Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej

Piotr Gontarczyk | 07-12-2019 09:00 |

TOP 10: Donnie Darko, Das Boot, Alien

10. Donnie Darko (2001)

Przełom XX i XXI wieku to był dobry czas dla ciężkiego, ambitniejszego kina. Ten trend bardzo wzmocnił "Donnie Darko", który na samym początku miał problemy z uzyskaniem rozgłosu i uznania. Dopiero kilka tygodni od premiery wieść o filmie zaczęła rozprzestrzeniać się w internecie, co zaczęło przyciągać ludzi do kin. Wtedy był to jeden z najbardziej (o ile nie najbardziej) zakręconych thrillerów psychologicznych. Richard Kelly jako autor scenariusza i reżyser z "Donnie Darko" był gwiazdą jednego filmu. Na tym filmie wypłynął na szerokie wody, ale na tym jego sukcesy zakończyły się. "Donnie Darko" był jego pierwszym filmem pełnometrażowym. Kelly nakręcił jeszcze tylko dwa filmy ("Southland Tales" z 2006 roku i "The Box" z 2009), ale żaden nie uzyskał już takiego aplauzu. W muzyce gwiazdy jednego utworu najczęściej osiągają to lekkimi, łatwo wpadającymi w ucho piosenkami. "Donnie Darko" Richarda Kelly był dla niego TYM utworem, ale zupełnie innym - ciężkim, ambitnym i wymagającym od widza skupienia.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [55]

W filmie jako tytułowy Donnie Darko wystąpił Jake Gyllenhaal, który do tamtej pory tylko raz zagrał w filmie rolę główną (October Sky z 1999 roku). To właśnie rola w filmie Richarda Kelly'ego sprawiła, że w branży zaczęto się nim na poważnie interesować. W "Donnie Darko" Gyllenhaal zagrał obok kilku znanych już postaci kina, takich jak np. Patrick Swayze, Drew Barrymore, Noah Wyle, James Duval, jego własna siostra Maggie Gyllenhaal, czy wreszcie debiutujący wtedy w kinie Seth Rogen. Akcja filmu rozgrywa się pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku. Donnie Darko to trochę dziwny uczeń, niezbyt dobrze dogadujący się z rodziną, uczęszczający na terapię psychiatryczną. Pewnej nocy lunatykuje i napotyka złowrogo wyglądającego królika o imieniu Frank. Od niego dowiaduje się, że za dwadzieścia osiem dni, sześć godzin, czterdzieści dwie minuty i dwanaście sekund dojdzie do końca świata. Lunatykowanie okazało się uratować mu życie, gdyż w tym czasie na jego dom, a konkretnie na jego pokój spada wielki silnik samolotu. Nikt nie wie skąd silnik się wziął i to właśnie tytułowy Donnie Darko podejmuje się próby zrozumienia tego co się stało.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [56]

Wcześniej wycofany, wyciszony Donnie wychodzi ze swojej skorupy i zaczyna wskazywać obłudę i fałsz ludzi, którzy w jego mieście są autorytetami. Razem z jednym z nauczycieli zaczyna rozważać kwestię podróży w czasie. Od niego Donnie otrzymuje książkę "Filozofia podróży w czasie" autorstwa byłej nauczycielki Roberty Sparrow. Wciąż nękany wizjami królika Franka, coraz bardziej oderwany od otoczenia Donnie stara się odnaleźć autorkę książki, znaleźć odpowiedź na pytanie kim jest Frank, no i zrozumieć czym jest zapowiedziany koniec świata. Dla kogoś kto nigdy filmu nie widział, zakończenie może być co najmniej zaskakujące, ale jednocześnie w pełni logiczne i spójne z całym przekazem.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [57]

