Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii

Ewelina Stój | 16-08-2019 08:00 |

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologiiPodobnie jak w czasach wielkiej rewolucji przemysłowej w XVIII wieku, tak i dziś stoimy u progu (a może i już nawet za progiem) kolejnej rewolucji, która budzi chyba tyle samo lęków, co nadziei. Obserwujemy, że już nie tylko ludzie w sędziwym wieku, ale także i my sami, ludzie - nazwijmy to - w kwiecie wieku, przestajemy czasami nadążać za nowinkami technicznymi, a kiedy indziej nawet nie chcemy już za nimi gonić. Po co przyzwyczajać się bowiem do czegoś, co za kilka lat będzie już zdezaktualizowane i niepotrzebne. Rozwój na nas jednak nie patrzy i czasami wydaje się, że garstka ludzi wprowadza jakieś nowe rozwiązanie, a reszta świata w szybszym bądź wolniejszym tempie musi się do niego dostosować. Musi, bo inaczej zostanie w tyle i nikt nie będzie się na nią oglądać. Pozostanie w tyle, pogubienie się w zakrawających na futurystyczne rozwiązaniach, to tylko jeden lęk, związany z rozwojem nowych technologii. A jest ich przecież cała masa, której nie zdołam w całości przedstawić.

Cyfrowa rewolucja budzi wiele obaw. Strach o przyszłość to nie tylko zabierające ludziom pracę inteligentne maszyny czy oprogramowanie, ale dużo bardziej złożony temat, na który składa się chociażby ludzka moralność, bezpieczeństwo bądź spłycenie relacji.

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii [1]

Każde pokolenie prędzej czy później używa wyświechtanych powiedzeń takich jak "ach, ta dzisiejsza młodzież", "kiedyś było inaczej" czy wreszcie - "dokąd zmierza ten świat". Można więc stwierdzić, że problem nie tkwi w młodych, kolejnych pokoleniach, a w tych starszych, które jakimś (psychologicznym, czy fizjologicznym) sposobem nie potrafią dostosować się do napływających zmian. Wolimy więc niejako widzieć upadek kultury, moralności i wszelkich wartości, niż zaakceptować, że nasza cywilizacja po prostu się zmienia. Wpływ na to miała (i wciąż ma) pędząca przed siebie cyfrowa rewolucja. Czy tego chcemy, czy nie, nie zawrócimy kijem Wisły, i nie wypędzimy ludzi sprzed komputerów, by wyszli do innych, bo to właśnie w sieci istnieje ich własny świat. Nie oderwiemy też oczu dzieci i nastolatków od smartfonów, gdzie króluje Snapchat i Instagram, bo - smutno to mówić - nie wyobrażają sobie oni już życia bez tych elementów. Dziecko zawołane na obiad, co często równa się odłożeniu smartfona, przywdziewa minę, jakby szło na szafot. Przebywając przez dłuższy czas w towarzystwie tych ostatnich, można nawet zacząć się zastanawiać, czy technologia ta ich nie ogłupia, czy nie "opętała" ich przypadkiem do tego stopnia, że gdy z jakiejś przyczyny przez dłuższy czas zabraknie prądu, to będzie się to równało z upadkiem tej cywilizacji zombie? I czy te ludzkie zombie nie zostaną ostatecznie zastąpione przez sztuczną inteligencję i wykorzystywane przez garstkę ostatnich, rozgarniętych przedstawicieli rodzaju ludzkiego? Takich czarnych scenariuszy można mnożyć w bród. Uważam jednak (po kilku latach takich przemyśleń), że ostatecznie nie warto zaprzątać sobie głowy czymś, na co nie mam wpływu. Zwłaszcza jako jednostka. Poza tym kto dał mi prawo do zmieniania tego, jak dziś wygląda świat. Jeśli funkcjonowanie dzisiejszego społeczeństwa faktycznie jest przejawem nadchodzącego upadku człowieka, to - cóż - może tak miało być. A może wręcz przeciwnie - może ta wielka cyfrowa rewolucja sprawi, że ludzkość wejdzie na niewyobrażalnie wysoki poziom rozwoju w każdej dziedzinie, a my niepotrzebnie siejemy panikę? Przyjrzyjmy się więc, czego tak naprawdę lękamy się dziś, jeśli chodzi o rozwój technologiczny. Pozwolę sobie jeszcze zaznaczyć, że poniższe opinie nie zawsze przedstawiają mój punkt widzenia, a jednak możemy się z nimi spotkać u wielu innych ludzi.

