Recenzja Wolfenstein II: The New Colossus PC - Niemca w hełm!
- SPIS TREŚCI -
- 1 - O takim jednym, co oszukał śmierć...
- 2 - Dziwny przypadek B.J. Blazkowicza
- 3 - Przygoda! Szkopów zabić mi nie szkoda
- 4 - Formacja Nieżywych Szwabów
- 5 - Zgermanizowane lata sześćdziesiąte
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Wolfenstein II: The New Colossus - Galeria screenów
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Guten tag meine lieben freunde! Czekaliśmy na pańskie przybycie! Bardzo cenimy wybitnych specjalistów posiadających doświadczenie zawodowe, wizjonerów bezgranicznie oddanych powierzonemu zadaniu, mogących uczynić świat odrobinę lepszym i bardziej aryjskim miejscem. Dostrzegam w pańskich lodowatych oczach wściekłość, prawdziwą żądzę mordowania! Świetnie! Potrzebujemy takich gagatków, jednak w przesłanym curriculum vitae znalazłem pewien niepokojący zapis - zabijanie przeciwników metodami skrajnie siłowymi ze szczególnym okrucieństwem, podczas słuchania utworów Formacji Nieżywych Szwabów... Proszę doprecyzować dlaczego powyższa adnotacja została umieszczona w kategorii hobby? Rozumiem zatem... chodzi o ostatecznie rozwiązanie kwestii niemieckiej, bicie szwabów.... Chwileczkę... Przecież my nimi jesteśmy! Mein gott! Achtung! Herr Blazkowicz wrócił!
Autor: Sebastian Oktaba
Wolfenstein to wspaniały kawał historii cyfrowej rozrywki, towarzyszącej wielu graczom od czasów dzieciństwa, bowiem seria zaczynała karierę we wczesnych latach 80-tych ubiegłego stulecia. Pewnie dlatego niewielu pamięta, że pierwsze odsłony były skradankami z widokiem izometrycznym, dostępnymi na platformie Commodore 64, Apple II oraz MS-DOS. Wolfenstein (3D) zyskał powszechną rozpoznawalność dopiero dzięki twórczości id Software, które wykorzystując markę stworzyło pełnokrwistego shootera z pierwszoosobowym widokiem, wyznaczając kierunek rozwoju świeżego jeszcze gatunku. Później wszystkie pomysły solidnie doszlifowano w DOOM-ie, również będącym dzieckiem teksańskiego studia. Pradziadek FPS-ów skandalicznie długo pozostawał w cieniu demonicznego braciszka, ale wyborny Return to Castle Wolfenstein autorstwa Raven Software, jakiego darzę niezdrowym wręcz sentymentem, przypomniał światu napakowaną sylwetkę łowcy nazistów. Niesławne wydawnictwo od Activision (2009 rok) pomińmy milczeniem, ponieważ obecnie za Wolfensteina odpowiadają Bethesda i MachineGames, które zafundowały Blazkowiczowi powrót do shooterowej pierwszej ligi.
Początkowo obawiałem się profanacji albo blamażu, jednak Wolfenstein: The New Order będący kolejnym restartem serii, wyszedł szwedzkiemu producentowi zupełnie przyzwoicie, zawierając wszystkie cechy charakteryzujące solidnego oldschoolowego shootera. Twórcy postawili na nieco odrealnioną mechanikę, krew tryskała strumieniami, krzyki Niemców rozbrzmiewały w słuchawkach, zbierało się apteczki oraz pancerze - mnie pasowało takie klasyczne podejście. Jeszcze lepiej wspominam samodzielny dodatek i zarazem prequel owego remake'a, czyli Wolfenstein: The Old Blood, klimatem ewidentnie nawiązujący do mrocznego Return to Castle Wolfenstein. Zabijanie szkopów w ponurych gotyckich katedrach, tępienie zombiaków w katakumbach, plądrowanie urokliwych alpejskich wiosek... ech wspomnienia... Trzeba MachineGames przyznać, że doskonale rozumie czego oczekują wielbiciele strzelanin usłanych trupami rasy panów, dlatego informację o kontynuacji triumfalnego pochodu B.J. Blazkowicza przyjąłem z nieskrywaną radością oraz stoickim spokojem. Zaczęło się odliczanie...
Ja! Ja! Ja! Sehr gut! Nareszcie doczekaliśmy się premiery Wolfenstein II: The New Colossus, którego warto sprawdzić chociażby z obowiązku wobec ojczyzny, ponieważ z zachodnimi sąsiadami ciągle mamy niewyrównane rachunki. Zadeklarowani patrioci pewnie zamówili wersje kolekcjonerskie lub wykupili pre-ordery po pierwszym trailerze, bowiem w naszym regionie giereczki o waleniu Niemców niekoniecznie po hełmach przyjmują się znakomicie. Jeśli przegapiliście Wolfenstein: The New Order, zachwycając się później odświeżonym DOOM-em, koniecznie musicie spróbować The New Colossus. Obydwie produkcje mają bardzo zbliżoną mechanikę - hardcorową i pozbawioną zbędnych udziwnień, subtelną jak uderzenie sztachetą, pchnięcie bagnetem albo wejście na minę przeciwpiechotną. Wybuchowa rozwałka bez zahamowań, tysiące trupów zostawionych za plecami, wkurzeni bohaterowie i karkołomna misja ratowania świata. Witajcie w rzeczywistości B.J. Blazkowicza, przygotujcie zapasowe magazynki... dużo magazynków... Niemcy już grzecznie czekają w kolejce do zaświatów.
Test wydajności Wolfenstein II: The New Colossus PC - Ist das gut?!
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- następna ›
- ostatnia »
- SPIS TREŚCI -
- 1 - O takim jednym, co oszukał śmierć...
- 2 - Dziwny przypadek B.J. Blazkowicza
- 3 - Przygoda! Szkopów zabić mi nie szkoda
- 4 - Formacja Nieżywych Szwabów
- 5 - Zgermanizowane lata sześćdziesiąte
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Wolfenstein II: The New Colossus - Galeria screenów
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie