysta statystyka. Dobra, ale co począć gdy w kasie zbraknie złota lub mieczy, natomiast spichlerz obfituje w dobra stricte konsumpcyjne? Pozostaje jeszcze przekupstwo oraz ewangelizacja. Pierwsza opcja wydaje się kompletnie nieopłacalna - kwoty jakich żądają niedoszli partnerzy przyprawiają o palpitację serca tudzież skurcze podbrzusza. Po prostu rozbój w biały dzień, bez dwóch zdań lepiej uciułać trochę grosza i spuścić skubańcom solidny łomot. Z kolei wyręczenie się zakonnikami, to znacznie ciekawsza alternatywa. Wystarczy wyszkolić kilkunastu zakapturzonych braci i wysłać ich pod wskazany adres - załatwią sprawę szybko oraz bez zbędnego przelewu krwi (po czym przepadną). Przy okazji warto zaznaczyć, że Droga do Królestwa nie należy do gier łatwych w opanowaniu i błędne decyzje boleśnie zaprocentują w najbliższej przyszłości. Skupienie i stałe monitorowanie własnych poczynań, jest zatem bardzo istotne.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.