Recenzja Metro: Last Light - Mocny klimat i świetna grafika
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
Metro: Last Light żadnej rewolucji nie przynosi podążając utartą przed wiekami wojenną ścieżką, która w tym konkretnym przypadku oznacza liniowość i oskryptowanie kampanii. Pierwsze jest grzechem pierworodnym shooterów, drugie brzemieniem większości współczesnych gier. Oczywiście, gdyby w strzelaninach pierwszoosobowych powyższe cechy determinowały jakość zabawy, gatunek już dawno umarłby śmiercią naturalną, jednak trzyma się w niezłej kondycji... Wniosek? Jeśli miodność będzie zachowana, to nawet takie ograniczenia nie wpłyną negatywnie na odbiór tytułu, natomiast zamknięta struktura rozgrywki pozwala nadać jej większej spójności czy dynamiki. Druga odsłona Metra powiela typowe schematy, ale twórcy operowali nimi bardzo umiejętnie, dlatego „singiel” wypada atrakcyjnie i skutecznie wciąga na kilkanaście godzin. Studnio 4A Games miało sporo problemów z dokończeniem projektu, więc obawiałem się rozgrzebanego gniota wydanego wyłącznie w celu zarobienia szybkich pieniędzy, a wyszło bardziej niż przyzwoicie.
Podczas przemierzania wąskich tuneli liniowość szczególnie nie doskwiera, chociaż zdarzają się sytuacje z pogranicza frustracji oraz absurdu gdy np.: nasz utalentowany zawadiaka nie potrafi otworzyć wrót, którymi właśnie nawiał poszukiwany bandzior i musimy szukać alternatywnej drogi. Zastanawia również kwestia znajdowanych gdzieniegdzie notatek, zawierających przemyślenia oraz wydarzenia z przeszłości głównego bohatera, napisanych w formie osobistego pamiętnika. Czemu to takie dziwne? Artem musiałyby wcześniej pokładać wszystkie kartki na trasie przemarszu, co chyba nie wymaga dodatkowego komentarza. Poza tym, kiedy przekroczymy próg jakiegoś pomieszczenia zamykając za plecami drzwi, to powrót często okazuje się niemożliwy - wtedy pozostaje tylko iść naprzód nie oglądając się wstecz. Pomimo nikłego wpływu na ogólny komfort zabawy, podobne sytuacje pozostawiają nieprzyjemne wrażenie odgórnego sterowania.
Zabraknąć nie mogło też okazjonalnych sekwencji polegających na szybkim wciskaniu jednego przycisku, jakie w założeniu mają urozmaicać walkę i rzeczywiście zaliczyłem kilka naprawdę nieźle przemyślanych QTE. Pozwólcie, że przytoczę teraz pierwszy z brzegu przykład, jak w prosty sposób osiągnąć spektakularny efekt. Plądrując magazyn dostrzegłem zwłoki żołnierza zakleszczone w wąskim przejściu, które postanowiłem zbadać w nadziei na odkrycie czegoś wartościowego, jednak próba przeszukania skończyła się szamotaniną z potworem wykorzystującym pazerność przechodniów. Bydlak zaatakował znienacka, chwycił mnie za gardło i razem wpadliśmy w stos trupów. Załatwienie przeciwnika nie stanowiło większego problemu, ponieważ QTE generalnie są bardziej widowiskiem niż wyzwaniem, ale byłem kompletnie zaskoczony całym zajściem. Akcja trwała raptem dziesięć sekund lecz zapadła w pamięci na znacznie dłużej, zatem swoje zadanie spełniła.
Scenariusz dla pojedynczego gracza to wycieczki na powierzchnię, przemieszczanie za sterami drezyny czy regularna naparzanka w różnych okolicznościach przyrody, niemniej w trakcie eskapady napotkamy także wiele ciekawych postaci niezależnych. Kilkoro spośród nich pochodzi wprost z oryginalnej powieści (Khan, Młynarz itp.), natomiast pozostali to kreacje stworzone przez 4A Games, które świetnie wpasowują się w charakter uniwersum. Moim osobistym faworytem jest ekscentryczny rybak, jakiego ratujemy przed hordą wkurzonych „krewetek” - chwilę płyniemy razem tunelem burzowym, gdzie z sufitu wystają belki mogące nabić nam solidnego guza. Jeśli się zagapimy i oberwiemy drągiem, facet nonszalancko rzuca „Wybacz, że Cię nie ostrzegłem, ale myślałem że zauważysz” - rozbrajające. Zresztą, odpalanie ładunków wybuchowych od papierosa, to oznaka wybitnie luzackiego podejścia do życia i ewentualnej śmierci, więc wąsaty jegomość w czapce uszatce oraz spawalniczych goglach natychmiast zdobył moje uznanie.
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Hej ho! Hej ho! Do metra by się szło!
- 1 - Metro moje, a w nim... same problemy
- 2 - Bileciki do kontroli albo zostaniecie rozstrzelani
- 3 - W metrze huk wystrzałów brzmi podwójnie
- 4 - Co stacja, to lepsza atrakcja
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Metro: Last Light
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150