Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę
- SPIS TREŚCI -
Tak jak nie jestem i nigdy nie byłem fanem looter shooterów, tak Borderlandsy stanowią jedyny jak dotychczas wyjątek. Wiele lat temu pierwsza część wzięła mnie zupełnie z zaskoczenia, a do drugiej do dziś czasem wracam - choćby do co-opa ze znajomymi. Potem już niestety było tylko gorzej (nie liczę Tales From Borderlands, tworzonego przez kogoś innego), z bardzo taką sobie częścią trzecią na czele. To właśnie ona okazała się swoistym hamulcem dla serii, odchodząc od wielu udanych konceptów poprzedników. Stąd pierwsze wieści o Borderlands 4 przyjąłem z zaciekawieniem, ale zarazem bez specjalnego entuzjazmu. Gearbox rzecz jasna od punktu startowego kampanii zaklinało się na wszelkie świętości, że to będzie nowa jakość. Jaki jest faktyczny efekt? Tutaj sprawa nie jest taka prosta.
Autor: Szymon Góraj
W 2009 roku Gearbox Software rozbiło bank otwarciem tej serii, a trzy lata później jeszcze poprawili całość niemal pod każdym względem, budując IP na bardzo długi czas. "Jedynka" miała chyba najbardziej "poważny" klimat (aczkolwiek mówimy wciąż o szalonej strzelaninie z pokręconymi, co rusz rzucającymi one-linery postaciami), wtedy też zachwyciła świat dynamiczną rozgrywką, w której zmiatamy kohorty różnorodnych przeciwników łapaną po drodze bronią (i innymi częściami ekwipunku), dającą różnorodne efekty i wykorzystując zdolności specjalne jednej z czterech postaci - z których każda posługiwała się lepiej określonymi pukawkami (jednej lepiej było szyć z dystansu ze snajperki, inna preferowała bezpośrednie starcia i bazooki etc.), co zachęcało do eksperymentowania i przechodzenia gry raz za razem, mierząc się też z coraz to kolejnymi wyzwaniami. Dużą rolę w sukcesie pełniła opcja kooperacji - nawet wozy do eksploracji miały miejsca dla dodatkowych graczy. Może i fabuła była kompletnie do zapomnienia, ale przy tak świetnym koncepcie i do tego jeszcze przyjemnej dla oka, cell-shadingowej oprawie, czy niemal idealnie zaprojektowanych do ciągłej walki mapach większość problemów nie miało znaczenia. Takie Borderlands 4 to już trochę inna rozmowa.
Po sześciu latach czekania Gearbox dostarcza nam Borderlands 4, które wrzuca nas na nową planetę, odgradzając od bodaj każdego mocno krytykowanego aspektu "trójki". Co może pójść nie tak...?
Borderlands 4 - niejednoznaczny start nowej części serii. Wysokie oceny, mocna krytyka za stan techniczny
Po latach stwierdzam, że Borderlands 2 jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem Gearbox. Oczywiście trochę z przekąsem, bo wątpię, żeby ktokolwiek z twórców na poważnie miał jakiś problem z dorobkiem tej odsłony. Wysokie oceny w recenzjach, euforia ze strony graczy, powszechne uznanie i szacunek aż do teraz. Pogodniejszy ton nie zepsuł wizji, zostawiając zresztą niemało miejsca na więcej czarnego humoru, czy popkulturowych odniesień. Rozgrywka była jeszcze bardziej satysfakcjonująca - tak solowa, jak dla większej liczby osób, pozostawiając tym ostatnim np. o wiele lepszych engame'owych bossów. Wszystko było znacznie lepiej przemyślane pod kątem mechanik, a do tego zainwestowano w fabularną otoczkę, która nie była zapchajdziurą. Gromadkę dziwaków i psychopatów oraz pokręcone questy składające się na misje główne i poboczne spajała jedna postać: Handsome Jack. Dla wielu jeden z najlepiej napisanych antagonistów w historii gier wideo absorbował wszystkich swoją magnetyczną, pełną sprzeczności osobowością, stale podtrzymując komunikację z graczem (ruch o tyle genialny, co nadmiernie eksploatowany w każdej kolejnej części). To był niekwestionowany szczyt serii i każda kolejna gra marki odczuwała jej gigantyczny ciężar.
Wymagania sprzętowe Borderlands 4 PC. Kolejna gra na Unreal Engine 5 ze wsparciem dla DLSS, FSR, XeSS i TSR
Nie chcę też przesadzać w drugą stronę i pisać, że wszystkie późniejsze looter shootery były nic niewarte. Część trzecia na przykład poprawiła wiele elementów gameplayowych, a taki spin-off Tiny Tina's Wonderlands starał się rozwinąć ideę z najlepszego rozszerzenia w całej historii Borderlands - czyli Tiny Tina's Assault on Dragon Keep: A Wonderlands, w którym nawiązano do D&D. Każdej z wymienionych pozycji wytknąć jednak trzeba co najmniej kilka cięższych zarzutów, które znacząco obniżają całościową ocenę. Wiadomo, nikt nie oczekuje scenariusza na miarę Tormenta (plus, powiedzmy sobie szczerze, wychwalana przeze mnie "dwójka" przy wszystkich swoich zaletach również takowej nie posiada). Ale gdy i tak dotychczas balansujący na granicy żenady humor rozjeżdża się w szwach, a rozwiązania w kluczowych wątkach po prostu wkurzają (patrzę tu głównie na Borderlands 3), urasta to do rangi sporej przywary, mogącej nawet zniechęcić do cyklu. Dodajmy do tego mniej ciekawych pomysłów na dłuższe utrzymanie grających i rysuje nam się obraz swoistego kryzysu. No dobrze, pojawił się jeszcze wcześniej Borderlands Pre-Sequel, ale był to po prostu przyjemny bonus rozwijający postać Handsome Jacka i dający te 8-10 godzin rozwałki podpiętej pod odsłonę drugą. Teraz wchodzimy w erę Borderlands 4. Deweloperzy przegrupowali siły i przypuścili atak od zupełnie innej strony.
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- następna ›
- ostatnia »
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja Cronos: The New Dawn - Nowy horror od Bloober Team to połączenie Dead Space i Silent Hill 2 Remake... w epoce PRL
47
Recenzja Mafia: The Old Country - sprawdzamy, czy wyjazd na Sycylię pomógł studiu Hangar 13 w stworzeniu udanego prequela
39
Recenzja DOOM: The Dark Ages PC - Powrót do piekła może być przyjemny. Czy Slayer poradził sobie z demonami przeszłości?
202
Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
80