Algorytmy Google sprawiają, że społeczeństwa są coraz bardziej podzielone. Politycznie, religijnie, a ostatecznie także gospodarczo
Z miesiąca na miesiąc obserwuję, jak nasz zachodni świat jest coraz bardziej podzielony. Mam na myśli płaszczyzny takie jak polityka, religia, podejście do zagadnień społecznych, czy nawet naukowych. W tychże kategoriach coraz trudniej u nas o współpracę, nie wspominając już o jednomyślności. Różnice te wydają się wciąż tylko pogłębiać, brakuje przestrzeni oraz chęci na dialog, a najgorsze jest chyba szufladkowanie, że "jeśli nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam". Owszem, ludzi od zawsze napędzały konflikty. Kiedyś mogliśmy wyładować się biegnąć na sąsiada z dzidą, a dziś, aby zapanować nad rozhuśtaną różnymi czynnikami gospodarką hormonalną, pozostaje nam toczenie wojenek w sieci. Ostatnio doszłam nawet do dość przewrotnego wniosku, że te wojenki wspierane są przez samą sieć...
Różnice w naszych poglądach na politykę, gospodarkę czy też na kwestie społeczne wydają się już tylko coraz bardziej pogłębiać. Gdyby się nad tym mocniej zastanowić, można by dojść do wniosku, że do tego rozwarstwienia przykładają się w dużej mierze algorytmy personalizujące od Google.
Psychologia Facebooka: Jaki wpływ ma na nasze życie social media
W momentach gdy nie pracuję i nie śpię, w poszukiwaniu głębszego sensu życia (którego i tak zapewne nigdy nie znajdę) słucham podcastów przeróżnych "mędrców" tego świata. Wielu z nich mówi totalnie od rzeczy wykorzystując fakt, że w obecnych czasach niemal każdy o trochę mniej przeciętnej osobowości może stać się gwiazdą YouTuba. Jednak wśród wynurzeń tychże mędrców od czasu do czasu znajdzie się coś cennego, co w jakimś stopniu zmienia mój pogląd na świat, a zarazem czyni mnie mniej "kanciastogłową" (czytaj - mniej ograniczoną). Jedną z ostatnich takich mądrości było zalecenie, aby kwestionować dosłownie wszystko, co ma swoje źródło w mediach. Innymi słowy - gdy tylko mamy do czynienia ze stwierdzeniami, obietnicami, bądź wszelakimi "prawdami" płynącymi z ust bądź z klawiatur polityków, dziennikarzy czy też zwykłych internautów, warto te zapewnienia weryfikować. Pytać przede wszystkim, co też mogło spowodować, że dana osoba wypowiada się w takim, a nie innym tonie, a także sprawdzać, czy możliwym jest, aby było raczej zupełnie na odwrót w stosunku do tego, co dana osoba mówi.
Dlaczego oceny graczy i recenzentów są coraz bardziej rozbieżne?
Jeśli weźmiemy sobie do serca takie zalecenie zbyt mocno, możliwym jest, że ostatecznie staniemy się bliskimi obłędu fanatykami. Ale jeśli podejdziemy do tego zagadnienia (kwestionowania, sprawdzania, wyciągania własnych wniosków) rozsądnie, to może zadziać się wprost magia! Zaczniemy bowiem korzystać z mózgu w taki sposób, do jakiego został on stworzony. Otóż... do samodzielnego myślenia, nie zaś do powtarzania jedynie cudzych prawd, które są najczęściej albo w całości białe albo w całości czarne (innymi słowy - zerojedynkowe). Niestety, obecny system edukacji niejako programuje młode umysły, by nie myślały za bardzo i za dużo, a jedynie w ramach tego, o czym jakaś tam władza (ministerstwo edukacji itd.) chce, aby myślały. W tym miejscu grzechem byłoby nie wrzucić popularnego niegdyś mema o ministrze edukacji, który znajdziecie poniżej. Prawda, że pasuje jak ulał?
Dlaczego gdyby życie było grą, byłaby to najgorsza gra na świecie?
