Recenzja NecroVisioN Lost Company - Dance Macabre
- SPIS TREŚCI -
Diabelskie zabawki
Repertuar narzędzi zagłady przygotowany dla Lost Company, obfituje w przedziwne urządzenia wiadomego zastosowania. Obok tak niezbędnych giwer jak CKM, shotgun, pistolet, karabin snajperski czy wyrzutnia rakiem, pojawiło się sporo nietuzinkowego oręża. Pistolet sygnalizacyjny rozpala przeciwników do białości, ale efekt spopielenia nie wywołuje oczekiwanego szoku (Blood wciąż rządzi!). Powraca również znana z NecroVisioN rękawica, dysponująca szerokim wachlarzem zdolności. Oprócz krojenia ostrymi pazurami, zamrażania, podpalania oraz faszerowania motłochu kołkami, jak na przyszłego nekromantę przystało, będziemy mogli także ożywiać zmarłych. Koncepcja zbliżona do BioShock, ale nie dorównująca wszechstronnością plazmidom. Natomiast połączenie granatu, pałki, saperki (!) lub bagnetu w jednej, zaś rewolweru w drugiej dłoni, gwarantuje jeszcze lepsze wyprowadzanie efektownych kombosów. Możliwości uśmiercania mamy zatrzęsienie, podobnie jak menażerii czekającej z niecierpliwością unicestwienia. Niemcy, zombie, akolici, demony i oplecione drutem maszkary, to dopiero początek wyliczanki. W dalszych rozdziałach czekają wilkołaki, ogry oraz spektakularnie wykonani bossowie - gigantyczny troll, truposz na parowym wózku inwalidzkim (!?) czy wysoki niczym stołeczny PKiN golem. Dziwactwo? Ależ oczywiście, co niżej podpisanemu niezbyt przypadło do gustu. Zdecydowanie łaskawiej spoglądam w kierunku żywych trupów w okopach, niż hord demonów wprost z piekła. Ot, subiektywna ocena recenzenta.
Lost Company pomimo swojej wtórności, pretensjonalności oraz zamierzonej chaotyczności, byłaby zupełnie wartościowym produktem, gdyby nie żenujące babole techniczne. Klinujący się przeciwnicy, dziwnie powykręcane ciała i przenikające wzajemnie obiekty, zalatują amatorszczyzną. Cienie wydają się pojawiać w niewłaściwych miejscach, kule bezkolizyjnie przelatują przez szyby i nawet widok oponenta wbitego głową w ziemię, to zjawisko nader częste. Coś jeszcze? Chociażby możliwość „wlecenia” samolotem do środka Zeppelina w jednej z misji, świadczy o niechlujstwie programistów. Trudno zgadywać, co było przyczyną takiego niedbalstwa, skoro w NecroVisioN podobnych bugów praktycznie nie zauważyłem. Czyżby studio The Farm 51 w przedpremierowym pośpiechu zapomniało o wnikliwych beta testach? Podobne kwiatki nie przystroją grze, która nie zalicza się do zaszczytnego grona budżetówek City Interactive. Dzięki Bogu, w trakcie kampanii nie mamy wątpliwej przyjemności ponownego wysłuchiwania sentencji wypowiadanych przez Tomasza „Skalskiego” Kota. Angielskie głosy z niemieckim akcentem brzmią cholernie zabawnie, budują jednak w jakimś stopniu klimat.
Jeżeli tryb fabularny pozostawi niedosyt lub jesteśmy zadeklarowanymi masochistami, pomocna może okazać się sala wyzwań. Owa placówka służy nie tylko poprawianiu statystyk ukończonych etapów, ale również pozwala wykonywać makabryczne zadania specjalne. Najprostsze polega na odstrzeleniu czterdziestu zombiaków, majestatycznie szybujących w powietrzu... Praca w imię bonusów nie należy do łatwych, ani rozwijających duchowo - taki jej urok. Na koniec został jeszcze do omówienia ubogi moduł multiplayerowy. Pięć konkurencji w tym deathmatch (również drużynowy), ostatni ocalały czy capture the flag, to absolutne minimum. Jedyną nowością jest tryb Gas Attack (wciąż brak Cooperative!) polegający na rywalizacji o maskę gazową, zanim trujące opary wypełnią nasze płuca. Oczywiście, ten kto przyodzieje maskę, zdobywa automatycznie przewagę nad rywalami. Brzmi ciekawie, ale potencjału wieloosobowych partyjek nie dane mi było zakosztować, bowiem w trakcie pisania recenzji (dwa tygodnie po debiucie gry w sklepach), nie znalazłem żadnego serwera! Można więc założyć, chyba zupełnie słusznie, że NecroVisioN: Lost Company konkurencji Call of Duty Modern Warefare 2 czy Battlefield: Bad Company 2 nie stworzy.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150