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii [2]

Dolina niesamowitości, czyli czy ten robot gniewnie na mnie łypie?

Uncanny Valley, czyli Dolina Niesamowitości, to termin używany w hipotezie naukowej, zgodnie z którą robot, który jest zbyt podobny do człowieka, zaczyna budzić w nas odrazę, strach, generalnie niepokój. Zależność ta została zaobserwowana już w 1970 roku. Otóż roboty, które nie są wcale (lub tylko częściowo) podobne do człowieka, nie wywołują w ludziach dyskomfortu psychicznego. Zwłaszcza, gdy się poruszają. Mniejszy komfort psychiczny czujemy, gry robot taki jest nieruchomy. To chyba zrozumiałe - być może naoglądaliśmy się zbyt wiele filmów o pozornie martwych automatach, które nagle ożywają i atakują, a być może taka już po prostu nasza psychologia. Inaczej ma się rzecz, gdy mówimy o robotach humanoidalnych, czy wręcz antropomorficznych. Czym bardziej android taki zbliżony jest wyglądem do człowieka, tym mniej przyjemne budzi w nas uczucia. I tu ciekawa sprawa - jeśli jest nieruchomy, to jeszcze pół biedy. Największy paraliż i nieufność budzą takie konstrukcje, które nie tylko wyglądają jak ludzie, ale także potrafią samodzielnie się przemieszczać. Zjawisko to zostało już dość dobrze zbadane - wiemy, że na pewno występuje, choć mimo to nie wiemy dlaczego. Osobiście obwiniam tu strach przed hipotetycznym zagrożeniem ze strony inteligentnego obcego, który przecież ostatecznie mógłby zająć nasze miejsce na ziemi. I tu płynnie możemy przejść do kolejnej obawy związanej ze sztuczną inteligencją.


Sophia - humanoidalny robot, którego nie trzeba przedstawiać - w programie The Tonight Show Starring Jimmy Fallon. Nietrudno dostrzec, jak zareagował prezenter tuż po zakończeniu rozmowy z Sophią. Chyba nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie.

Sztuczna inteligencja - nieunikniona na drodze rozwoju. Ale czy bezpieczna?

Niejedna "mądra głowa" próbowała odpowiedzieć na pytanie zawarte w powyższym śródtytule, więc zainteresowani tematem z pewnością nie będą narzekać na brak ciekawej literatury w sieci. Ja jednak odpuszczę sobie dywagowanie na ten temat (brakłoby dnia, a może i tygodnia) i skupię się wyłącznie na lękach, ze sztuczną inteligencją związanych. Jak to w nowoczesnych technologiach bywa, najpierw mamy science fiction (powieść, film), opiewające w prognozy futurologów, zaś po jakimś czasie siłą rzeczy technologia próbuje wprowadzać te fantastyczne rozwiązania w życie. Problem w tym, że w fikcji literackiej sztuczna inteligencja nie zawsze (a raczej nieczęsto) była opisywana pozytywnie. Najczęściej wyrządzała krzywdę ludziom, a ostatecznie przejmowała władzę nad Ziemią. Można się dodatkowo martwić, że skoro wiele scenariuszy z powieści tego nurtu się ziściło, to sprawdzą się i te negatywne z SI. Ale abstrahując od fikcji - o potencjalnych zagrożeniach związanych z "algorytmami, które same się uczą", mówił i Bill Gates, i Stephen Hawking i Elon Musk. W wywiedzie dla BBC, Hawking powiedział nawet, że w pełni uformowana, sztuczna inteligencja będzie początkiem końca naszego gatunku (wywiad znajduje się w wideo poniżej). Jeśli nawet SI nie przejmie władzy nad ludzkością, to pozostaje jeszcze inna obawa: mowa o zastępowaniu nią ludzi na różnych stanowiskach. Najczęściej słyszę głosy buntujących się filologów (chciał, nie chciał wielu znajomych), którzy z uporem woła twierdzą, że SI nigdy nie odbierze im pracy tłumacza. Wówczas mam ochotę pokazać im chociażby cyfrowych prezenterów telewizyjnych, jak chiński Xinhua (wideo również poniżej), aby uświadomili sobie, jak wielki potencjał tkwi właśnie w SI i że wszystko dopiero przed nami.


Stephen Hawking udzielający wywiadu dla BBC: "W pełni uformowana, sztuczna inteligencja będzie początkiem końca naszego gatunku".


Xinhua - cyfrowy prezenter przedstawiający informacje.

Inteligentne samochody - twoje życie w rękach kilku algorytmów.

