Recenzja Mafia: The Old Country - sprawdzamy, czy wyjazd na Sycylię pomógł studiu Hangar 13 w stworzeniu udanego prequela
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Recenzja Mafia: The Old Country - Sprawdzamy, czy wyjazd na Sycylię pomógł studiu Hangar 13 w stworzeniu udanego prequela
- 2 - Recenzja Mafia: The Old Country - bezbłędny klimat oraz blaski i cienie bycia więźniem konwencji
- 3 - Recenzja Mafia: The Old Country - O rozgrywce, a miejscami jej niedoborze
- 4 - Recenzja Mafia: The Old Country - Galeria screenów
- 5 - Recenzja Mafia: The Old Country - Podsumowanie
Recenzja Mafia: The Old Country - Bezbłędny klimat oraz blaski i cienie bycia więźniem konwencji
Spośród garści materiałów o grze, jakie udostępniono, do najbardziej wybijających się należały sprawozdania członków ekipy Hangar 13 z pieczołowitych przygotowań merytorycznych do stworzenia świata w Mafia: The Old Country. Podróży do źródeł, rozmów z lokalnymi mieszkańcami i ogólnie szeroko pojętym zaawansowanym researchem. Wszak mamy do czynienia z zupełnie innym środowiskiem niż do tej pory. Położona na południowym zachodzie od Półwyspu Apenińskiego największa wyspa na Morzu Śródziemnym, na początku XX wieku stanowiła przeciwieństwo miejskiej dżungli znanej z trylogii. Piękne przestrzenie, wiecznie słoneczna pogoda i dość znikomy wpływ władz, a nawet jeśli, to bynajmniej nie na korzyść prostych ludzi. Wprost idealne podłoże dla rozwijających się mafijnych fundamentów - no dobra, nie tak zupełnie fundamentów, bo początki "rodzinnego interesu" sięgają kilka dekad wstecz. Związana jest z tym pewna kwestia, do której jeszcze wrócę nieco później.
I muszę przyznać, że od pierwszych minut rozgrywki widać, iż nie była to jakaś czcza, marketingowa paplanina rodem z filmików Blizzarda czy Ubisoftu. Gdy obserwujemy znoje Enzo i jego przyjaciela w tamtejszej świątyni wyzysku - czyli kopalni siarki - naprawdę możemy się wczuć w całą tę atmosferę. Szybko zresztą się przekonałem, że jeżeli zmienię dubbing z łamanej angielszczyzny na sycylijski, uczucia te zostaną spotęgowane. Oczywiście nie będziemy zbyt długo towarzyszyć głównemu bohaterowi w tych pozbawionych jakiejkolwiek ochrony dla pracowników pieczarach, jako że dochodzi do pewnego wypadku, paru tragedii i zanim się obejrzymy, gorącokrwisty młodzieniec wdaje się w bojkę z jednym z bezlitosnych zarządców i musi zwiewać przed świszczącymi kulami. Po trwającej do zmierzchu zabawie w chowanego przeważające siły zbirów wreszcie dopadają Enzo i w większości przypadków jego historia zakończyłaby się właśnie w tamtym miejscu. Ale z racji bycia awatarem gracza poszczęściło mu się niezmiernie, bo zasadzka powiodła się dopiero na ziemiach dona Torrisiego - jednego z najpotężniejszych graczy wśród lokalnych watażków. O ile jakieś anonimowe chuchro mało go na tamten moment obchodziło, o tyle sam fakt, że należąca do konkurencyjnej ekipy banda rozpycha się u niego łokciami, rozpatruje jako potwarz. Rozpędza więc ich, a samego Enzo oszczędza, zabierając do siebie w charakterze parobka.
Kolejny etap rozgrywki to typowy schemat "od zera do bohatera". Enzo najpierw dostaje podstawowe zadania, prowizoryczne lokum i jest ogólnie traktowany przez resztę w najlepszym razie z pobłażliwością, by z czasem piąć się w górę. To było w zasadzie wstępnie zapowiedziane jeszcze w trakcie przedpremierowego promowania gry - ot, typowy gatunkowy schemat, i nie tylko. Tym, co rzuca się w oczy, stanowiąc zarazem jedną z naczelnych zalet tytułu, jest fenomenalnie wychwycony nastrój mafijnego środowiska tamtych czasów. Jeżeli kiedykolwiek czytaliście powieści Mario Puzo albo zachwycaliście się maestrią filmowych Ojców Chrzestnych, powinniście się czuć jak w domu. Twórcy podchwycili co najmniej znaczącą część motywów towarzyszących tego typu opowieściom - od swojskiego "rodzinnego interesu" po motyw braterstwa krwi, na konfliktach pomiędzy naczelnymi rodzinami kończąc. A wszystko to zanurzone w sycylijskim słońcu - tak pięknym, jak bezlitosnym, niczym kulisy każdej szanującej się, żyjącej prawem noża i spluwy lokalnej familii. Lecz ma to też swoje gorsze strony.