"Donnie Darko" to film nieprzewidywalny, trochę dziwny, ale porywający i wciągający. Jest znacznie cięższy niż "The Matrix", który do kin wszedł zaledwie dwa lata wcześniej i był uznawany za produkcję z niezbyt zrozumiałym scenariuszem. "Donnie Darko" bardzo źle radził sobie początkowo w kinach na całym świecie, a najgorzej w USA. W pół roku w "stanach" zwróciło się ledwie około 10% budżetu. Problem sprawiała kampania reklamowa, która zgodnie z założeniami miała możliwie jak najmniej zdradzać, bo to właśnie niewiedza o zdarzeniach w filmie pozwala najlepiej się w niego wczuć. Dopiero po wyjściu na nośnikach DVD, "Donnie Darko" szybko stał się filmem kultowym, zwłaszcza że wydanie DVD naprawdę dobrze dopracowano. Właśnie na potrzeby DVD dokonano nowego masteringu ścieżki dźwiękowej. Efekt dla każdego posiadacza płyty z "Donnie Darko" i z dobrym nagłośnieniem był piorunujący. Nie tylko ścieżka dźwiękowa, ale także muzyczna była bardzo silną stroną filmu. Wiodącym utworem była nowa, specjalnie przygotowana wersja piosenki "Mad World" zespołu Tears for Fears - tu wykonali ją Gary Jules i Michael Andrews. W filmie mamy też parę pięknych, wgłębiających nas w świat Donniego Darko scen z utworami, takimi jak "The Killing Moon" (Echo & the Bunnymen), czy "Head Over Heels" (Tears for Fears). "Donnie Darko" nigdy nie doczekał się jakiejkolwiek ważnej nagrody, ale niech to nikogo nie zraża. Doczekał się natomiast sequela, ale jeśli Wam życie miłe, nie róbcie sobie tego i nie oglądajcie.

9. Das Boot (1981)

Stworzona z prawdziwym rozmachem, ale jednocześnie ze smakiem produkcja zachodnio-niemiecka (RFN) w reżyserii i według scenariusza Wolfganga Petersena. Nie ma drugiego takiego filmu, którego akcja osadzona jest w czasach II Wojny Światowej. Nominowany do aż sześciu Oskarów (reżyseria, scenariusz adaptowany, zdjęcia, udźwiękowienie, montaż i efekty specjalne), "Das Boot" wciąga nas pod wodę i nie ma żadnej litości. Nie bawi się z nami w prostackie wyciskanie łez. Masz chorobę morską? Klaustrofobię? Stany lękowe? Świetnie. Dorzuć syndrom niespokojnych nóg, pełny żołądek i jesteśmy gotowi. "Das Boot" to zimne spojrzenie na losy załogi łodzi podwodnej U-96 patrolującej północny Atlantyk. Na potrzeby realizacji filmu skorzystano z konsultacji, których udzielał Henrich Lehmann-Willenbrock, dowódca prawdziwego U-96, a także Hans-Joachim Krug, pierwszy oficer U-219, w trakcie II Wojny Światowej. Petersen chciał aby powstał film możliwie jak najbardziej wiarygodnie oddający warunki panujące na niemieckim U-Bocie, zarówno w trakcie polowania, jak i ukrywania się przed siłami nieprzyjaciela. W rolę dowódcy filmowego U-96 wcielił się Jürgen Prochnow.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [58]

W październiku 1941 dowódca U-96 Henrich Lehmann-Willenbrock przyjmuje na misję wojennego korespondenta, porucznika Wernera, który ma przez cały czas obserwować i rejestrować wszystkie aspekty życia i pracy na łodzi podwodnej na Atlantyku. Werner bacznie obserwuje, a my razem z nim problemy, wysiłek, nudę, obawy, strach, a także inne emocje wśród młodej załogi U-96, ale także doświadczonego dowódcy oraz kilku innych oficerów. Misja U-96 polega na tropieniu i zatapianiu transportów kierowanych w stronę Wielkiej Brytanii. W trakcie filmu obserwujemy emocje związane z nasłuchem przy polowaniu i namierzaniu wrogich jednostek. Obserwujemy też podejmowanie trudnych decyzji, a także ich skutki, w tym schodzenia na głębokość poniżej dopuszczalnej, gdy nity i inne metalowe elementy łodzi podwodnej zaczynają poddawać się ciśnieniu. Nie brakuje też emocjonujących scen wymiany nasłuchów sonarowych, czy świetnego udźwiękowienia, potęgującego wrażenie niepokoju.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [59]

