Relacja z MSI Master Overclocking Arena 2010 EU Qualifier
- SPIS TREŚCI -
Kręcenia śrubokrętem dzień drugi
Drugi dzień rywalizacji, czyli trzeci nasz dzień w Paryżu rozpoczął się wcześnie rano, tak jak dnia poprzedniego. Śniadanie czekało na nas od godziny 7:30, by o 9:00 rozpocząć dalsze batalie. Przed zawodnikami była pięciogodzinna batalia w benchmarku 3DMark Vantage v. 1.0.2 P-Score. Z ważniejszych zasad wymienić jedynie trzeba zakaz używania technologi PhysX.
Dzień rozpoczął się od niemiłego incydentu. Mean Machine wystartował w zawodach z... nosem ociekającym krwią. Mink, czyli Ann-Sofie, która pierwszy raz na oczy widziała zawody overclockerskie, została sama z całym sprzętem. Dzielnie jednak sobie poradziła przy niewielkiej pomocy głównego sędziego..
I need a medic!
Któżby nie chciał z nią trochę pokręcić... procesora ;)
Rywalizacja trwała dalej... Pierwsze wyniki z trzeciej konkurencji jako tako wskazywały na potencjalnych zwycięzców. Cały czas jednak walka toczyła się o każdy punkt. Pierwsza kwalifikacja wg najnowszego produktu Futuremarka wyglądała następująco: Seed z 35 295P, Szwecja z 34 384P, Belgia z 33 838P, Ukraina z 33 482P oraz Polska z 32 963P. Niewiele za nami uplasowali się Włosi i Anglicy, reszta nie oddała żadnego wyniku. W trakcie zawodów po raz kolejny wystąpiły problemy z zasilaniem. Ta sama sytuacja, co dzień wcześniej – mnóstwo problemów i tylko 10 minut więcej... Całość zaczęła nabierać ostatecznych kształtów, gdy szanowny Staff posortował wyniki po łącznym przyroście procentowym. Przez jakiś czas znajdowaliśmy się w gronie drużyn, które kwalifikowały się na finały światowe. Swój wynik poprawili jednak Włosi, różnice były bardzo niewielkie i Finowie wskoczyli 0.22% przed nas. Mimo, iż Ci ostatni rozłożyli swoją platformę na długo przed zakończeniem zawodów nie udało nam się poprawić wyniku. Ostateczna kwalifikacja wyglądała więc następująco:
O godzinie 14:00 zakończyło się odbieranie wyników, a rozpoczęło sprzątanie swoich stolików. Każdy z zawodników otrzymał kartę graficzną oraz płytę główną, pierwsze pięć miejsc dostawało ticket do Taipei, a pierwsze trzy teamy dodatkowo zdobyły nagrody pieniężne o wartości kolejno 500$, 1000$ i 1500$.
Nic nie wychodzi, to może zmodujemy kartę i nie spróbujemy jej zabić?
Może ja też się skuszę...
A jednak ;)
Organizatorzy przyzwyczaili nas do niemałych opóźnień, podobnie rzecz się miała z ceremonią rozdania nagród.
Najpierw standardowo – podziękowania dla organizatorów (wymieniono poszczególne osoby) oraz partnerów. Później na scenę została poproszona pierwsza piątka, zaczynając od miejsca najniższego.
Miejsce piąte - Finlandia, Junksu i Kite
Miejsce czwarte - Belgia, PT1T i Massman
Miejsce trzecie - Włochy, CIsche i Delex
Dookoła skarpetki z sandałami, włosy wystające spod koszulek i piwne brzuszki aż do miejsca numer dwa – jedyna kobieta w stawce i na start swojej przygody z światem overclockerskim osiągnęła wraz ze swym kompanem drugie miejsce. Nie mogło obyć się bez dodatkowych pytań prowadzącego.
Miejsce drugie - Szwecja, Mink i Mean Machine
Miejsce pierwsze i... kuriozalny błąd. Prowadzący po raz kolejny wywołał ekipę z Finlandii, czyli Junksu i Kite’a. Na scenę z niedowierzaniem, ale i uśmiechem na twarzy wszedł najpierw Elmor, a za nim ME4ME. Sprawa została szybko sprostowana, salwy śmiechu jednak były.
Miejsce pierwsze - Szwecja, ME4ME i Elmor
Na sam koniec wezwano pozostałych zawodników, którzy otrzymali pamiątkowe tabliczki. Kolejna chwila dla reporterów i zawody oficjalnie zostały zakończone.
Po posprzątaniu odbyła się dyskusja na temat używanego na zawodach sprzętu, samego eventu i pomysłów na przyszłość. Poruszone zostały różne tematy, od problemów ze sprzętem, po miejsce organizacji eventu. Wieczorem zaproszone osoby po raz ostatni spotkały się w lobby, by wraz z niepełnym składem MSI wybrać uliczkami Disneylandu się do Nex Game Arcade (tu kolejny błąd w broszurkach, błąd w nazwie). Czekał nas krótki spacer po Disneylandzie:
Owe fontanny przed hotelem, miejsce wszystkich schadzek
Po całym dniu na kanapkach i innych przystawkach zaproszono nas do – jak sama nazwa wskazuje – salonu gier... Na obiad mieliśmy więc ciasteczka, kanapeczki i inne słodkości. Szczęśliwi Ci, którzy wybrali się wcześniej do jadłodajni o nazwie McDonald’s. Czekało nas więc kilka godzin rywalizacji z ludźmi z całej Europy i nie tylko w takich „dyscyplinach” jak mini-bowling i bilard. Znalazły się tutaj standardowe automaty, jakie można znaleźć w każdym salonie gier, które jednak robiły duże wrażenie. Można było pograć w House of the Dead, świeże wydanie Virtua Cop (nazwa uciekła mi z głowy), czy zasiąść za sterami różnego rodzaju symulatorów. Nie zabrakło też hammera i kickera. Tutaj Polacy okazali się najlepsi – nikt nie zbliżył się do wyniku, jaki uzyskali Silnoręki Chaos oraz Gromonogi wistler. Nie zabrakło też stepmanii i Guitar Hero. Całość umilały niewielkie butelki z kilkuprocentową zawartością oraz wdzięczną nazwą „1664”. Zabawy zakończyły się wraz z wybiciem godziny 22:00. Uzbierane zielone buteleczki wylądowały więc w centrum kółka przed wejściem do Nex Game Arcade, gdzie miały miejsce długie rozmowy. Wiadomym było, iż soku z gumijagód nie wystarczy na długo, wesoła gromadka przeniosła się pod hotelową fontannę, by tam dalej poświęcać się kolejnym debatom.
Nocne wojaże zaowocowały zmęczeniem w dniu kolejnym, gdyż należało bardzo wcześnie wstać (wraz z ekipą z Ukrainy wyjeżdżaliśmy jako pierwsi). Nastąpiło pożegnanie z obecnymi członkami ekipy MSI i... żegnaj Disneylandzie.