Recenzja The Elder Scrolls V: Skyrim - Smoki nadciągają!
- SPIS TREŚCI -
O szerokim świecie
The Elder Scrolls: Skyrim jak przystało na rasowego sandbox'a oddaje do dyspozycji grającego ogromny świat, którego kompleksowe zwiedzenie jest zajęciem wymagającym co najmniej kilkunastu godzin. Granice eksploracji wyznaczają tylko uwarunkowania terenu, czyli wysokie góry szczelnie otaczające mroźną ojczyznę nordów. Otwarta struktura Skyrim nie została tym razem skalana żadnymi niewidzialnymi ścianami, a bynajmniej takowych nie napotkałem na swojej drodze - to niekwestionowany plus w stosunku do Oblivion. Ganiając smoki podróżujemy nie tylko po ośnieżonych ostępach - różnorodność lokacji zasługuje na pełne uznanie, designerzy odwalili kawała dobrej roboty, a ilość miejsc do zbadania jest iście zatrważająca. Dziesiątki miast, wiosek, farm, twierdz, sanktuariów oraz podziemi czekają na swoich odkrywców. Lochy nareszcie nie wyglądają jak wygenerowane jednym rzutem, a chociaż stylistycznie dzielą wiele wspólnych elementów, to generalnie różnią budową, zastosowanymi pułapkami i gdzieniegdzie nie zabrakło także prostych łamigłówek. Świat jest piękny, obszerny oraz wiarygodny - wystarczy przejrzeć dostępne książki, aby zrozumieć ogrom pracy włożony w jego wykreowanie.
Podróżować po Skyrim możemy zarówno pieszo, konno, jaki specjalnymi powozami do największych osad. Pierwszy wariant przeznaczony jest dla odkrywców, ostatni wymaga uiszczenia drobnej opłaty za skorzystanie z taksówki, zaś środkowy okazuje się bezużyteczny - walczyć z grzbietu wierzchowca nie sposób, a poza tym zabrakło widoku pierwszoosobowego. Pomocni w trudach dnia codziennego bywają natomiast towarzysze oraz najemnicy, którym wydajemy proste polecenia, ale zachowanie kompanów (SI) pozostawia sporo do życzenia... Z pozostałych ciekawostek pasowałoby wspomnieć o finiszerach - krwawych wykończeniach wrogów zaimportowanych z Fallout 3, których na dobrą sprawę twórcy mogli nam oszczędzić albo inspirować się Wiedźmin 2. Chętni do przeistoczenia w wilkołaka tudzież wampira będą w wniebowzięci, ponieważ obydwa warianty w Skyrim uwzględniono. O takich szczegółach jak nabywanie włości, pojawieniu się dzieci, NPC reagujących na wyciągnięta broń nawet nie wspominam - odkrywanie tego typu niuansów pozostawiam nabywcom nowego TES.
I jeszcze jedno - klimat, klimat, klimat - oto istota The Elder Scrolls, wysuwająca przed wszystkie inne cechy charakterystyczne dla serii. Wirtualny świat wciąga niczym bagno, zniewalając na długie godziny i nie pozwala dobrowolnie odjeść od monitora. Skyrim żyje własnym rytmem regulowanym przez cykl dobowy - mieszkańcy otwierają i zamykają sklepy o określonych godzinach, pracują, kładą spać, odwiedzają karczmy i chętnie oddają dyskusjom. Plotki zasłyszane na ulicach niejednokrotnie bywają zalążkiem zadań, źródłem wiedzy o kranie oraz po prostu kapitalnie budują atmosferę. Praktycznie każdy dom możemy zwiedzić i zbierać dziesiątki często nieprzydatnych przedmiotów (żelastwo, miotła itp.), oczywiście jeśli właściciel przybytku nie będzie za nami łaził w trosce o swój dobytek. Gra oferuje tak wiele, że spamiętanie wszystkiego i opisanie w recenzji jest karkołomnym zadaniem - tej niesłychanej swobody trzeba zasmakować samemu.
Pozwólcie, że zanim zakończę wywody dotyczące Skyrim ponarzekam odrobinę na niezbyt przemyślany, nieprzystosowany do standardów PC oraz zwyczajnie brzydki interfejs ekwipunku. Przedmioty posegregowano kategoriami, aczkolwiek ich ułożenie wewnątrz zakładek jest mało praktyczne, a dodatkowo zabrakło porównywarki oręża oraz wizualizacji postaci - wygląd herosa można sprawdzić dopiero po wyjściu z plecaka. Pomijam już fakt, że inwentarz wygląda ascetycznie - czarne tło, biała czcionka, żadnych opisów i fikuśnych obwolut - komuś się chyba nie chciało... Poruszanie po zawartości kieszeni również nastręcza problemów, a menu ulubionych przedmiotów spełnia zadanie tylko połowicznie - nie dałem rady zbindować jednocześnie miecza i tarczy. Na szczęście polskie wydanie The Elder Scrolls: Skyrim syci, bowiem wydawca zadbał o wybór wersji językowej (dubbing i napisy, tylko napisy, oryginalna), dodając do zestawu mapę oraz soundtrack. W kluczowe role wcielili się Piotr Fronczewski, Henryk Talar, Krzysztof Kowalewski i Wiktor Zborowski - ot, takie małe nawiązanie do złotej ery cRPG (pierwsza dwójka to lektorzy z Baldur's Gate / Icewind Dale).
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150