"Das Boot" to jeden z niewielu filmów wojennych, do których wracam wyjątkowo chętnie, gdyż oprócz wiarygodnej historii ma do zaoferowania wszystko to, co naprawdę dobry film powinien mieć. Nie traktuje widza ulgowo, nie daje mu czasu na odpoczynek, tak jak nie ma go załoga łodzi podwodnej. Film Wolfganga Petersena powstał co prawda w kontrolowanym przez dawnych aliantów państwie RFN, to jednak trudno w nim dopatrzyć się politycznych naleciałości. Być może to jest jego największa moc? Jeśli przyrównać do niego chociażby amerykański "Battle of the Bulge" (1965), który też był po wieloma względami naprawdę świetny, to nie da się nie zauważyć, że w tylko jednym z tych filmów tkwi jednostronna propaganda. To właśnie przez lata różniło kino europejskie od amerykańskiego. To w kinie amerykańskim zakazane było, przez kilka dekad, pokazywanie amerykańskich żołnierzy w złym świetle. Cenzura dbała o to, aby nic choćby w najdrobniejszym stopniu psującym wizerunek USA po II Wojnie Światowej nie przebiło się do opinii publicznej. Podobnie było zresztą w bloku sowieckim. Petersen w swoim filmie zmierzył się z historią nazistowskich Niemiec. Niczego nie ukrywając, niczego nie tłumacząc, niczego nie usprawiedliwiając. "Das Boot" po blisko 37 latach ma kontynuację pod postacią niemiecko-czeskiego serialu o tym samym tytule. Nie miałem jeszcze okazji oglądać, ale zapowiedział się obiecująco.

8. Alien (1979)

"Alien" był pierwszym, pamiętanym do dziś filmem Ridley'a Scotta, którego chyba nikomu nie trzeba bliżej przedstawiać. "Alien" to film, w którym wszystkiego jest mało. Przez cały film widzimy tylko siedem ludzkich postaci, komputer "Matkę", no i oczywiście obcego. Nawet jeśli chodzi o tego ostatniego, to jego obecność na ekranie jest sprowadzona do absolutnego minimum. W oryginalnej wersji kinowej, która trwała 117 minut, obcy na ekranie jest widoczny łącznie przez zaledwie 4 minuty. Od tego właśnie zaczyna się wyjątkowość tego horroru przedstawionego w konwencji Sci-Fi. Wszystko tak mocno skupione jest wokół obcego, że jego obecność na ekranie wcale nie jest potrzebna do utrzymania, czy podtrzymania stanu napięcia, lęku i niepewności. "Alien" to jeden z tych wyjątkowych filmów, w których antagonista, pod postacią obcej formy życia, straszy bardziej właśnie swoją nieobecnością.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [38]

W filmie "Alien" obserwujemy losy załogi frachtowca Nostromo, powracającego na Ziemię z ładunkiem rudy przetwarzanej w przyłączonej rafinerii. Na czas podróży załoga pozostaje w anabiozie (hibernacji), a statek sterowany jest przez komputer pokładowy znany jako Matka. Komputer odbiera tajemniczy sygnał, który uznaje za wezwanie na pomoc (SOS) i wybudza załogę. Okazuje się, że źródło sygnału znajduje się na księżycu znanym jako LV-426. Zgodnie z przepisami kapitan załogi Dallas (Tom Skerritt) decyduje się na zmianę kursu i lądowanie na księżycu samym Nostromo - po odłączeniu rafinerii. Dallas wraz z dwójką innych członków załogi udaje się na miejsce określone jako źródło sygnału, gdzie odkrywają rozbity pojazd kosmiczny, niebędący dziełem człowieka. Na pokładzie statku jeden z nich, Kane (John Hurt), znajduje wielką komorę wypełnioną tajemniczymi jajami. Z jednego z jaj wydostaje się przypominający kształtem pająka stwór, który przykleja się do twarzy swojej ofiary. Dallas próbuje wnieść Kane'a na pokład Nostromo, ale druga oficer Ripley (Sigourney Weaver) odmawia, powołując się na przepisy dot. kwarantanny. Wbrew jej decyzji jednak oficer naukowy Ash (Iam Holm) wpuszcza na pokład trzech członków załogi, wraz z niespodziewanym "gościem".

