Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Metro: Last Light - Mocny klimat i świetna grafika

Sebastian Oktaba | 20-05-2013 00:05 |

Co stacja, to lepsza atrakcja

Lokacje to bezsprzecznie jedna z najmocniejszych stron recenzowanego Metro: Last Light, gdzie twórcy wykazali się ogromną wyobraźnią przestrzenną i wyczuciem oczekiwań bywalców czarnobylskiej Zony. Plansze natychmiast przywodzą na myśl serię S.T.A.L.K.E.R. kapitalnie oddając atmosferę zdezelowanego miasta oraz mikrokosmosu jaki powstał w korytarzach podziemnej kolejki. Osoby cierpiące na klaustrofobię mogą poczuć pewien dyskomfort, ale zwolennicy eksplorowania betonowych labiryntów będą wprost zachwyceni. Wnętrza rosyjskiego metra są ciasne, wilgotne, obskurne oraz spowite gęstą aurą tajemniczości, która dosłownie wylewa się z ekranu. Wbrew pozorom różnorodność scenerii jest stosunkowo duża, bowiem często wychodzić będziemy na powierzchnię, gdzie otrzymujemy trochę swobody w dotarciu do celu. Wprawdzie mapki rozmiarem nie dorównują jakiejkolwiek odsłonie S.T.A.L.K.E.R, ale pewien krok naprzód względem mocno „zamkniętego” poprzednika został wykonany.

Odwiedzimy stacje kontrolowane przez komunistów, odrodzoną nazistowską rzeszę, neutralne rybackie osady, kryjówki bandziorów i centrum dowodzenia D6, jakie zdobyliśmy razem z kamratami w Metro 2033. Jednak szczególnie miło wspominam rozdział kiedy zasiadamy za sterami drezyny stylizowanej na amerykański krążownik szos, poruszając się wzdłuż opuszczonej linii z licznymi odnogami czekającymi na zbadanie. Ekipa 4A Games ewidentnie czerpała inspiracje z Half Life: Episode Two, czego akurat nie muszą się wstydzić, skoro efekt końcowy wyszedł pierwszorzędnie. Wcale niezgorzej prezentują się radioaktywne bagna i okolice prawosławnej cerkwi - wyobraźcie sobie zniszczone budynki, nienaturalnie gęstą trawę, dziwne poświaty przypominające błędne ogniki, zaś wszystko skąpane w upiornie bladej poświacie księżyca. Odrobinę irytuje tylko długość poszczególnych poziomów, które są bardzo krótkie i cholernie często pojawiają się ekrany ładowania.

Klimat? Jest rewelacyjny, wielowarstwowy, czyli nie bazuje wyłącznie na przygnębiających sceneriach, ale wynika z wielu drobnych cieszących oczy detali tworzących spójną całość np.: kiedy wkroczymy do wychodka muchy zaczynają obsiadać ekran. Silne wrażenie wywiera retrospekcja na pokładzie samolotu pasażerskiego, który w momencie wybuchu bomb jądrowych przelatywał nad Moskwą - panika, modlitwy, przekleństwa i strach naprawdę się udzielają. Poza tym, wprowadzono też sporo trafnych akcentów humorystycznych. Stojąc bezczynnie przez dłuższą chwilę postać zaczyna bawić się bronią - sprawdza magazynek, ogląda kurek, bada czy mechanizm spustowy działa i... przycina sobie palec :) Innym razem podrzuca karabin na kilkanaście centymetrów, potem na kilkadziesiąt, ostatecznie ponad granicę ekranu, ale giwera nie wraca do właściciela i Artem nerwowo zaczyna się rozglądać, wtedy dopiero żelastwo opada. Uśmiałem się również setnie obserwując, jak stary dziad podgląda przez okno żołnierzy baraszkujących z paniami lekkich obyczajów. Swoją drogą, sami z takiej atrakcji możemy skorzystać (BoobsFX bejbe!).

W odróżnieniu od Metro 2033 kładącego nacisk na kanonady, sequel niejednokrotnie pozwala obejść przeciwników bez rozlewu krwi i polemiki z ołowianymi argumentami w roli głównej. Owszem, poprzednik czasami taką ewentualność oferował, niemniej w Last Light rozwiązano to zdecydowanie lepiej umożliwiając niszczenie źródeł światła czy bezszelestne zdejmowanie patroli przy użyciu noży. Niestety, katastrofalna inteligencja komputerowych oponentów czyni skradanie dziecinnie prostym - przejście kilka kroków obok strażnika zwykle nie wzbudza jego zainteresowania. Trzeba się mocno postarać, aby nierozgarnięte szumowiny dostrzegły nieznaną sylwetkę przemykającą między filarami i wszczęły alarm. Przynajmniej podczas walki łapserdaki radzą sobie przyzwoicie, a potrafią też pozytywnie zaskoczyć. Pewnego razu postanowiłem wziąć z zaskoczenia grupkę adwersarzy, więc zostawiłem furę przed wejściem do bocznego tunelu... jednak goście zaczęli głośno zadawać pytania: czyja to maszyna i ruszyli na poszukiwania właściciela. Zasadzka nie wypaliła, aczkolwiek minę miałem wtedy nieźle zdziwioną.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 37

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.