Żarty jednak na bok (przynajmniej na kilka chwil), bo sprawa jest poważniejsza, niż może się wydawać. Zwłaszcza w czasach, gdy fake newsy ścielą się gęsto i wykorzystywane są bez względu na to, z którą stroną sporu czy konfliktu mamy do czynienia. Nawet, jeśli dana strona się ich wypiera... (W zasadzie czym mocniej się wypiera, tym bardziej coś jest na rzeczy ;)). Wracając jednak do edukacji - jeśli tak jak ja jesteście jej ofiarami (mowa o pokoleniu przynajmniej od tzw. Nowej Matury), to dobrze wiecie, że uczeni byliśmy w taki sposób, aby na końcu naszej edukacyjnej drogi jak najlepiej wpasować się w klucz egzaminacyjny. Odpowiedź na dane pytanie mogła być tylko jedna: A, B lub C. Zarówno w egzaminach po szkole podstawowej, jak i po szkole średniej nie było miejsca na własną, kreatywną odpowiedź. Te tendencje utrzymują się do dziś, w naszych dorosłych życiach. Po części dlatego, że nie mamy czasu (lub jesteśmy zbyt leniwi), aby poszukiwać własnych odpowiedzi, a już na pewno dlatego, że w obecnych czasach posiadanie zdania odmiennego niż większość bywa przejawem niesamowitej wręcz odwagi.
Osobom, które w jakiś sposób zarządzają innymi, nie zawsze jest na rękę, aby podległe im osoby były przesadnie rozwinięte umysłowo czy emocjonalnie. No bo co w momencie, gdyby okazały się nagle mądrzejsze niż zarządzający?
Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii
Jesteśmy więc nieustannie niejako programowani, aby być za albo przeciw szczepionkom, za albo przeciw homoseksualizmowi, wierzyć albo nie wierzyć w teorię globalnego ocieplenia, wierzyć albo nie wierzyć teoriom spiskowym... Chyba najlepiej prezentującą tego typu rozwarstwienie sytuacją będzie ta, w której ktoś pyta nas, czy jesteśmy "za pomaganiem Ukrainie". I jeśli tylko odpowiemy, że nie, to z marszu stajemy się "ruską onucą"... Tak naprawdę tylko bardzo niewielka część społeczeństwa jest w stanie wpaść na to, że można mieć zupełnie inne podejście na temat konfliktu za wschodnią granicą, niż tylko być za jednymi bądź drugimi. I tu dochodzimy wreszcie do sedna dzisiejszego wywodu, jakim jest przyczynianie się algorytmów Google'a, TikToka i innych gigantów technologicznych do coraz większego rozwarstwienia społeczeństw i sprawianie, że czarne staje się już tylko czarniejsze, a białe już tylko bielsze... Jak to robią?
Swoją drogą osoba, która ukuła termin 'teoria spiskowa' była geniuszem. Dziś wystarczy bowiem nazwać kogoś teoretykiem spiskowym, by natychmiast przestał być brany na poważnie. Dodatkowo my, nie chcąc być postrzegani przez społeczeństwo jak wariaci, unikamy owego osobnika, tym samym niezmiennie wyznając wyłącznie "prawdy głównego nurtu"...
Dlaczego, jeśli nie muszę, nie gram w gry na ich premierę
Jeśli jesteście bardziej lub mniej stałymi Czytelnikami naszego portalu, to nie potrzeba Wam raczej tłumaczyć na czym polegają tzw. spersonalizowane reklamy m.in. od Google. Jeśli jednak na PurePC trafiła jakaś zbłąkana, mniej technologiczna duszyczka (zapraszamy, zostań na dłużej ;)), to czuję się w obowiązku wyjaśnić to zagadnienie choćby w dwóch zdaniach. Wszystko na potrzeby dalszego mego monologu. Otóż spersonalizowane reklamy w internecie to nic innego, jak oferty, które wyświetlają się nam na podstawie tego, czego wcześniej w tymże internecie szukaliśmy. Jeśli więc szukaliśmy nowych butów do biegania, to możemy spodziewać się tego, że w najbliższym czasie, na wybranych, niezwiązanych nawet z butami biegowymi stronach, wyświetlać się nam będzie sportowe obuwie. Niedawno, pod wpływem post-świątecznego oświecenia (z pewnością za sprawą zbyt dużej ilości węglowodanów i nektaru bogów), doszła do mnie rzecz przerażająca...
