Recenzja Mortal Kombat PC - Legenda powraca w wielkim stylu!
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Bijcie się, drogie dzieci! Tylko najpierw umyjcie ręce
- 1 - Historia o życiu i śmierci... ale bardziej o śmierci
- 2 - Bez pada bić się raczej nie wypada?
- 3 - Witamy! Witamy! Panie Scorpionie, Pani Kitano...
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Galeria screenów Mortal Kombat
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Pamiętacie jeszcze czasy salonów z automatami do grania, wyrastającymi niczym grzyby po deszczu w każdym większym mieście? Byliście wiernymi czytelnikami czasopisma Secret Service? Posiadaliście Amigę lub komputer napędzany procesorem 386 oraz bogatą kolekcję dyskietek z kultowymi tytułami? Jeśli należycie do pokolenia ukształtowanego na początku lat dziewięćdziesiątych, to niniejsza recenzja będzie dobrym pretekstem do sentymentalnej podróży w przeszłość. Mortal Kombat stanowił ważną część tamtej wspaniałej epoki - wtedy gry tworzyli jeszcze wizjonerzy, artyści i pasjonaci, nie księgowi albo osoby uprawiające dziwne odmiany marketingu. Dzisiaj wszystko się zmieniło, bo kiedy ostatnio widzieliście jakiekolwiek porządne mordobicie na pececie? OK... całkiem niedawno Street Fighter IV próbował coś zwojować, ale pomimo oldschoolowego aranżu nie zdołał reanimować praktycznie wymarłego już gatunku. Swojej szansy szuka teraz Mortal Kombat, który powraca na dyski twarde po przeszło piętnastu latach banicji, licząc na ciepłe przyjęcie ze strony graczy... Problem w tym, że dzisiejsze pokolenie Mortala zna głównie z opowiadań rodziców... albo nawet dziadków... jeśli w ogóle skojarzy nazwę...
Autor: Sebastian Oktaba
Pierwsza odsłona Mortal Kombat w momencie premiery przełamywała obyczajowe granice, rozpętała burzliwą debatę publiczną o szkodliwości gier i błyskawicznie zyskała grono zagorzałych sympatyków oraz przeciwników. Obrońcy moralności żądali nawet zakazu sprzedaży lub przynajmniej częściowego ocenzurowania tytułu, który dosłownie ociekał przemocą w najczystszej postaci, propagując zachowania powszechnie uznawane za niedozwolone. Babcie lamentowały, rodzice zabraniali, psychologowie ostrzegali... Mimo wszystko dzieciaki ochoczo wrzucały kolejne żetony do automatów, ciesząc gęby z możliwości skopania czterech liter kumplom na ekranie niewielkiego monitora. Lepszej reklamy Midway nie mogło sobie chyba wyobrazić, wszak Mortal Kombat długo pozostawało na ustach świata, ciesząc się renomą naczelnego demoralizatora gawiedzi. Co dokładnie wywołało takie poruszenie i rzekomo wypaczało młode wówczas umysły, które dzisiaj mają trzydziestkę na karku? W czym tkwił geniusz Mortal Kombat?
Digitalizowane postacie wzorowane na prawdziwych aktorach okładamy się pięściami, kopały po żebrach i wykonywały najróżniejsze sztuczki, aby doprowadzić przeciwnika do stanu agonalnego. Nieprzyzwoicie grzeczny Street Fightera ze swoją pospolitą kreskówkową oprawą graficzną, wyglądał jak produkcja skierowana do przedszkolaków, podczas gdy Mortal Kombat ocierał się o fotorealizm. Co jednak najważniejsze, rubinowa posoka chlustała obficie, kości gruchotały, zaś wygrany pojedynek można było zakończyć w sposób ekstremalnie brutalny. Większość krzykaczy jako źródło wszelkiego zła wskazywało właśnie fatality, stawiające Mortala w zupełnie innym świetle, niż pozostałe mordobicia dostępne na rynku. Wyrywanie głów razem z kręgosłupem, usuwanie serca bez znieczulenia, zamrażanie i roztrzaskiwanie ciała na kawałki, stanowiły tylko niewielką część bogatego repertuaru obrzydliwości. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku tyle wystarczyło do wywołania skandalu, chociaż analizując zaistniałą sytuację z perspektywy minionego czasu, było w tej histerii sporo przesady.
Mortal Kombat towarzyszyło pececiarzom do czwartej odsłony, aby później bez stosownego pożegnania przenieść się wyłącznie na konsole, jakby platforma Windows nagle straciła swoje znaczenie. Zainteresowanie mordobiciami wprawdzie słabło pod naporem strzelanin pierwszoosobowych i strategii, chociaż MK zawsze cieszyło się wzięciem wśród właścicieli blaszaków, dlatego nigdy nie wybaczyłem ekipie Midway tej zniewagi. Konsekwentnie olewałem edycje niegdyś ulubionej marki na maszynki Microsoft i Sony, więc przygodę ze Scorpionem, Shang-Tsungiem, Sub Zero i spółką zakończyłem w 1998 roku. Kiedy dotarła do mnie informacja, że kolejne MK zmierza na pecety entuzjazmem raczej nie tryskałem, skoro wspaniałomyślni programiści konwersję przygotowywali ponad dwa lata! Jedynym plusem takiego stanu rzeczy jest wzbogacenie gry o wszystkie dotychczas wydane DLC (m.in.: Freddy'iego Kruegera), czemu zawdzięczamy dopisek Komplete Edition. Oby tylko grywalność Mortal Kombat nie rozczarowywała, zmuszając dawnych fanów do wykonania fatality na ostatnim wcieleniu serii... Fight!
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Bijcie się, drogie dzieci! Tylko najpierw umyjcie ręce
- 1 - Historia o życiu i śmierci... ale bardziej o śmierci
- 2 - Bez pada bić się raczej nie wypada?
- 3 - Witamy! Witamy! Panie Scorpionie, Pani Kitano...
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Galeria screenów Mortal Kombat
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150