Sztuczna inteligencja wielu osobom kojarzy się najczęściej ze śmiercionośnym Terminatorem, ale na humanoidalnych robotach łaknących człowieczej krwi, SI się przecież nie kończy. Wszak już dziś implementujemy jej "jakieś tam" namiastki w telefonach, inteligentnych domach czy inteligentnych samochodach. O ile jednak jeszcze sztuczna decyzyjność odkurzacza nie stanowi zagrożenia, to decyzje podejmowane w przyszłości przez smart house czy smart car - już tak. Weźmy na tapet chociażby sytuację, gdy autonomiczny pojazd musi podjąć decyzję, czy narazić na śmierć kierowcę, czy też przechodnia w momencie, gdy na drodze (a dokładniej przed przejściem dla pieszych) "wyrośnie" betonowa przeszkoda. Dla lepszego zobrazowania sytuacji, zamieszczam poniżej rysunek poglądowy. Generalnie rozchodzi się więc o "moralność sztucznej inteligencji". Chyba każdy z nas chce być panem / panią swego losu i nie oddawać go w "ręce" algorytmów, stąd temat ten jest tak dyskusyjny. Naukowcy próbują rozwiązać ów dylemat, przedstawiając podobne, pozornie patowe sytuacje grupom osób badanych, by zbadać ludzki punkt widzenia, odszukać wzór w ludzkich decyzjach dotyczących takich dylematów. Zastrzegają przy tym, że wyniki nie wpłyną na to, jak zachowywać się będą ostatecznie autonomiczne auta. Między innymi właśnie dlatego, że tak trudno jest znaleźć jakiś ogólnoświatowy wzór postępowania - zwłaszcza gdy w grę wchodzą różnice kulturowe. Jedno z takich badań, o nazwie Moral Machine (oficjalna strona projektu TUTAJ), przeprowadzonych przez MIT od 2016 roku na milionach internautów z 233 krajów, wygenerowało następujące wnioski: większość z nas zdecydowałaby się zabić zwierzę oszczędzając człowieka; zabić jedną osobę, by oszczędzić tym samym większą grupę ludzi czy też poświęcić osobę starszą, by uratować młodszą. Problem polega jednak na tym, że etyczne preferencje są różne, dla różnych grup etnicznych. Otóż ankietowani zamieszkujący Azję, nie byli już tak konsekwentni w "cyfrowym poświęcaniu" starszych osób, w imię ratowania młodszych.

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii [3]
Ryzykować śmiercią kierowcy, czy zabić przechodnia? Oto dylematy, z którymi zmagają się twórcy autonomicznych samochodów.

Cyfrowa rewolucja: obawy związane z rozwojem technologii [4]
Decyzja jak zareagować w podobnej sytuacji, za jakiś czas będzie wyłącznie w "rękach" SI.

Deepfake - nie twoje słowa, wypowiedziane twoimi ustami.

Deepfake to nagranie spreparowane przy użyciu sztucznej inteligencji. Polega na nałożeniu twarzy konkretnej osoby na dowolną postać. Chyba nie trzeba tłumaczyć, jak wielkie zagrożenia może nieść taka manipulacja. Możemy przez to zobaczyć jak pewne osoby mówią rzeczy, których nigdy nie powiedziały lub wykonują czynności, których nigdy w rzeczywistości nie robiły przed kamerami. O ile "podmianki" takie mogą służyć rozrywce, to ostatecznie jest to bardzo groźne narzędzie, do szerzenia dezinformacji. Na marginesie, co nieco więcej możecie przeczytać w artykule poczynionym przez redakcyjnego kolegę - Deepfake - sztuczna inteligencja sfałszuje nam rzeczywistość? Deepfake'i są z nami co najmniej od 2017 roku (pierwszy został rzekomo opublikowany na Reddicie przez użytkownika o pseudonimie "deepfakes", stąd nazwa) i choć wciąż wielu z nas spotyka się z tym pojęciem po raz pierwszy (zwłaszcza osoby "nietechniczne"), to eksperci ostrzegają, że powoli wkraczamy z "złotą erę deepfake'ów", i jest się czego bać. Weźmy chociażby scenariusz, w którym na dzień przed wyborami prezydenckimi do sieci trafia nagranie typu deepfake. Widzimy na nim polityka, który wyraża swoje homofobiczne i antysemickie przekonania, a może nawet powołuje się na Hitlera, jako jego guru. Szansa, że większość oglądających nabierze się na taki spreparowany materiał jest większa nawet niż ogromna, co przełoży się naturalnie na wyniki w wyborach.


Jon Snow przeprasza za 8. sezon Gry o Tron - deepfake może być niewinną zabawą...