W pierwszym akapicie tego rozdziału napomknąłem o fundamentach mafii. W którymś miejscu spotkałem się ostatnio z ciekawym spostrzeżeniem odnośnie gry Hangar 13. Otóż potencjalnie znacznie ciekawiej można by było zawiązać fabułę, gdyby nie poprzestano na początku XX wieku, a wycofano się jeszcze nawet i te pół wieku. W ten sposób można by było poświęcić się rozpisaniu o dosłownie pierwszych latach sycylijskiego procederu - czyli aspektu, któremu bardzo rzadko poświęca się czas w popkulturze. Uważam, że to bardzo dobry wniosek, bo poza klimatem dostalibyśmy uciekającą od pewnych schematów narrację (a przynajmniej w teorii). Tymczasem niestety kiedy już przywykłem do urzekających scenerii, zacząłem dostrzegać coraz więcej rys konceptu. Mafia: The Old Country to w istocie puzzle złożone z gatunkowych klisz. Jeżeli obcowaliście dosłownie z jakąkolwiek kultową historią należącą do owych rejonów, niezależnie od medium, musicie być gotowi na to, że nie znajdziecie absolutnie niczego nowego. Wszelakie zwroty akcji i wątki w postaci pościgów, zdrad, czy relacji są niczym wyjęte z podręcznika i wyeksponowane w najprostszej możliwej formie. Nie twierdzę, że i z tego nie da się czerpać przyjemności, aczkolwiek warto mieć na uwadze przy zastanawianiu się nad zakupem.
Właściwie to samo tyczy się bohaterów The Old Country - począwszy od samego Enzo. Wcześniej w tekście określiłem go jako "awatar gracza" - i naprawdę nie brałem go w jakiś gruby cudzysłów. Jeżeli liczyliście na charyzmatycznego cwaniaka z głową na karku w postaci Tommy'ego Angelo, czy chociażby Vito, srogo się zawiedziecie. To najbardziej generyczny główny bohater, jakiego chyba można wykreować, everyman wśród protagonistów w grach wideo. Dlatego trudno mi było specjalnie ekscytować się jego kolejami losu i przewidywalnymi reakcjami. Ważną składową fabuły jest również, a jakże, wątek romansowy, zrobiony niestety po łebkach i przypominający wycinek z dowolnej opery mydlanej. Nie będę opisywał spoilerów, ale nawet gdybym to zrobił, można by w sumie dojść do wniosku, że trudno byłoby je takowymi nazwać. Niewiele zmieniają inni, jednakowoż paradoksalnie nie przeszkadzało mi to jakoś znacząco.
Mamy poczciwego, ale nieco przygłupiego wesołka o zbyt wygórowanych ambicjach jak na swoje intelektualne ograniczenia, obrotną prawą rękę szefa, będącą także swoistym mentorem Enzo, a po przeciwnych stronach barykady całą zgrają niehonorowych wymoczków, którym aż chce się przyłożyć. To nieomal surowe archetypy pewnych utrwalonych w gatunku postaci, lecz są wystarczająco mocno zarysowani, by mogło chcieć nam się im kibicować bądź z nimi walczyć. Wolałbym jednak, by sam don Torrisi był personą choć odrobinę bardziej zniuansowaną. Określiłbym go jako skrzyżowanie Vito Corleone z jego synem Sonnym (przez wzgląd na okazyjnie eksponowany temperament), ale z ubytkiem odpowiedniej charyzmy tudzież wielowymiarowości. Ot, klisza twardego Sycylijczyka. Grunt, że zarówno on, jak i reszta dostali świetnych aktorów głosowych (tak jak wspomniałem, sprawdzałem wersję anglojęzyczną i jeszcze lepszą, sycylijską), co stanowi plus. Mam ponadto lekki problem z motywacjami poszczególnych osób w finalnych aktach, gdzie ich podejście lekko mi zgrzytało. Z innych kwestii, fani serii mogą bonusowo znaleźć kilka dobrze znanych z serii indywidualności. Co ważne, w tym elemencie postarano się, bowiem nie natrafimy na chamski fanserwis, a przemyślane rozwiązania. Za niektórymi trzeba się porządnie rozejrzeć, inni mają własny wątek w opowieści.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Recenzja Mafia: The Old Country - Sprawdzamy, czy wyjazd na Sycylię pomógł studiu Hangar 13 w stworzeniu udanego prequela
- 2 - Recenzja Mafia: The Old Country - bezbłędny klimat oraz blaski i cienie bycia więźniem konwencji
- 3 - Recenzja Mafia: The Old Country - O rozgrywce, a miejscami jej niedoborze
- 4 - Recenzja Mafia: The Old Country - Galeria screenów
- 5 - Recenzja Mafia: The Old Country - Podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja Dying Light: The Beast - Kyle Crane jest wściekły i niebezpieczny jak nigdy dotąd. Sprawdzamy obiecujący spin-off
55
Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę
78
Recenzja Cronos: The New Dawn - Nowy horror od Bloober Team to połączenie Dead Space i Silent Hill 2 Remake... w epoce PRL
47
Recenzja DOOM: The Dark Ages PC - Powrót do piekła może być przyjemny. Czy Slayer poradził sobie z demonami przeszłości?
202