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [39]

Okazuje się, że stwora nie sposób bezpiecznie usunąć z twarzy Kane'a, głównie ze względu na to, że zamiast krwi ma on silnie żrący kwas. Ponadto Ash stwierdza, że usunięcie nieznanego organizmu z Kane'a mogłoby go zabić. Kane jednak po jakimś czasie powraca do zdrowia, a pająkowaty stwór zostaje znaleziony martwy. Wbrew temu co wszyscy myślą, zagrożenie nie minęło - ono jest dopiero przed nimi. W wyjątkowo krwawej i wiarygodnej, jak na duże kino końcówki lat siedemdziesiątych scenie, na pokładzie pojawia się ósmy pasażer - Xenomorph. Jego celem są dominacja i przetrwanie, a to wymaga usunięcia wszelkiego zagrożenia i konkurencji. Tym właśnie dla obcego staje się już wtedy sześcioosobowa załoga Nostromo. Nie tylko obcy dla niej będzie stanowić problem. Wśród nich jest też android, który okazuje się mieć od początku własne cele. Pozostała przy życiu załoga w pewnym momencie poznaje prawdę dowiadując się, że lądowanie na LV-426 nie było przypadkowe, a częścią misji, w której oni sami są najmniej istotni.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [40]

"Alien" dla Sigourney Weaver był pierwszą produkcją kinową - wcześniej aktorka występowała w teatrze i na etapie dobierania obsady miała wątpliwości, czy sobie poradzi. Weaver właśnie dzięki "Alien" stała się światowej sławy aktorką, przed którą kariera kinowa stanęła otworem. Trudno się dziwić, bo podjęła się bardzo trudnej dla siebie roli. Mocno zakorzeniona w na deskach teatralnych aktorka musiała odnaleźć się w świecie dużej wytwórni filmowej. Ponadto wcieliła się w rolę silnej, niezależnej, zimnej i zdeterminowanej "heroiny", co w świecie kina Sci-Fi i horroru, ale także wielu innych gatunków, do tamtej pory było czymś praktycznie nieznanym. Ridley Scott, który też na tym samym filmie wypłynął na szerokie wody, miał więc świetną partnerkę. On dbał o to o czym widz myśli, a ona o to co widzi. "Alien" to także świetne efekty specjalne, za które twórcy otrzymali w 1980 roku Oskara. Film miał też nominację za scenografię i dekorację wnętrz. Za koncepcję wszystkich elementów związanych z obcymi odpowiadał malarz H.R. Giger. Udało mu się stworzyć formułę, która zapada w pamięć, a w 1979 roku mogła wręcz trochę obrzydzać. Jego dzieła stworzone na potrzeby "Alien" z jednej strony to trupiarnia (mnóstwo kości, chociażby na statku obcych), czy szalejąca erotyka z penisami i waginami (tzw. twarzołap od spodu przypomina właśnie waginę). Nostromo był zupełnym przeciwieństwem "klimatu" obcych. Jest ciemny, industrialny, z wąskimi korytarzami. To właśnie w nich, a także w jeszcze węższych szybach wentylacyjnych, rozgrywa się cała magia filmu. Jest tak ciężko, tak pusto, no i ten brak obcego na ekranie, a załoga cały czas w niepewności próbuje go zlokalizować. Film do ostatniej sceny dba o to, abyśmy nie czuli, że ktoś coś naciąga, byle scenariusz pchać dalej, byle szybciej, byle więcej. Pomału, spokojnie, z szacunkiem do widza. O to ostatnie w kinie Sci-Fi, czy w horrorze ostatnimi czasy, niestety, coraz trudniej. "Alien" ma trzy swoje bezpośrednie kontynuacje - "Aliens" z 1986 roku, "Alien 3" z 1992 roku i Alien Resurrection z 1997 roku. Ma też kontynuację w postaci prequeli, których pierwsza część, a więc "Prometheus", opiera się na pierwotnym scenariuszu... "Alien 3". Części przez wielu uznawaną za najsłabszą. Porażki "Prometheusa" i "Alien 3" można by zestawić, ale to opowieść wymagająca ewentualnej, zupełnie oddzielnej publikacji.

