Recenzja Resident Evil VII: Biohazard PC - Rodzinny horror
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Resident po latach wraca na właściwe tory
- 2 - Rodzina, ach rodzina... gdy jest... gdy jej ni ma...
- 3 - Zombie odeszły do lamusa
- 4 - W moim magicznym domu
- 5 - Platforma sprzętowa na jakiej testujemy
- 6 - Resident Evil VII: Biohazard - Galeria screenów
- 7 - Resident Evil VII: Biohazard - Kilka baboli
- 8 - Oprawa wizualna i podsumowanie
Rodzina, ach rodzina...
Początek przygody jest enigmatyczny - wiemy jedynie, że małżonka głównego bohatera zaginęła w tajemniczych okolicznościach, a jegomość po dłuższym czasie otrzymuje chaotyczne nagranie, skąd przemawia bezskutecznie poszukiwana kobieta. Ethan błyskawicznie wyrusza na ratunek, kompletnie bagatelizując przestrogi zapłakanej drugiej połówki, ale inaczej Resident Evil VII: Biohazard utknęłoby w martwym punkcie. OK, zbieramy się odwiedzić Luizjanę! Niepewny trop wiedzie protagonistę do posiadłości usytuowanej pośród cuchnących mokradeł, która pozornie wygląda na opustoszałą... Tia... Sytuacja szybko przybiera nieciekawy obrót, bowiem gospodarze okazują się sadystycznymi psycholami chwytającymi przyjezdnych w śmiertelną pułapkę. Gdyby chodziło wyłącznie o zwykłych zwyrodnialców albo kanibali, byłoby jeszcze w miarę komfortowo, aczkolwiek posępne domostwo zostało również skażone dziwnym pleśniowym organizmem. Pozostali mieszkańcy objęci działaniem czynnika obcego zmutowali, zaś naszym zadaniem jest znalezienie żony i opuszczenie piekiełka. Zapowiada się cholernie długie popołudnie... Dalszych zawiłości scenariusza zdradzać nie zamierzam, dodam tylko z obowiązku, że pomimo ogólnie pozytywnego wydźwięku opowieść jest przewidywalna. Zdarzają się także gdzieniegdzie niewytłumaczalne czarne dziury, szczególnie widoczne na finiszu (ewentualnie coś przespałem).
W odróżnieniu od poprzednich Residentów tym razem kierujemy poczynaniami zwykłego cywila, żadnym dwumetrowym marines z kwadratową szczęką, wyhodowanym specjalnie do pacyfikowania zombiaków. Skutkiem tego niejednokrotnie zmuszeni będziemy posiłkować się ucieczką, zamiast wdawać w bezsensowne konfrontacje mogące znaleźć tragiczne zakończenie. Sporym urozmaiceniem jest również wprowadzenie widoku pierwszoosobowego, bo dotychczas seria Resident Evil forsowała głównie perspektywę trzecioosobową. Moim zdaniem zabieg naprawdę dobrze zrobił grywalności, odświeżył formułę, pozwalając zarazem osiągnąć głębszą immersję z protegowanym. Znacznie gorzej wypadają natomiast reakcje Ethana na przerażające zdarzenia, którym często brakuje wiarygodności. Jegomość raczej nieprzystosowany do widoku gnijących zwłok, potworów czy szaleńców wymachujących ostrymi narzędziami, nagle zaczyna przyjmować takie obrazki ze stoickim spokojem. Czasami nawet nie mrugnie powieką! Robienie w pantalony teoretycznie zostawiono osobie siedzącej przed monitorem, tylko zabrakło tutaj konsekwencji - bohater najpierw ciężko przeżywa widok karaluchów, żeby dosłownie za moment wzruszyć ramionami stając naprzeciw mutanta. Ech... Pokrętna jest logika twórców gier.
Mechanika Resident Evil VII: Biohazard stanowi połączenie survival horroru i przygodówki nastawionej na wnikliwą eksplorację otoczenia, doprawioną prostymi zagadkami, zbieractwem oraz klasycznymi elementami akcji. Formuła to oczywiście powszechnie lubiana, pewnie dlatego Capcom nie próbował wprowadzać czegoś odkrywczego. Żelazny elektorat powinien być zadowolony, świeżaki szukające wrażeń tym bardziej. Jak wygląda rozgrywka? Mówiąc najogólniej - inaczej niż w Resident Evil 4/5/6. Pierwsza połowa kampanii jest zdecydowanie konkretniejsza, wręcz miażdżąca ciężkim klimatem, gdyż pozbawieni odpowiedniego uzbrojenia, apteczek oraz znajomości okolicy, jesteśmy tylko krwawiącą zwierzyną zmuszoną unikać wzroku myśliwego. Przyznam szczerze, że trzęsłem portkami przy spotkaniach z upiornym gospodarzem, którego facjaty wymalowanej szaleństwem prędko nie zapomnę. Samo uciekanie może trochę irytować, ponieważ bohater porusza się ślamazarnie - mógłby go dogonić podstarzały jednonogi weteran wojenny. Wszystko przypomina senny koszmar, gdzie mimo usilnego przebierania nogami mamy wrażenie dreptania w miejscu. Cholernie frustrujące to uczucie, ale skutecznie budujące atmosferę niemocy, zagrożenia, paniki.
W późniejszych etapach środek ciężkości wyraźnie się zmienia, coraz większe znaczenie zaczyna odgrywać arsenał, zapomnijcie jednak o regularnej nawalance, która następuje dopiero bliżej wielkiego finału. Resident Evil VII: Biohazard na szczęście długo trzyma w napięciu, potrafiąc zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Straszenie, niespodzianki plus solidna porcja obrzydliwości pozostają fundamentami produkcji, a nawet jeśli większość zastosowanych sztuczek widzieliście przy innych okazjach, to mimo wszystko Biohazard spełnia swoje zadanie pierwszorzędnie. Starczy wspomnieć tutaj „rodzinną” kolację przy świecach i... flakach... która zgodnie z oczekiwaniami kończy się karczemną awanturą, gdy zwracamy zawartość talerzyka na podłogę. Niezła nerwówka panuje również w rozdziale poświęconym wku******* dziadydze - siedziałem dobre dziesięć minut w ukryciu, licząc że przyjemniaczek wreszcie sobie pójdzie, ale cierpliwość musiała w końcu ustąpić miejsca (względnie) szybkim stopom. Dla przeciwwagi, zdarzają się kompletnie bezsensowne sytuacje m.in.: scena z samochodem wprowadzająca w lekką konsternację. Summa summarum Resident Evil VII: Biohazard jako survival horror wypada bardzo przyzwoicie, niemniej trochę brakuje skażenia obłędem, jakie serwowało genialne Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth czy Condemned: Criminal Origins.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Resident po latach wraca na właściwe tory
- 2 - Rodzina, ach rodzina... gdy jest... gdy jej ni ma...
- 3 - Zombie odeszły do lamusa
- 4 - W moim magicznym domu
- 5 - Platforma sprzętowa na jakiej testujemy
- 6 - Resident Evil VII: Biohazard - Galeria screenów
- 7 - Resident Evil VII: Biohazard - Kilka baboli
- 8 - Oprawa wizualna i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150