Technologia ujarzmiona - recenzja Black Mirror sezon 4
- SPIS TREŚCI -
UWAGA SPOILERY
ODCINEK 4 - HANG THE DJ
Po morderczej ruletce odcinka trzeciego kolejny epizod uspokaja nas romantyczną historią o miłości w czasach social mediów i portali randkowych. W uproszczeniu zaprezentowany System jest prawie jak Tinder, tylko zamiast machania palcem w lewo lub prawo spotykamy daną osobę w symulowanej rzeczywistości, głównie po to, jak się okazuje, żeby skończyć w łóżku. Przyznam, że z radością przyjąłem zmianę tonu oraz powiew świeżości prezentujący nową technologię, zamiast kolejnego czytania myśli, czy specjalnych soczewek. Szczególnie intrygujący jest fakt, że jak widzimy w ostatniej scenie, całość jest tak naprawdę symulacją, w której biorą udział myślące awatary rzeczywistych użytkowników.
Czym jest miłość? Jak się okazuje to nie matematycznie wyliczony partner, a osoba dla której jesteśmy w stanie poświęcić wszystko.
Oglądając odcinek miałem przebłyski prawdopodobnie najlepszego odcinka Black Mirror - San Junipero - jednak okazało się, że poza historią o miłości podobieństwa się kończą. Brakuje między innymi pewnej powagi całej sytuacji, gdyż odcinek 4 można spokojnie zakwalifikować jako komedia romantyczna, co nieznacznie rozczarowuje. Szkoda, ponieważ System łączenia w pary pokazuje z zaskakującą szczerością, czym rzeczywiście jest miłość. Jak się okazuje to nie matematycznie wyliczony partner o perfekcyjnych cechach, a osoba, z którą jesteśmy w stanie poświęcić wszystko by już na zawsze być razem, nieważne jak wiele wad i niedociągnięć w sobie mają. W ten sposób znajduje się swoją idealną drugą połówkę w idealistycznej wersji aplikacji randkowej. W dość zaskakujący sposób Czarne Lustro daje nam tym samym nadzieję, że w przyszłość, chociaż ten zakątek technologii będzie lepszy i zamiast tempo przeglądać zdjęcia, chociaż nasze świadomości będą ze sobą rozmawiać.
ODCINEK 5 - METALHEAD
W przedostatnim odcinku serii spełnieniu ulegają najskrytsze koszmary człowieka - maszyny przejmują kontrolę nad ziemią i sieją postrach wśród ludzi swoją bezwzględnością i zabijaniem z zimną krwią. Ten wyjątkowo krótki epizod swoją treścią stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi i choć zwykle jest to genialna mieszanka pozwalająca wciągnąć widza w wir wydarzeń, tak w Metalhead jest to po prostu dezinformacja. To, co trzyma w napięciu to wartka akcja i wspomniane maszyny - “psy”, które niczym terminator polują na człowieka. Jako widzowie jesteśmy pozbawieni jakiegokolwiek kontekstu odnośnie do głównej bohaterki, jak również czasu, w którym odbywa się akcja filmu. Jestem skory do wyciągnięcia wniosku, że może to być ta sama rzeczywistość jak w odcinku 5 trzeciego sezonu (“Man Against Fire”) i obserwujemy losy “ludzi karaluchów”, albo tragicznego efektu, gdy maszyny zbuntowały się przeciwko armii do eliminacji Roach’ów i teraz terroryzują świat. Jest to jednak tylko moja skromna teoria spiskowa.
