Recenzja Deathloop – balansując między Dishonored, Borderlands a Dniem Świstaka. Nieszablonowa gra dla nieustępliwych
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Roguelike to, czy jaki inny wybryk?
- 2 - Dishonored to to nie jest, ale też jest przyjemnie
- 3 - To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi
- 4 - Tyleż zalet, co niedociągnięć. Ale wciąż jest z tego 'fun'
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Wrażenia z gry w wersji na PlayStation 5
- 7 - Deathloop – galeria screenów
- 8 - Deathloop - technikalia i podsumowanie
Tyleż zalet, co niedociągnięć. Ale wciąż jest z tego 'fun'
Wspomniani na poprzedniej stronie przeciwnicy odznaczają się dziwacznym poziomem "inteligencji". Mianowicie są mało spostrzegawczy (czasami można przejść 6 metrów przed nimi i pozostać niezauważonymi), a drugiej zaś strony gdy już nas zobaczą, alarmują swych pobratymców i są baaardzo natarczywi w walce. Najczęściej mija więc kilka sekund i jest po nas. Ostatecznie jednak, gdy nabierzemy już wprawy, obierzemy taktykę oraz dobierzemy właściwą broń – gameplay jawi się jako nieprzesadnie trudny. Trzeba o tym wiedzieć, ponieważ Deathloop nie proponuje poziomów trudności. Jest jeden, tak zwany adaptacyjny. Oznacza to, że im dłużej gramy, tym przeciwnicy lepiej się do nas przystosowują (np. jeśli gramy jak ofiary losu, to wrogowie są łatwiejsi do pokonania). Z grą możemy mieć niestety inną trudność i jest to frustrująca niekiedy powtarzalność zadań, które na logikę nie powinny podlegać powtórkom. Bo jeśli jednego dnia umieściliśmy baterie w generatorach prądu, to drugiego dnia powinny one pozostać na swoim miejscu. Tak się jednak nie dzieje, co przysparza wiele dodatkowego wkurzania się (agregaty są dobrze pilnowane, więc walkom nie ma końca. I umieraniu też).
Poruszanie się po świecie jest przyjemne. Trochę dishonorowo-parkourowe. Bieganie, ślizganie, korzystanie z narzędzi (m.in. z broni) w obu rękach - a wszystko to wspierane perkami, które nabywamy w czasie zabawy. Oczywiście one także nie są niczym wiecznym. Jeśli więc umrzemy, albo skończy się dzień, gra odbierze nam takie umiejętności jak telekineza, teleportacja, cofanie czasu, niewidzialność czy podwójny skok. Znikną także tzw. tabliczki, a więc ulepszenia broni (mniejszy odrzut, większa moc itp.). Wracając do poruszania się – gra umożliwia przemieszczanie się po dachach, strzelanie z gwoździarki czy snajperki oraz ciche podrzynanie gardeł. Co ciekawe, Deathloop wręcz faworyzuje takie podejście, choć przyznam, że nie ma tu aż takiego skradankowego potencjału jak w Dishonored. Zwłaszcza, póki nie dorobimy się mocy telekinezy, a o to niełatwo. Co jednak jeszcze ciekawsze - po kilkunastu pierwszych godzinach można też zauważyć, że gra ze spokojem może być rozgrywana jako klasyczny akcyjniak. W dodatku bardzo przyjemny, szybki i dający dużo funu akcyjniak. Jak jednak mówię – potrzeba do tego nieco obeznania z mapami i generalnie z gameplay'em.
Skoro więc Deathloop usiłuje zadowolić zarówno miłośników skradania, jak i naparzania, to pewnie zadbano o świetny gunplay. No... nie do końca. Feeling broni mógłby być bardziej dopracowany. Co prawda odnajdziemy tu giwery, które dają mocnego "kopa", jednak większość arsenału wydaje się przeciętna, nijaka. Być może dlatego też tryb sieciowy nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Ba, mogłoby go dla mnie nie być i nie wróżę mu większego zainteresowania ze strony graczy. Spluw czy rodzajów granatów nie ma też jakoś wiele, ale znajdziemy tu zarówno shotguna, karabinek jak i krótsze pistolety. Co ważne, podzielono je na kilka poziomów, tak że te rzadsze wersje mają dodatkowe funkcje – po wystrzale pokazują np. jaką bronią dysponują przeciwnicy. W walce możemy posługiwać się także arsenałem wroga, a więc hakując wieżyczki, by działały na naszą korzyść. Świat wypełniają ponadto kamery, miny oraz lasery zbliżeniowe, z którymi należy uważać nie tylko dlatego, że są śmiercionośne, ale także dlatego że przypadkowe ich odpalenie grozi "oblaniem" misji (mogą coś zniszczyć) i koniecznością powrotu na początek.
Prawdziwe pistolety-perełki można znaleźć zabijając m.in. Wizjonerów
Świat w grze Deathloop jest raczej bogaty i mocno różnorodny. Nie natknęłam się tu np. na powtórzone tekstury, zaś każda pora dnia w danym dystrykcie zmienia go niemal nie do poznania. I chociaż styl graficzny (retrofuturyzm nawiązujący do lat 60. XX wieku) nie przypadł mi do gustu na gameplay trailerach, to grając już osobiście, zmieniłam o nim zdanie. Zwłaszcza, że wiele miejscówek (głównie wnętrz) przypomina moje ukochane Prey. Pogrymasić mogłabym jednak na to, że twórcy zdecydowali się zamaskować wszystkich NPCów. Postaci wyglądają przez to trochę komicznie, trochę sztucznie i generalnie budzi to skojarzenia z We Happy Few, za którym nie przepadam. Można też pomyśleć, że twórcom po prostu nie chciało się bawić w projektowanie twarzy i mimiki. Okazuje się jednak, że deweloperzy mają świetne wytłumaczenie związane z maskami. Chodzi rzekomo o to, że bywalcy na Blackreef, będąc często czy to celebrytami, bogaczami czy przestępcami, chcą zachować anonimowość na czas zabawy. Nie pozostaje więc chyba nic innego, jak zaakceptować wykorzystanie masek. O oprawie dźwiękowej nie ma co się z kolei rozpisywać – świetny angielski jak i polski dubbing, wsparcie dla słuchawek z 3D i pełna immersyjność dźwięków. Po drugiej stronie barykady stoi jednak brak zapadającej w pamięć ścieżki dźwiękowej, co z pewnością dodałoby grze klimatu.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Roguelike to, czy jaki inny wybryk?
- 2 - Dishonored to to nie jest, ale też jest przyjemnie
- 3 - To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi
- 4 - Tyleż zalet, co niedociągnięć. Ale wciąż jest z tego 'fun'
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Wrażenia z gry w wersji na PlayStation 5
- 7 - Deathloop – galeria screenów
- 8 - Deathloop - technikalia i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150