... Podobnie jak Trump o twarzy Jasia Fasoli. Gorzej jeśli "Trump" zacznie wygadywać rzeczy, mogące zagrozić bezpieczeństwu świata.

Wirtualna rzeczywistość - skoro ciekawsza niż codzienność, to może by w niej zostać...?

Headsety VR jeszcze raczkowały, gdy psychologowie i psychiatrzy już grzmieli: "uzależnienie od "wirtuala" będzie uzależnieniem na skalę tych, związanych z narkotykami". Wiedzieli bowiem, że gogle zaoferują podobny rodzaj ucieczki od rzeczywistości, jak wspomniane czy podobne substancje odurzające. Wirtualna rzeczywistość gwarantuje - generalnie rzecz biorąc - rozrywkę, ale także pomoc, na przykład w terapiach związanych z arachnofobią, czy lękiem wysokości. Polscy naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego dowiedli nawet, że założenie gogli VR z odpowiednimi programami symulacyjnymi zmniejsza u pacjentów odczuwanie bólu, co może być pomocne chociażby dla pacjentów oddziałów onkologicznych. Mamy więc świadomość, jak bardzo już teraz możemy skorzystać z dobrodziejstw VR, a przyszłość przyniesie już tylko większe możliwości. Niestety również i te, które mogą być opłakane w skutkach. Gdy gogle VR zaproponują nam już aplikacje czy gry, zbliżone chociażby graficznie do rzeczywistości, wielu użytkowników może bez większego namysłu wybrać własnie nierealny świat cyfrowy, ponad szarą codzienność. Uzależnienie od VR, na które cierpią ludzie już dziś, działa tak samo jak to od komputera, czy gier komputerowych. Problem w tym, że mocniej. Gogle potęgują bowiem wrażenie przebywania w innej rzeczywistości, zwiększając zaangażowanie i odczuwanie bodźców. Można więc powiedzieć, że jest to idealne środowisko chociażby pod pornografię. Już dziś nie brakuje filmów czy seriali, ukazujących obraz hipotetycznej, szarej przyszłości, a w niej dziesiątek tysięcy ludzi, niemal na stałe zanurzonych w VR, nie mających aspiracji czy potrzeby angażowania się w smutną rzeczywistość.


Uniwersum Ready Player One jest jednym z takich filmów, które pokazują, jak może wyglądać przyszłość, gdy ludzie zatraca się w VR. Choć - moim zdaniem - sam film jest dość mizerny.


Uncanny Valley to z kolei świetny krótkometrażowy film, poruszający problem patologicznej ucieczki w świat wirtualnej rzeczywistości.

Emocjonalna znieczulica i hejt, czy kompleksy pod przykrywką anonimowości?

Prawdę mówiąc, ten akapit dałoby się rozwinąć na cały artykuł. Ba, na niejedną wręcz książkę, którą to zresztą napisano. Co więc z nich wynika? Psychologowie, którzy zajmują się takimi zjawiskami jak social media czy też generalnie całością zjawisk występujących w społeczności internetowej podkreślają, że wspomniane serwisy społecznościowe czy fora, "zalane" są w dużej mierze bardzo samotnymi osobami. Osobami, które poszukują towarzystwa właśnie w sieci przez co paradoksalnie stają się jeszcze bardziej samotnymi. Stronią więc od prawdziwych ludzi, tracąc umiejętności interpersonalne (o ile kiedykolwiek je mieli) i pogłębiają swój mizerny stan, często nie zdając sobie sprawy, jak dużą krzywdę sobie wyrządzają. Ale przecież "dziś robi to już każdy, nie?". No tak, ale gdyby wejść w dalszą polemikę, można przytoczyć chociażby rosnące odsetki samobójstw (także wśród dzieci i młodzieży), wynikające bardzo często z niezrozumienia swoich emocji, a w efekcie prowadzące do nieradzenia sobie z nimi. Nawiasem mówiąc, obecne statystyki są przerażające - co roku życie odbiera sobie niemal 800 tysięcy ludzi, co daje ponad 2 tysiące osób dziennie. Brak funkcjonowania w rzeczywistym środowisku (spotykania się z rówieśnikami, rodziną), prowadzi nie tylko do emocjonalnej jałowości, ale i do braku empatii. A stąd już jeden krok do stania się "internetowym trollem", który za nic ma wszystko i wszystkich. I tu ładnie można poruszyć problem hejtu, który bierze się m.in. z nieumiejętności odczuwania właśnie empatii. Internetowy hejt, wzięty przez naukowców pod lupę pokazał, że wynika on najczęściej z tego, że hejtujący nie radzi sobie sam ze swoimi problemami (np. został kiedyś mocno zraniony), a wylewanie pomyj na innych sprawia mu pozorną ulgę. Pozorną, bo na dłuższą metę dodatkowo drenuje psychikę, niszcząc go od środka. Prowadzone w ostatnim czasie badania łączą ze sobą hejt i brak empatii w następujący sposób: spora część ankietowanych twierdzi, że hejt to tylko "niewinne żarty" i w efekcie nie zdaje sobie sprawy, że słowa, którymi "częstuje" innych, mogą tych innych tak mocno zaboleć. Można to do pewnego stopnia wytłumaczyć tym, że siejąc nienawiść w sieci, faktycznie nie widzimy drugiego, realnego człowieka - jego reakcji czy smutku. Nic więc dziwnego, że obserwując wzrost tych patologicznych zachowań i mając choćby pobieżną wiedzę na temat ich przyczyn, wielu ludzi obawia się, czy nie będzie już tylko gorzej.


