Recenzja Metro: Last Light - Mocny klimat i świetna grafika
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
Wymianie ognia w Metro 2033 trochę brakowało soczystości, czego nie potrafiły zrekompensować niezła fabuła, grubo ciosany klimat oraz znakomita oprawa wizualna. Sequel wydaje się jednak bardziej emocjonujący, pomimo iż fizyczne zachowanie używanych giwer pozostało z grubsza po staremu, więc miłośników hardcorowej jatki w stylu Bioshock: Infinite czy Bulletstorm raczej nie usatysfakcjonuje. Części arsenału wciąż brakuje odrobiny mięsa pozwalającego poczuć, że dzierżymy w łapie kawał solidnego żelastwa, aczkolwiek wyrzutnia granatów, dubeltówka, strzelba automatyczna Shambler czy AKS-47U przynoszą sporo radochy. Ostatnia dwójka w zasadzie wystarczy do pełni szczęścia, wszak korzystałem z takiego tandemu nagminnie przez praktycznie całą kampanię, ale skoro dorwać można broń o mniejszym kalibrze albo odmiennym charakterze (pneumatyczna), to wszystko powinno działać bez zarzutu. Strzelaniny w Last Light są również dość stonowane, bowiem nie dysponujemy żadnymi mocami specjalnymi, spowolnieniem czasu, ani trybem furii - jesteśmy my, giwery i przeciwnicy.
Artem może jednoczesność taszczyć trzy dowolne rodzaje pukawek, wśród których przewijają się pistolety, strzelby, karabiny szybkostrzelne oraz snajperskie, ładunki wybuchowe i ciężkie spluwy na wymagającego zwierza. Sumarycznie występuje ponad dwadzieścia różnych narzędzi mordu, natomiast broń palna dodatkowo posiada kilka wariantów wyposażenia m.in.: zaawansowaną optykę, rozszerzone magazynki czy tłumiki. Jeśli dotrzemy do miasta i zagadamy mechanika, sami dobierzemy poszczególne elementy za drobną opłatą (walutą są naboje), ale ciekawe wersje niereferencyjne znajdziemy również w terenie. Zdecydowanie warto zaglądać w ciemne zakamarki, ponieważ AKS-47U doprawiony celownikiem laserowym albo noktowizyjnym, to bardzo sympatyczna zabawka. Oprócz tego w podręcznym arsenale czekają jeszcze bagnet, noże do rzucania, miny zbliżeniowe i granaty, więc repertuar jest zróżnicowany. Amatorzy hucznej rozwałki oraz dyskretnego mordowania znajdą tutaj coś odpowiedniego na niemalże każdą okazję.
Kiedy ciemność trzyma świat w morderczym uścisku, nawet promień latarki może stanowić skuteczny oręż w starciu z potworami, które zamieszkują mroczne tunele i nienawidzą jego blasku. Kilkanaście etapów Metro: Last Light oparto na właśnie takim sprytnym pomyśle, znanym chociażby z Alan Wake, gdzie przeciwników nie sposób zranić bez uprzedniego potraktowania wiązką promieni. Latarka ładowana przez dynamo nareszcie znalazła idealne zastosowanie przysmażając wrażliwych gagatków - skwierczących, syczących i błyskawicznie uciekających na widok światła. Jeśli gdziekolwiek dostrzeżecie lampę parafinową, halogen, jarzeniówkę tudzież pochodnię, to koniecznie zróbcie z niej użytek, zanim obskoczą Was zmutowane pająki. Refleksy, rozbłyski oraz promienie wyglądają w Metro: Last Light przepięknie, więc twórcy połączyli przyjemne z pożytecznym, urozmaicając gameplay i eksponując technologiczny kunszt autorskiego silnika graficznego.
Spacerowanie po skażonych rejonach wymaga założenia maski gazowej oraz systematycznej wymiany filtrów, inaczej nasz bohater prędzej czy później wyzionie ducha od nadmiaru chemicznych oparów. Każdy roztropny S.T.A.L.K.E.R. takowy sprzęt na wyposażeniu posiada, natomiast filtrów trzeba szukać w skrytkach, skrzyniach i przy ciałach poległych, ponieważ jeśli zabraknie nam wkładów długo nie pociągniemy. Maska z czasem ulega wizualnemu zużyciu, zwłaszcza gdy obrywamy prosto w dziób od wkurzonych mutantów - wówczas na szkle pojawiają się pęknięcia, krople, brud, para wodna czy spływająca stróżkami krew. Surwiwalowa nutka Last Light jest dzięki temu bardziej sugestywna, zaś nasłuchiwanie ciężkiego oddechu protegowanego dodatkowo wzmacnia realizm podczas przemierzania zdewastowanej Moskwy. Z przydatnych gadżetów warto jeszcze wspomnieć o noktowizorze oraz zapalniczce w kształcie pocisku 7.62 mm, którą można nie tylko rozświetlić mrok, ale również podpalać gigantyczne pajęczyny.
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150