Recenzja Crysis: Warhead - Kryzysowy Narzeczony
Dajcie coś nowego!
Nowe lokacje, chociaż wyglądają znajomo, zaplanowano i wykonano bardzo starannie. Całkiem ciekawie prezentuje się bar na plaży oraz pobliskie domki letniskowe - aż chciałoby się wziąć drinka i usadzić szanowne cztery litery w jednym z pobliskich leżaków. Dżungla, dzięki zastosowaniu żółto-pomarańczowych odcieni promieni słonecznych, wydaje się teraz znacznie przytulniejsza i cieplejsza. Zupełnie inne wrażenie sprawia lotniskowiec uwięziony w lodowcu. Monumentalna konstrukcja, zajmująca sporą część ekranu, wygląda niczym gigantyczny wieżowiec powalony przez huragan. Z kolei chwile spędzone w dusznych i wilgotnych kopalniach, to już więcej bezpośredniej walki i odrobina mroczniejszej atmosfery. Ilość szczegółów jak zwykle powala - nawet modele zwykłych pająków wykonano tu bardzo pieczołowicie. Nie znajdziemy jednak żadnych nowych scenerii. Po prostu wykorzystano wszystkie stare elementy grafiki, wzbogacając odrobinę wystrój i gotowe. Reasumując, chociaż mapy na pierwszy rzut oka wyglądają bliźniaczo, w stosunku do Crysis wykonano jeden mały krok do przodu - są zwyczajnie ciekawsze. To jednak trochę zbyt mało, żeby wszystkich usatysfakcjonować. Pomimo, iż akcja pcha nas stale do przodu nie pozwalając kluczyć po okolicy, pewien niedosyt pozostaje.
Często także będziemy korzystać z pojazdów, wśród których znajdziemy upragnione nowości. Opancerzony transporter z zamontowanym minigunem oraz poduszkowiec, to główne atrakcje oraz narzędzia kilku niesłychanie efekciarskich misji. Podczas szaleńczej szarży, czy to asekurując kompana w Hummerze, czy to goniąc za uciekającym celem, czeka nas sporo niespodzianek. Amfibia, dzięki swojej sile ognia, w parę sekund przerabia jednostki wroga na osmolone wraki - od wybuchów miejscami aż bolą oczy. Natomiast poduszkowiec, pomimo braków w uzbrojeniu, przyjemnie pokonuje śnieżne zaspy w akompaniamencie porywającej muzyki. Wróg napiera w znacznie większych ilościach niż to miało miejsce w Crysis. Walka z gigantycznym bossem, inwigilacja portu, czy obrona wejścia do kopalni przed desantem obcych serwuje nam niezłą rzeź, gdzie trup ściele się gęsto. Podczas takich momentów działamy najczęściej w grupie, dzięki czemu wrażenie rozpierdzielu jest jeszcze większe. Ostatnie misje serwują miks wszystkiego, a głównie gigantyczną rozróbę z masą fajerwerków.
Zmian w uzbrojeniu lub dodatkowych funkcjach kombinezonu także nie uświadczymy zbyt wiele. Pojawiła się natomiast opcja strzelania z dwóch SMG naraz, przywodząc na myśl archaicznego Shadow Warrior lub Blood II. Do tego celu przydadzą się obydwa przyciski myszy, żeby prowadzić ostrzał równoległy. Przyjemny dodatek. Granatnik bębnowy, pomimo znacznej siły ognia, nie wprowadza żadnej rewolucji w dziedzinie arsenału. Pojawienie się granatów EMP (również jako amunicja wspomnianego granatnika), dezaktywujących właściwości bojowe pancerza, można uznać za nadrobienie wcześniejszych zaległości. Poza tym interfejs broni pozostał niezmieniony. Zabawnie podczas misji „zimowych” wygląda celownik, którego szkiełko pokryte jest szronem. Efekt? Nic nie widać, przez co mierzenie do celu zostało znacznie utrudnione.
Zaledwie jeden lub dwa nowe modele obcych, różniących się tylko nieznacznie od wcześniej znanych raczej nie imponują. Za to więcej jest pospolitych żołnierzy armii koreańskiej oraz komandosów w nanoskafandrach. Ci drudzy najwyraźniej pili ostatniej nocy, zachowują się bowiem nieco ospale. Często stoją bezradnie, nie szukając nawet osłony. Również ich skuteczność w walce pozostawia wiele do życzenia. W podejmowanych działaniach ewidentnie brakuje taktyki i determinacji. Odnoszę wrażenie, że cały moduł sztucznej inteligencji został uproszczony. Być może nieco go „odchudzono”, aby przeważające siły wroga nie uzyskały nad nami zbyt wielkiej przewagi. Dotyczy to szczególnie misji bliżej końca gry, pełnych soczystej wymiany ognia.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150