Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Mass Effect - Nowe przygody Kapitana Bomby

Sebastian Oktaba | 26-09-2008 14:17 |

Kapitan „Polewa” - cała naprzód!

Zarys fabuły już pokrótce znacie, niemniej tym, co stale będzie ją popychać do przodu są dialogi z napotkanymi postaciami. Muszę przyznać, że ekipa BioWare się spisała. Znakomita część napotkanych NPC z chęcią oddaje się rozmowie, udzielając wyczerpujących odpowiedzi. Dzięki temu stale dowiadujemy się nowych rzeczy. Klasyczna lista możliwych pytań została zastąpiona prostym, acz finezyjnym kółkiem. Naprawdę nie mam pojęcia, co jest takiego niezwykłego w tym rozwiązaniu, ale szalenie mi się spodobało. Być może konwersacje nie są tak „soczyste” jak w Wiedźminie, ale absolutnie nie można narzekać na ich poziom. Ścieżek dialogowych jest zazwyczaj kilka, stawiających nas przed trudnymi wyborami pomiędzy współczuciem, uczynnością, bezwzględnością lub chciwością. Świat Mass Effect nie emanuje przesadnym poczuciem humoru, jest dystyngowany i chłodny. Nie ma tu miejsca na błazenadę, wszak sprawa dotyczy losów miliardów istnień. Chociaż gdyby Shepard nie zachowywał się jakby połknął kij od szczotki, mogłoby być znacznie ciekawiej.

Jak na porządną grę fabularną przystało, prowadzona przez nas postać powinna określić swój stosunek do otaczającego ją świata. I chociaż pod tym względem Mass Effect ustępuje (ponownie) Wiedźminowi, a od Fallouta II dzielą go już całe lata świetlne, system określający naszą „karmę” został przedstawiony w prosty i ciekawy sposób. Otóż, w zależności od podejmowanych decyzji czy też tonu konwersacji podczas dialogów, otrzymujemy punkty idealisty bądź renegata. Sztuka skutecznej perswazji wymaga również rozwijania umiejętności uroku i zastraszenia, odblokowujących nowe, dyplomatyczne bądź pełne impertynencji opcje rozmowy. Osobiście takie rozwiązanie bardzo przypadło mi do gustu, wszystko jest jasne i klarowne. Niejednokrotnie zmuszeni będziemy także do radykalnych wyborów min: czy zabić opanowanych przez obcą formę życia kolonistów, czy też ryzykując własne zdrowie próbować ich tylko obezwładnić, szukając alternatywnego rozwiązania. Mogę zdradzić, że nie wszyscy nasi towarzysze dotrwają także do końca. W jednej z misji głównego wątku odnajdziemy także nawiązanie do serii Alien(s), gdy w naszych rękach spoczywać będzie los całej rasy odrażających „robali”. O ile kwestia moralności nie jest może najważniejsza, jej rola została wydatnie podkreślona. Czujemy, że ostatnie słowo należy do nas. Kolejny plus na konto Mass Effect.

Wśród informacji jakie zbieramy, kluczowymi punktami bez których połapanie się w tym całym bałaganie byłoby niemożliwe, są: dziennik, leksykon i mapa. Tutaj wielkie brawa dla autorów, ponieważ każdy z tych elementów został świetnie przygotowany. Dziennik, jako nasze podstawowe źródło danych o wykonywanych zleceniach, podzielono na dwie zakładki dla zadań podstawowych i pobocznych. Nie ma absolutnie żadnej możliwości, aby gdzieś się pogubić. Znacznie ułatwia to grę, kiedy nie musimy myśleć o tym, gdzie się podział ostatni wpis, a skupiamy wyłącznie na powierzonym zadaniu. Podobnie wygląda sprawa z mapą, której przejrzystość jest wręcz wzorem do naśladowania dla innych. Natomiast leksykon, to encyklopedia świata w której obszernie opisywane zostały wszystkie poznane rasy, wydarzenia, rodzaje broni, planety i tym podobne. Uwierzcie mi na słowo, jest to materiał tak obszerny, że spokojnie można poświęcić kilka godzin na jego studiowanie. Wracając jeszcze na chwilę do fabuły, w oczy rzuca się silnie zaakcentowany pluralizm polityczny. Szerokie grono występujących w Cytadeli ras dzieli lub łączy wspólna historia, a stopniowo poznawane fakty pozwalają lepiej zrozumieć głębię wykreowanego przez BioWare świata. To fantastyczne uczucie, mieć świadomość bycia częścią wielkiej wspólnoty (niekoniecznie tej radiowej), której tajemnice są równie intrygujące, co przerażające. Z pewnością nie jest to produkt na raz, który po zakończeniu ląduje na półce, by powoli pokrywać się kurzem. Tym bardziej, że można kontynuować grę tą samą postacią, żeby osiągnąć 60 poziom lub wykonać wszystkie opuszczone uprzednio misje również na wyższych stopniach trudności. Przysłowiową rysą na szkle jest krótki czas trwania wątku głównego - zanim na się dobre rozkręci, już docieramy do końca ... Trochę niezrozumiałe dla mnie posunięcie.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.