Recenzja Metro: Last Light - Mocny klimat i świetna grafika
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Co stacja, to lepsza atrakcja
Lokacje to bezsprzecznie jedna z najmocniejszych stron recenzowanego Metro: Last Light, gdzie twórcy wykazali się ogromną wyobraźnią przestrzenną i wyczuciem oczekiwań bywalców czarnobylskiej Zony. Plansze natychmiast przywodzą na myśl serię S.T.A.L.K.E.R. kapitalnie oddając atmosferę zdezelowanego miasta oraz mikrokosmosu jaki powstał w korytarzach podziemnej kolejki. Osoby cierpiące na klaustrofobię mogą poczuć pewien dyskomfort, ale zwolennicy eksplorowania betonowych labiryntów będą wprost zachwyceni. Wnętrza rosyjskiego metra są ciasne, wilgotne, obskurne oraz spowite gęstą aurą tajemniczości, która dosłownie wylewa się z ekranu. Wbrew pozorom różnorodność scenerii jest stosunkowo duża, bowiem często wychodzić będziemy na powierzchnię, gdzie otrzymujemy trochę swobody w dotarciu do celu. Wprawdzie mapki rozmiarem nie dorównują jakiejkolwiek odsłonie S.T.A.L.K.E.R, ale pewien krok naprzód względem mocno „zamkniętego” poprzednika został wykonany.
Odwiedzimy stacje kontrolowane przez komunistów, odrodzoną nazistowską rzeszę, neutralne rybackie osady, kryjówki bandziorów i centrum dowodzenia D6, jakie zdobyliśmy razem z kamratami w Metro 2033. Jednak szczególnie miło wspominam rozdział kiedy zasiadamy za sterami drezyny stylizowanej na amerykański krążownik szos, poruszając się wzdłuż opuszczonej linii z licznymi odnogami czekającymi na zbadanie. Ekipa 4A Games ewidentnie czerpała inspiracje z Half Life: Episode Two, czego akurat nie muszą się wstydzić, skoro efekt końcowy wyszedł pierwszorzędnie. Wcale niezgorzej prezentują się radioaktywne bagna i okolice prawosławnej cerkwi - wyobraźcie sobie zniszczone budynki, nienaturalnie gęstą trawę, dziwne poświaty przypominające błędne ogniki, zaś wszystko skąpane w upiornie bladej poświacie księżyca. Odrobinę irytuje tylko długość poszczególnych poziomów, które są bardzo krótkie i cholernie często pojawiają się ekrany ładowania.
Klimat? Jest rewelacyjny, wielowarstwowy, czyli nie bazuje wyłącznie na przygnębiających sceneriach, ale wynika z wielu drobnych cieszących oczy detali tworzących spójną całość np.: kiedy wkroczymy do wychodka muchy zaczynają obsiadać ekran. Silne wrażenie wywiera retrospekcja na pokładzie samolotu pasażerskiego, który w momencie wybuchu bomb jądrowych przelatywał nad Moskwą - panika, modlitwy, przekleństwa i strach naprawdę się udzielają. Poza tym, wprowadzono też sporo trafnych akcentów humorystycznych. Stojąc bezczynnie przez dłuższą chwilę postać zaczyna bawić się bronią - sprawdza magazynek, ogląda kurek, bada czy mechanizm spustowy działa i... przycina sobie palec :) Innym razem podrzuca karabin na kilkanaście centymetrów, potem na kilkadziesiąt, ostatecznie ponad granicę ekranu, ale giwera nie wraca do właściciela i Artem nerwowo zaczyna się rozglądać, wtedy dopiero żelastwo opada. Uśmiałem się również setnie obserwując, jak stary dziad podgląda przez okno żołnierzy baraszkujących z paniami lekkich obyczajów. Swoją drogą, sami z takiej atrakcji możemy skorzystać (BoobsFX bejbe!).
W odróżnieniu od Metro 2033 kładącego nacisk na kanonady, sequel niejednokrotnie pozwala obejść przeciwników bez rozlewu krwi i polemiki z ołowianymi argumentami w roli głównej. Owszem, poprzednik czasami taką ewentualność oferował, niemniej w Last Light rozwiązano to zdecydowanie lepiej umożliwiając niszczenie źródeł światła czy bezszelestne zdejmowanie patroli przy użyciu noży. Niestety, katastrofalna inteligencja komputerowych oponentów czyni skradanie dziecinnie prostym - przejście kilka kroków obok strażnika zwykle nie wzbudza jego zainteresowania. Trzeba się mocno postarać, aby nierozgarnięte szumowiny dostrzegły nieznaną sylwetkę przemykającą między filarami i wszczęły alarm. Przynajmniej podczas walki łapserdaki radzą sobie przyzwoicie, a potrafią też pozytywnie zaskoczyć. Pewnego razu postanowiłem wziąć z zaskoczenia grupkę adwersarzy, więc zostawiłem furę przed wejściem do bocznego tunelu... jednak goście zaczęli głośno zadawać pytania: czyja to maszyna i ruszyli na poszukiwania właściciela. Zasadzka nie wypaliła, aczkolwiek minę miałem wtedy nieźle zdziwioną.
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150