Rafał Masny z kanału To Już Jutro, wypowiedział się o hejterach jako o "mentalnych dzieciach". Trafne.


W tym temacie pozostawiam jeszcze produkcję kanału Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS, gdzie poruszono kilka ciekawych kwestii, poszerzających merytorycznie powyższy akapit. Nawiasem mówiąc, osoba prowadzącego wystarczyła, by w komentarzach wylał się... hejt. Ot czasy.

Technologia wszystkiego, czyli cyfrowe lenistwo fizyczne i mentalne drogą do upośledzeń?

Ok Google, zamknij drzwi, otwórz okno, włącz odkurzacz, przygaś światło, wstaw wodę na kawę, przeczytaj za mnie książkę... No tak - kolejnym potencjalnym zagrożeniem, a już na pewno elementem naszego życia, co do którego mamy obawy, jest obniżona aktywność. I to wszelka. Dzięki inteligentnym domom i rozwiązaniom IoT coraz rzadziej wstajemy z kanapy / krzesła i generalnie coraz mniej chodzimy, nawet po mieście (bo wszędzie znajdziemy hulajnogi czy rowery do wypożyczenia). Daje nam to wszystko naturalnie więcej czasu na inne, ważne rzeczy, jednak jak to ze wszystkim bywa - co za dużo, to niezdrowo. Czasami wyobrażam sobie przyszłość jak u Jetsonów, gdzie bajkowy George Jetson, mieszkaniec przyszłości, wstawał rano z łóżka, wskakiwał na taśmę niczym w fabryce, a inteligentny dom robił wszystko za niego. Mył, czesał, ubierał i ostatecznie otwierał drzwi, by ten mógł dotrzeć do pracy. Dobrze by było. Problem w tym, że większość z nas przy takim grafiku, raczej nie zdołałaby utrzymać szczupłej sylwetki George'a. Abstrahując jednak od fizyczności, trzeba jeszcze zauważyć, że podobnie rzecz ma się na płaszczyźnie mentalnej, gdzie koncentracja i siła woli, wydaje się plasować nie w naszych głowach, a w... smartfonach. Aplikacja przypominająca o piciu wody co pół godziny, motywująca do podniesienia się rano z łóżka, motywująca do pracy, przeciwdziałająca prokrastynacji, aplikacja mówiąca nam, czy za oknem jest ciemno czy jasno, aplikacja, w której na mapie świata zaznaczamy, gdzie dokonaliśmy defekacji... Wszystko to razem wzięte zaczyna przypominać coś w rodzaju cyfrowej demencji, która wskazuje na to, że zaczynamy być zupełnie bezradni, niekreatywni i generalnie beznadziejni, gdy tylko znajdziemy się poza zasięgiem smartfona. Można do tego dorzucić obawę o powolne, upośledzanie w czasie pamięci, poprzez brak jej treningu, wynikający naturalnie z tego, że o każdej porze dnia i nocy, pod ręką mamy wyszukiwarkę, która "prawdę nam powie". Po co więc pamiętać o jakichś datach, czy czymkolwiek innym? Nie zrozumcie mnie źle, technologia jest jak najbardziej przydatna i w takich kwestiach, ale znów - co za dużo, to niezdrowo, a co niezdrowo - budzi obawy.


I na koniec nieco luźniej - Jetsonowie, bajka wciąż jeszcze mocno futurystyczna, ale kto wie, czy kiedyś naukowcy nie zechcą zaczerpnąć pomysłów i z niej.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 15

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.