TOP 10: Dead Poets Society, Evil Dead II

7. Dead Poets Society (1989)

"Dead Poets Society" dla Toma Schulmana, autora scenariusza, był debiutem na dużym ekranie. Wcześniej napisał tylko dwa scenariusze do filmów telewizyjnych. Jego debiut w kinowej produkcji był bardzo udany i podkreślił to uzyskany w 1990 roku Oskar za najlepszy scenariusz. Reżyserem filmu był Peter Weir, wcześniej znany z "Gallipoli" (1981) i "Witness" (1985). Warto zauważyć, że Weir wyreżyserował też później słynny film "The Truman Show" (1998). W roli głównej widzimy Robina Williamsa, ale w filmie gra też wtedy początkujący Ethan Hawke. Akcja filmu osadzona jest w 1959 roku i rozgrywa się w Welton Academy, męskiej akademii, której motto brzmi "Tradycja, Honor, Dyscyplina, Doskonałość". Chyba łatwo domyśleć się, że stawia ona uczniom bardzo wysokie wymagania i oczekuje pełnego posłuszeństwa.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [64]

Jesienią 1959 roku do Akademii Weltona trafia nauczyciel angielskiego John Keating (Robin Williams). Ekscentryk dość szybko zaczyna wyróżniać się na tle całej kadry nauczycielskiej, a to za sprawą niezgodnego z linią szkoły formułą nauczania. Keating w swojej pracy sprzeciwia się systemowi edukacji, który zamyka uczniów w ich małych bańkach i zmusza do prostolinijnego patrzenia na świat. Świat, w który samodzielne myślenie, kreatywność i łamanie norm jest niedopuszczalne. Akademia okazuje się tworzyć ludzkie roboty. Keating chce uwolnić w nich skrywane głęboko ludzkie uczucia, chęć poznawania świata, negowania, buntu. Keating zdradza uczniom, że niegdyś w tej samej akademii stworzyć tytułowe Stowarzyszenie Umarłych Poetów, które w ukryciu poznawało utwory literackie, których na próżno było szukać w systemie edukacji.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [65]

Uczniowie Keatinga, do tej pory poddani dyscyplinie i rodzicom (głównie ojcom), dają ponieść się marzeniom, które w ich umysłach rozpalił nowy nauczyciel. Odtwarzają więc Stowarzyszenie Umarłych Poetów, wymykając się ze szkoły po nocach, aby czytać poezję, a także własne utwory. Właśnie wtedy jeden z uczniów, Neil (Robert Sean Leonard) odkrywa w sobie marzenie zostania aktorem teatralnym. Także inni uczniowie zaczynają przechodzić swoje przemiany, a te głównie wiążą się z twórczością. Mają przeciwko sobie nie tylko dyrekcję szkoły, ale także własnych rodziców. Nie chcą jednak być już posłusznymi synkami, którym ojcowie ustawiają życie. Chcą sami o sobie decydować. Neil wbrew zakazowi ojca występuje w sztuce "Sen nocy letniej" Szekspira. Na jego nieszczęście ojciec pojawia się na przedstawieniu i wściekły zabiera Neila ze szkoły i grozi, że wypisze go z niej. Ojciec nie odpuszcza w planowaniu synowi życia i tym razem chce wysłać go do akademii wojskowej, a potem na Harvard, aby ostatecznie został lekarzem. Odłączony od przyjaciół, przyciśnięty przez ojca, pozbawiony wsparcia matki, Neil podejmuje tragiczną decyzję. To nie zmienia nastawienia ojca i ten nie widząc własnej winy, doprowadza do wyrzucenia Keatinga ze szkoły. Jego klasę na lekcjach angielskiego przejmuje sam dyrektor i gdy już wydaje się, że wszystko wróciło do normy, uczniowie kolejno wyrażają szacunek do byłego nauczyciela w sposób wyjątkowo poruszający. Nie robią tego jednak wszyscy i ta ostatnia scena filmu, ostatnie ujęcia są doskonałym podsumowaniem całej historii.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [66]