Podsłuchiwanie przez Google'a także było przez długi czas teorią spiskową. Dziś już wiemy, że aby reklamy były spersonalizowane, wystarczy tylko, że nasz smartfon "usłyszy" o czym mówimy
Let's play czyli dlaczego ludzie płacą za to, żeby oglądać czyjąś grę
Otóż o ile większość z nas wie, że wiadomości z internetu (np. Wiadomości Google) są nam prezentowane przez algorytmy na tej samej zasadzie, co reklamy (a więc są personalizowane na podstawie dotychczasowych wyszukiwań), to chyba mało kto zwrócił uwagę na to, że schemat ten ma w dłuższej perspektywie bardzo negatywny wpływ na spójność społeczeństwa. To znaczy - nie zrozumcie mnie źle - zróżnicowanie w przyrodzie i społeczeństwie to rzecz święta, to wręcz nasze prawo, które prowadzi do rozwoju. Jednak przesadne, ciągłe utwierdzanie się w racjach, w które i tak już święcie wierzymy, nie prowadzi do niczego dobrego. A tak właśnie dajemy się "wkręcać" przez googlowskie algorytmy. Zamiast otwierać się na dialog, szukać nowych rozwiązań, poszerzać swoją wiedzę, zadawać pytania, przyznać się, że może dotąd rozumieliśmy coś w sposób niewłaściwy... wolimy klikać w kolejne, niemal identycznie brzmiące newsy czy artykuły, które ustawicznie utwierdzają nas w przekonaniu, że nasza racja jest tą właściwą.
Dzień Świra... Film z 2002 roku, a niesie ponadczasowe, może nawet aktualniejsze niż kiedykolwiek dotąd przesłanie: obóz NVIDII nigdy nie zrozumie obozu AMD i na odwrót.
Remake'i, rebooty, sequele... Czy w grach nie czeka już nic nowego?
Jeśli jesteście osobami, które całymi dniami mają umysł zaprzątnięty milionem różnych spraw i niekoniecznie załapaliście sens powyższego akapitu, to dla ułatwienia wyobraźcie sobie taką sytuację (albo nawet przypomnijcie sobie, bo na pewno taką mieliście): wpisujecie w wyszukiwarce internetowej sformułowanie "dieta ketogeniczna prowadzi do chorób". Wpisujecie takie sformułowanie, bo jeden z Waszych znajomych powiedział Wam, że "keto jest niezdrowe". Wy, jako zupełni laicy w temacie dietetyki, zaczynacie czytać, jakże zła jest ta dieta, w efekcie czego algorytmy Google, zupełnie (?) nieświadome, nie wartościując nawet wpisanej przez Was treści, będą w najbliższym czasie wyświetlać Wam możliwie zbliżone materiały. A jeśli przeczytacie już kilka / kilkanaście podobnych artykułów, to prawie na pewno utwierdzicie się w przekonaniu, że "keto to zło". No bo skoro trafiacie tylko na takie treści, to to musi być prawda!
Jeśli odwiedzamy treści w internecie za pomocą wyszukiwarki bądź przeglądarki od Google, to nie dziwmy się, że będą nam one później podsuwać treści zbliżone do tych, które dotąd przeglądaliśmy. A to idealny przepis na zamknięcie się w tzw. bańce informacyjnej, którą trudno potem przebić...
Słuchajcie Abrahama. To mądry gość był
Tańcząca z gigabajtami: Groteskowe oferty i walka z operatorami
Z pewnością macie takich znajomych, ba, może nawet osoby w rodzinie, które przedstawiają skrajnie od Was odmienne poglądy polityczne, gospodarcze czy społeczne, i od czasu do czasu podsyłają Wam linki do artykułów, które wręcz godzą w Waszą inteligencję. Zaczynacie się wtedy zastanawiać "jak ten człowiek może w ogóle w coś takiego wierzyć?". Ale wiedząc, że spędza on niekiedy cały swój wolny czas, będąc nieświadomą ofiarą algorytmów personalizujących od Google, możecie przestać się już dziwić. Przysłowie o kłamstwie powtarzanym tysiąc razy z pewnością skądinąd znacie. Rzecz w tym, żeby być choć trochę bystrzejszym od tych znajomych, a przede wszystkim od Google'a (i mu podobnych) który od lat, wykorzystując swoje algorytmy dzieli nas na jakieś dziwne obozy, które skaczą sobie do gardeł w imię rzeczy lub ludzi, którzy dla nas nie kiwnęliby nawet palcem... Tak więc sobie i Wam zalecam: kwestionujcie wszystko dookoła, przede wszystkim Wasze własne, utarte przekonania. Sprawdzajcie cyklicznie, czy przez przypadek z braku czasu, pychy czy z innych powodów nie staliście się już nieświadomymi ofiarami algorytmów wujka Google'a. A to, czy dzielenie społeczeństw to jego celowa zagrywka czy też przypadek przy pracy, to już teoria spiskowa do rozważenia w innym felietonie... ;)