Recenzja Deathloop – balansując między Dishonored, Borderlands a Dniem Świstaka. Nieszablonowa gra dla nieustępliwych
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Roguelike to, czy jaki inny wybryk?
- 2 - Dishonored to to nie jest, ale też jest przyjemnie
- 3 - To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi
- 4 - Tyleż zalet, co niedociągnięć. Ale wciąż jest z tego 'fun'
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Wrażenia z gry w wersji na PlayStation 5
- 7 - Deathloop – galeria screenów
- 8 - Deathloop - technikalia i podsumowanie
To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi
Jeśli dotrwaliście do tego momentu, to należy się Wam jeszcze jedno wyjaśnienie - nie, Deathloop to nie jest gra, która nie wybacza. Jedna kulka w łeb Colta nie oznacza, że ten umiera i ponownie musi wybrać dystrykt i czas, w którym chce się pojawić. Raz, że Colt ma pasek zdrowia, który uzupełnia napotkanymi puszkami medykamentu, a dwa, że zanim naprawdę zostaniemy cofnięci na początek mapy, będziemy mieli szansę "przekręcić się" dwukrotnie. Wówczas to gra cofnie nas o kilkadziesiąt, kilkaset metrów od miejsca, w którym nas kropnięto. Jeszcze ważniejsze jest jednak to, że nawet gdy ktoś nas zabije... na amen (trzeci raz), a my pojawimy się w nowej pętli na początku mapy, to nie oznacza to, że poczynione przez nas akcje również ulegną zresetowaniu. Świat pozostaje mianowicie niezmieniony i respektuje nasze dokonania z przeszłości. Tyle tylko, że każdego dnia odradzają się w nim zabici ludzie. Jeśli więc udało nam się wykonać np. jakieś zadania poboczne, pozyskać ważną informację czy też odnaleźć kod do drzwi, to dane te pozostają z nami także w "kolejnym wcieleniu".
Ten widok ujrzycie nie raz. To nic innego jak rozpoczęcie nowej pętli po trzecim zgonie bądź gdy minie już poranek, południe, popołudnie oraz wieczór. Witaj nowa pętlo
Takie podejście ma sens, bowiem twórcom gry zależało, abyśmy poznali lokacje i ich tajemnice jak najlepiej, by w kolejnych pośmiertnych pętlach wykorzystywać tę wiedzę na swoją korzyść. Ostatecznie nie ma więc siły - będziemy przechadzać się dystryktami do przysłowiowego bólu, aż podążając tropami odnajdziemy lokalizacje wypasionych giwer czy skrytek z uzbrojeniem. Kiedy oczyścimy mapy z takich właśnie zadań pobocznych i innych aktywności, znając już Blackreef jak własna kieszeń – wówczas będzie można spróbować zapolować na Wizjonerów. Odbędzie się to jakoś po 20-25 h zabawy. Kolejne godziny to z kolei rozkminianie, jak zabić wszystkich Wizjonerów jednego dnia. Da się to bowiem zrobić na kilka sposobów, w tak zwany "hard way" oraz "easy way". Często, aby móc sprzątnąć delikwenta w jak najłatwiejszy sposób (najmniej ryzykowny dla nas), trzeba będzie jednak się wysilić - podsłuchać czyjeś rozmowy, czy znaleźć jakąś poszlakę. Jeśli się postaramy, mamy nawet szansę, aby załatwić dwóch wrogów na raz.
O Wizjonerach dowiemy się co nieco już na starcie gry
W tym miejscu warto płynnie przejść do kwestii związanej ze światem przedstawionym w grze. Czy jest żywy? Czy przypomina ten z Dishonored, czy jest przeładowany znajdźkami? Pisząc najkrócej jak się da - świat Deathloop wydaje się być bardzo żywy. Podobnie jak w Dishonored z wielu stron słyszymy głosy rozmawiających ze sobą osób (naszych wrogów). Jest ich jednak nie tylko więcej niż w Dishonored, ale prowadzą oni także bardziej realistyczne rozmowy (najczęściej oczywiście zabawne). Nadmienię też przy okazji, że gra wypełniona jest po brzegi przekleństwami, jednak wkomponowano je nie na siłę i brzmią przekonywująco. W zasadzie będąc na miejscu Colta, czy też jego przeciwników, sama rzucałabym bluzgami już chyba tylko bardziej. Wielu z Was uciszy się także na informacje o tym, że w grze mamy rozsądną ilość znajdziek pod postacią materiałów czytanych (karteluszek, e-maili itd.). Jest to tylko niezbędne minimum potrzebne do wykonywania zadań, niewydłużające sztucznie czasu gry.
Znajdźki także bywają zabawne. Tak jak ta ulotka z domu uciech fizycznych
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Roguelike to, czy jaki inny wybryk?
- 2 - Dishonored to to nie jest, ale też jest przyjemnie
- 3 - To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi
- 4 - Tyleż zalet, co niedociągnięć. Ale wciąż jest z tego 'fun'
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Wrażenia z gry w wersji na PlayStation 5
- 7 - Deathloop – galeria screenów
- 8 - Deathloop - technikalia i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150