"Dead Poets Society" to opowieść o poszukiwaniu drogi do wolności od stereotypów. Film pokazuje dość wyraźnie, że gdy otacza nas autorytaryzm, despotyzm, zawsze gdzieś wykiełkuje opór. Opór początkowo może niewielki, ale pęczniejący tak długo, aż przebije bańkę, w której był zamykany. W pięknie poprowadzonej historii z wieloma wyrazistymi postaciami, ze świetnymi kreacjami aktorskimi, każdy może znaleźć coś dla siebie - nawet jeśli niekoniecznie lubi poezję. Ta pomimo iż pełni rolę spoiwa w filmie, to może być traktowana nawet tylko jako narzędzie rozbrajające tkwiące w bohaterach blokady. Robin Williams, Robert Sean Leonard, a nawet Ethan Hawke, w swoich rolach poradzili sobie fantastycznie. Wszystko to przyprawione świetną scenografią i wnętrzami, których charakter stale przypomina nam, w jakiej szkole jesteśmy. Ten film z pewnością warto zobaczyć.

6. Evil Dead II (1987)

Czy sequel może być lepszy niż już i tak świetny oryginał? Tak zdarza się bardzo rzadko, ale jednak zdarza się. The Evil Dead z 1981 roku nie od razu po wydaniu stał się najpierw hitem, ale niedługo potem wszedł na etap tytułu kultowego. Zdjęcia do niego realizowano pod koniec 1979 roku, a całość budżetu nie przekroczyła 400 tys. dolarów. Mając ograniczone finanse początkujący, ale ambitny scenarzysta i reżyser Sam Raimi pragnął stworzyć horror w konwencji innej niż wszystko to, co wychodziło z wytwórni filmowych do tej pory. The Evil Dead miał cechować się wartką akcją, efektownymi scenami przemocy, nowatorskim podejściem do pracy kamery, no i świeżą, choć niekoniecznie głęboką fabułą. W telegraficznym skrócie: grupa studentów wybiera się na wypoczynek w odosobnione miejsce w głębi lasu, w którym znajduje się mały domek. Jest wesoło, jest zabawnie, do momentu odnalezienia w piwnicy Księgi Zmarłych (Necronomicon) oraz magnetofonu szpulowego. Na nagraniu słychać naukowca, który tłumaczy wersety księgi, okazujące się być zaklęciem otwierającym przejście pomiędzy światem zmarłych i żywych. To przenosi do tego drugiego świata demony kolejno opętujące bohaterów filmu. Główną postacią jest Ash Williams, w którego rolę wcielił się Bruce Campbell. To właśnie Ash stanie w samym centrum walki z siłami zła, którego jednym z ucieleśnień jest niewidoczna dla widza postać, która próbuje w lesie dopaść każdego, kto się w nim znajdzie. To właśnie ujęcia pościgu tej formy zła za ofiarami stały się ikoniczne dla "The Evil Dead". Na potrzeby tych efektownie prezentujących się ujęć dwóch operatorów trzymało kij, na którego środku zamontowano kamerę. Biegając po lesie i po bagnach, operatorzy stworzyli wiarygodnie prezentującą się pogoń, którą możemy obserwować wprost oczami zła. Warto podkreślić, że w "The Evil Dead" jest sporo makijażu i scen z efektami praktycznymi, które jak na mały budżet filmu, zrealizowane zostały naprawdę imponująco dobrze.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [18]

