GTA V PC. Recenzja najlepszego sandboxa w historii gatunku
- SPIS TREŚCI -
Viva Los Santos! Viva Los Santos!
Różnorodnością zadań fabularnych czuję się absolutnie usatysfakcjonowany, twórcy zręcznie wykorzystali potencjał „trzech muszkieterów” przygotowując naprawdę wciągającą kampanię. Trudno narzekać na powtarzalność albo jakąkolwiek nudę. Oprócz misji drużynowych każdy z podopiecznych odgrywa też indywidualne przedstawienia, niemniej to właśnie zlecenia angażujące wszystkich gagatków prezentują się najciekawiej. Dobrym przykładem takiej kooperacji są zuchwałe napady - robota wymagająca planowania, odpowiedniej strategii oraz zatrudnienia dodatkowych pomagierów sterowanych przez komputer. Ściśle określony podział ról sprawdza się wówczas znakomicie. Michael załatwia niezbędny ekwipunek i zajmuje się pacyfikowaniem policji, Trevor podlatuje śmigłowcem chwytając drogocenny ładunek, zaś Franklin najpierw szaleje z karabinem snajperskim, aby później zapewnić kompanom błyskawiczną ucieczkę z gorącego obszaru. Naturalnie w kluczowych sekwencjach to grający obejmuje kontrolę nad protegowanymi, dobrowolnie lub przymusowo, więc wrażenia są spotęgowane i żadnego epickiego momentu nie przegapimy.
Pamiętacie jakie aktywności poboczne oferowało GTA IV? Hmm... czujecie nieznośną pustkę w głowie? Nic dziwnego, wszak przygoda w Liberty City należała do wyjątkowo okrojonych. Teraz Rockstar nie dopuściło się podobnego błędu, dlatego pod względem zawartości GTA V zdecydowanie bliżej do monumentalnego San Andreas, aniżeli poprzednika pozbawionego głównej cechy wzorowego sandboxa. Możemy nurkować w oceanie, wyskoczyć do nocnego klubu, zmieniać ciuszki, odwiedzić pole golfowe, uczestniczyć w wyścigach albo przerzucać kontenery w dokach. Niektóre zajęcia fakultatywne wpływają na bazowe statystyki postaci np.: szkółka latania czy strzelnica poprawiają nasze zdolności manualne w obsłudze konkretnego sprzętu. Generalnie warto przynajmniej sprawdzić opcje przygotowane przez twórców, bowiem mini-gierki potrafią solidnie wciągnąć. Wprowadzono też zdarzenia występujące losowo polegające na doraźnej pomocy przypadkowym osobom m.in.: ściganie złodziei samochodów czy odwożenie pod wskazany adres kompletnie zalanych gości. Roboty jest mnóstwo i stuprocentowe ukończenie GTA V wymaga poświęcenia wielu wieczorów.
Motorem napędowym recenzowanej produkcji okazuje się jednak nie tylko świetna kampania, ale również tryb wieloosobowy nazwany GTA Online, który podobno będzie systematycznie rozwijany. Plansza została zapożyczona z singla, mechanika jest w zasadzie identyczna, aczkolwiek żeby rozpocząć zmagania trzeba stworzyć sobie awatara w specjalnym kreatorze (postacie fabularne nie występują). Maksymalnie szesnastu graczy może wtedy swobodnie eksplorować okolicę, wchodzić w interakcję, dokonywać napadów na banki, zabójstw albo skosztować bardziej klasycznych form rywalizacji m.in.: deathmatcha. Zarobione pieniądze podczas misji przeznaczamy na poprawienie wyglądu naszego podopiecznego, szybsze pojazdy, bardziej wypasione kryjówki oraz silniejsze uzbrojenie. Jeśli zbierzecie zgraną drużynę i zainwestujecie w zestaw komunikacji głosowej, bardzo ułatwiającej koordynowanie działań, to wykonywanie napadów jest bombową rozrywką. Ponadto udostępniono prosty w obsłudze kreator nowych zadań, aby multiplayer zbyt szybko nie stracił swojej atrakcyjności. Programiści powinni tylko skrócić czasy ładowania, wprowadzić filtrowanie gier, doszlifować kwestie tuningu oraz problemy z losową utratą połączeń. Wtedy GTA Online byłoby jeszcze bardziej ekscytujące.
Produkcjom z gatunku sandbox zazwyczaj doskwierają liczne niedoróbki, zwłaszcza gdy podmiotem odpowiedzialnym za sprawdzanie jakości oraz optymalizację jest Ubisoft, ale zdeterminowany zespół developerski potrafi zdziałać cuda. Chociaż Rockstar całkowicie nie uniknęło wpadek, sytuacja GTA V wygląda nieporównywalne lepiej od pamiętnych premier Watch Dogs i AC: Unity, których anomalie obrosły już legendami. Skala tego zjawiska jest zwyczajnie nieporównywalna. Osobiście byłem świadkiem jak zniknęła tekstura ulicy zmuszając pojazdy do lewitacji nad oceanem, czasami szwankowała też sztuczna inteligencja i kolizje obiektów, zaś sterowanie samolotami ogólnie sknocono (toporność pierwsza klasa). Szczęśliwie nie doświadczyłem żadnych zepsutych skryptów i wszystkie misje ukończyłem bez problemów. Niezmiennie irytuje natomiast system oceniania naszych poczynań - dopiero po zakończeniu zostajemy poinformowani o niewykonaniu pewnych czynności (np.: dziesięciu headshotów) premiowanych mini-punktami. Wzorowe zaliczenie takiego zadania będzie najczęściej wymagało jego powtórzenia.
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150