Strach, terror i napięcie podkreśla czarno-biały charakter filmu. Jest to pierwszy, całkowicie pozbawiony koloru odcinek Black Mirror i trzeba przyznać, że wpasowuje się idealnie. Oglądając, mamy wrażenie, że apokalipsa jest już nieodwracalna, a nawet my oglądając film w domowym zaciszu, pozbawieni jesteśmy pełni doświadczeń, bo sytuacje w świecie przedstawionym jest tak dramatyczna. Z drugiej też strony zastosowanie czarno-białej gamy barw ułatwiło stworzenie komputerowo wygenerowanych psów. Szkoda, że podczas nagrań nie wykorzystano robotów Boston Dynamics, które swoją budową bardzo przypominają przedstawione maszyny. Może wtedy odcinek 5 byłby wart zapamiętania. Jednak niestety poza terrorem nie prezentuje żadnych wartościowych przemyśleń i stara się tylko wystraszyć widza, który według mnie oglądając Czarne Lustro, chciałby się czegoś nauczyć, a jedyna nauka z Metalhead to ...
nie budujmy metalowych, autonomicznych psów z pistoletami w łapach zaprogramowanych na zabijanie ludzi, proszę.
ODCINEK 6 - BLACK MUSEUM
Po finale sezonu zawsze oczekuje się epickiego zakończenia - nie inaczej było w przypadku Black Mirror i ostatniego, szóstego odcinka. Czekałem na intrygującą historię oraz sporą dawkę ciężkich przemyśleń a wszystko doprawione szczyptą brutalność. Gdy pojawiły się napisy końcowe, poczułem się usatysfakcjonowany, bo dokładnie to zostało zaserwowane. Czarne Muzeum jest majstersztykiem, jeśli chodzi o nawiązania, easter eggi oraz mrugnięcia okiem przez reżysera. Zaczynając od banalnych, wizualnych nawiązań do poprzednich odcinków w postaci eksponatów muzealnych, przez samą nazwę muzeum nawiązującą do tytułu serii (Black Museum - Black Mirror), a nawet ma taką samą liczbę liter, aż po samą koncepcję odcinka, będącą dokładnym odwzorowaniem całego serialu. Główna bohaterka poznaje pozornie niepołączone ze sobą historię o technologii, która z pozoru wydawała się dobra, ale na koniec zawsze pojawiało się jakieś ALE. Im bliżej końca, tym historie zataczają jednak coraz większe koło wokół punktu kulminacyjnego i wszystko nagle okazuje się uwikłane w makabryczną historię z zaskakującym happy endem.
Nie można aż tak bardzo narzekać na brak nowości, a tylko ze zrozumieniem pokiwać głową i liczyć na więcej ciekawostek w przyszłości.
Czego uczy nas Czarne Muzeum? Właściwie to niczego nowego. Niemalże drukowanymi literami napisane jest, że zawsze trzeba zachować umiar. Zbyt wiele cierpienia doprowadziło doktora do szaleństwa i uzależnienia. Zbyt wiele kontaktu z bliską osobą prowadzi do konfliktów. A ponadto zbyt wiele okrucieństwa prowadzi … no cóż, do tragedii.
Jednym z głównych zarzutów, jakie mógłbym postawić temu sezonowi, byłby brak innowacyjnych, świeżych pomysłów w zakresie prezentowanych technologii. Argument ten jednak blednie w świetle ostatniego odcinka, który jednoznacznie pokazuje, że wszystkie przedstawione historie pochodzą z jednego świata, a tym samym miejsce na innowacje jest ograniczone. Stąd nie można aż tak bardzo narzekać na brak nowości, a tylko ze zrozumieniem pokiwać głową i liczyć na więcej ciekawostek w przyszłości. Niekoniecznie od Black Mirror, ale nawet w rzeczywistości. Przecież chyba każdy z nas chciałby móc przenieść swoją świadomość do pluszowego misia, prawda?
Powiązane publikacje

Test Nextbase Piqo 2K - niewielki wideorejestrator za niewielkie pieniądze. Niezła jakość wideo i kilka ciekawych funkcji
3
Test Navitel RS3 Duo Wide - wideorejestrator z dwoma kamerami o ultraszerokim kącie widzenia. Prostota i uniwersalność w jednym
21
Recenzja Realme Buds Air 6 Pro. Bezprzewodowe słuchawki z ANC, wysoką jakością dźwięku i odpornością na zachlapanie
12
Test projektora Vivibright D1000 - sprzęt dla niewymagających, który przyciąga przydatnym zestawem akcesoriów
10