"Evil Dead II" to film, który kręcono w 1986 roku, a więc 5 lat po wejściu do kin pierwszej części. Była to wyjątkowa produkcja. "Evil Dead II" jest po trochu sequelem i po trochu rebootem. Jako że pierwsza część już wtedy cieszyła się ogromną popularnością wśród fanów horrorów kina klasy B, i była na kasetach rozchwytywana, Sam Raimi postanowił ambitnie się zabawić. "Evil Dead II" to pokazana inaczej wersja pierwszej części, w której występuje ten sam Ash Williams, w rolę którego ponownie wcielił się Bruce Campbell. Tym razem jednak Ash do domku w lesie przybywa tylko ze swoją dziewczyną. Podobnie jak w pierwszej części mamy Necronomicon oraz magnetofon z nagranym zaklęciem łączącym świat zmarłych i żywych. W tym momencie rozpętuje się prawdziwe piekło na Ziemi, przyprawione nie lada dawką humoru. Demony tym razem Asha nie chcą po prostu opętać. Tym razem postanawiają się nad nim dodatkowo poznęcać i sobie z niego kpić. Oprócz świetnej pracy kamery, tym razem nie tylko w lesie, ale także w domku, dodatkowo dostajemy kilka fenomenalnie zrealizowanych scen, jak np. starcie Asha z Ashem w lustrze, domek rozbawiający Asha prawie na śmierć, Ash kontra perfidna, samobieżna dłoń Asha, czy wreszcie scena walki Asha z Henriettą, skrywającą się w piwnicy. No i oczywiście scenę zwieńczoną słynnym "Swallow this!" W filmie widzimy też osoby, które przybywają do domku, a wśród nich jest córka naukowca z nagrania. Także oni nie nie dostaną żadnej taryfy ulgowej.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [19]

"Evil Dead II" to horror, który niczego i nikogo nie bierze na poważnie. Ani siebie, ani widza. To co w pierwszej części było brutalne i przerażające, tu jest podane w formie ostrej jazdy bez trzymanki, bez żadnych hamulców, ale z domieszką gazu rozweselającego. Mając znacznie większy budżet, Sam Raimi dopieścił swoją pierwotną koncepcję i wzbogacił mocną dawką czarnego humoru. Zrobił to tak inteligentnie, że zabawne elementy wcale nie zmniejszają napięcia czy poczucia grozy. "Evil Dead II" to idealna mieszanka horroru, kina akcji i komedii. Film nie byłby tym, czym jest, gdyby też nie absolutnie fantastyczna gra aktorska Bruce'a Campbella, który od pierwszej części też poczynił ogromne postępy. Ponownie mocnym atutem filmu jest charakteryzacja postaci, efekty specjalne, praca kamery, no i scenografia. "Evil Dead II" to prawdziwa uczta dla każdego fana horroru i czarnej komedii. To bardzo trudne połączenie i wielu na nim poległo. Nikomu nie udało się stworzyć dzieła na tak wysokim poziomie. "Evil Dead II" to typowe kino klasy B lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Tak wtedy film odbierano.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [63]

Moim zdaniem jest to zdecydowanie najlepszy horror kina klasy B tamtego okresu, znacząco wybijający się ponad konkurencję. Dlatego właśnie zasługuje na duże wyróżnienie. Taniej sieczki klasy B w latach osiemdziesiątych ubiegłego było mnóstwo. "Evil Dead II" wzniósł "sieczkę" na znacznie wyższy poziom. Poziom w klasie B do dziś niedościgniony. Dziś film, ze względu na praktyczne efekty specjalne, w wysokich rozdzielczościach nie wygląda już tak złowieszczo, jak niegdyś na kasetach VHS, Beta, czy w analogowej telewizji, ale wciąż ma w sobie magię ambitnej pracy jego twórców. Warto dodać, że film doczekał się bezpośredniej kontynuacji, "Army of Darkness" z 1992 roku, w której śledzimy dalsze losy Asha, który staczając ostateczną walkę ze złem w drugiej części, w trzeciej przypadkowo przenosi się o blisko 700 lat w przeszłość, gdzie ponownie stoczy walkę z demonami, a czasem też znowu z samym sobą ;-) . Przygody Asha Williamsa to kolejna w tym zestawieniu trylogia, której wszystkie części szczerze polecam. Każda jest inna, ale każda jest po prostu świetna. "Evil Dead II" w ubiegłym roku pojawił się w odświeżonej wersji HDR, w 4K, z paroma scenami poprawionymi. Poprawki polegały na usunięciu pewnych niedoskonałości pierwowzoru, a wynikających z wykorzystania praktycznych efektów specjalnych.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 64

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.