Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja F.3.A.R. - Krew, sieczka, mechy i inne uciechy

Sebastian Oktaba | 12-07-2011 13:58 |

Jucha tryska!

Rozwój bohatera w typowej strzelaninie jest czymś zupełnie normalnym i oklepanym, jednak pod warunkiem, że mówimy o trybie wieloosobowym. Odblokowywanie nowych zdolności czy chociażby giwer, to przecież aktualnie norma. Jeśli natomiast mamy na myśli „singla”, to tutaj zwykle dzieje się raczej niewiele. Day:1:Studios postanowiło więc przenieść namiastkę MP do SP - postać w F.3.A.R. zdobywa bowiem poziomy doświadczenia oraz rozwija w trakcie rozgrywki. Punkty niezbędne do awansu gromadzimy, jakże mogłoby być inaczej, za patroszenie przeciwników, zbieractwo oraz najróżniejsze pozornie drobne czynności. Doświadczenie wpada zwłaszcza za wykonanie pewnej ilość headshotów, konsekwentne likwidowanie wrogów określonym typem broni, przesiadywanie za osłonami terenowymi tudzież załatwienie wyjątkowo perfidnego bossa. Niemniej najłatwiej poszukać porozrzucanych na planszy „dymiących” zwłok albo lalek Almy, żeby zgarnąć bonusową i pewną porcję punktów dzięki nawiązaniu tzw.: materialnej więzi (?). Premie wynikające z „levelowania” są dość zwyczajne - począwszy od opanowania wspomnianego wcześniej wślizgu poprzez zwiększenie ilości nabojów w magazynku, skończywszy na przedłużeniu zasobów Bullet Time.

Przejedzmy teraz do elementu, który mięsożerne tygrysy lubią najbardziej, czyli walki i dziurawienia antagonistów wszelkiej maści. Akcja w F.3.A.R. pomimo małego spowolnienia nadal jest bardzo szybka, więc trzeba intensywnie naciskać lewy przycisk myszy, żeby położyć trupem zastępy nacierających wrogów. Podręczny arsenał mnogością żelastwa nie imponuje, ale znajdziemy w nim najpotrzebniejsze zabawki do czynienia krzywdy bliźniemu. Pistolet, strzelba, karabin automatyczny oraz jego cięższy odpowiednik, uzupełniony dodatkowo przez wyrzutnię rakiet, to podstawowy zestaw małego okrutnika. Nieco ciekawiej wypada działko „soczewkowe” rażące cele wiązką laserową i podpalające nieszczęśników oraz zestaw tarcza plus SMG. Całkiem dobrze spisują się także granaty dostępne w kilku smakowitych odmianach - odłamkowe, EMP i ogłuszające. Kąsanie przeciwników na odległość zrealizowano całkiem sprawnie, chociaż niektórym giwerom brakuje nieco mocy. Sporadycznie korzystając z podwójnego UZI lub pistoletu, miałem nieodparte wrażenie, iż przypadkowo podniosłem plastikowa atrapę załadowaną ślepakami.

Walka na dystans w mgnieniu oka może przejść w zwarcie, bowiem wrogowie w trzeciej odsłonie F.E.A.R. wyjątkowo często lubią zmieniać własne i okrążać nasze pozycje. Jeśli pozwolimy łapserdakom na odrobinę swobody, niechybnie dojdzie do starcia twarzą w twarz i dopiero wtedy zrobi się nerwowo. Wówczas najlepiej wykorzystać zdolności walki wręcz, zwłaszcza w wykonaniu Point Mana i jego noża. Dźgnięcie kosą jest o dziwo skuteczniejsze niż celny strzał z shotguna prosto w facjatę, zatem bliskie spotkania trzeciego stopnia oznaczają tylko jedno - więcej krwi, flaków, stygnących ciał i urwanych kończyn. Niezastąpiony w szybkiej i cichej eliminacji bywał również wślizg, zaś umiejętnie połączony z nożem stanowi iście morderczą kombinację. O ile żołnierze statutowo wyposażeni w karabiny średnio radzą sobie w ręcznej robocie, tak pozostała menażeria (Kultyści, potwory itp.) potrafi nawet blokować ciosy, co dodaje walce dramatyzmu. Wcześniejsze części F.E.A.R. pod tym względem, przynajmniej zdaniem niżej podpisanego, wypadały mniej atrakcyjne. Walka daje naprawdę sporo frajdy, szczególnie gdy przejmiemy ofensywna taktykę połączoną razem ze skutecznym używaniem broni palnej.

Osobną kwestią jest korzystanie z pojazdów bojowych w najnowszej grze Day:1:Studios, których przedsmak mieliśmy jeszcze w F.E.A.R.: Project Origin. Bynajmniej nie chodzi o kolejnego łajno wartego jeepa z CKM, transporter opancerzony czy czołg - tylko wielkiego, topornego, okutego solidnym pancerzem Mecha. Przechadzka jednym ze stalowych kolosów zawsze jest przyjemną odskocznią od przebywania w skórze Point Mana lub Fettela, gwarantującą spektakularny rozpierdziel na masową skalę. Najpotężniejsze Mechy, wyposażone w dwa mini-guny, zasobnik rakiet kierowanych oraz energetyczne tarcze, potrafią zmasakrować dosłownie wszystko. Yeah! Przypomniałem sobie dzięki F.3.A.R. czasy genialnego Shogo: Mobile Armor Division i żałuję jedynie, iż etapów z „blaszakami” nie przygotowano więcej. Zupełnie na marginesie dodam - Paxton we własnej osobie nie może przejąć kontroli nad potworami, jednostkami zmechanizowanymi, ani wsiąść z wolnej stopy do Mecha. Potrzebuje więc czyjegoś ciała i jeśli wybijemy do nogi całą okolicę, to ugrzęźniemy w szambie i trzeba będzie zasuwać pieszo, co bywa bardzo uciążliwe.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 1

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.