Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę

Szymon Góraj | 16-09-2025 09:00 |

Recenzja Borderlands 4 - Żyć i umierać na Kairos

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

Negatywne komentarze w sprawie fabuły "trójki", pobrzmiewające zresztą aż do dnia dzisiejszego, skłoniły twórców do bardzo radykalnej zmiany podejścia. Wykorzystali do tego finał owej najmocniej krytykowanej odsłony, bo większość zdarzeń jest ściśle powiązana z przeniesieniem jednego z księżyców Pandory hen daleko do gwiazd - dając tym samym pretekst do opuszczenia scenariuszowo "zużytej" planety i okolic. Tak się złożyło, że Elpis zderzyło się z Kairos. Glob ten opanowany został przez niejakiego Timekeepera, sprawującego despotyczne rządy przy wsparciu podwładnych i specyficznych wszczepów inwigilujących całą ludność oraz dających do dyspozycji legiony groźnych sił zbrojnych. Niechciana "fuzja" wprowadza coś, czego nasz antagonista raczej nie planował - powrót znienawidzonego przezeń chaosu, których wcieleiem są Vault Hunterzy - czyli nasi potężni awanturnicy będącymi tradycyjnie awatarami gracza. A jest to zaiste wydarzenie nietypowe, bowiem Kairos chronione było przez bardzo długi czas swoistym "kloszem". Szczęście (bądź pech, w zależności od punktu widzenia) sprawiło, że Elpis ową ochronę skruszyło, wskutek czego po raz pierwszy od wieków dotarł tam ktoś z zewnątrz. Po standardowym otwarciu - tj. wprowadzenie narratora-Marcusa i cutscenka przedstawiająca bohaterów - nasi śmiałkowie na starcie wpadają w kłopoty, co daje też pretekst do wyboru Vault Huntera. Od tego momentu stery przejmujemy my.

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

Czwarte Borderlandsy miały w wielu elementach dokonać znaczącego progresu względem poprzedniej części  - w tym szeroko pojętej narracji. Na dłuższą metę uważam, że im się to udało (z zastrzeżeniem, że to bardziej przez wzgląd na dramatycznie nisko zawieszoną poprzeczkę), lecz pierwsze kilkadziesiąt minut na to nie wskazywało. Przeciwnie, o ile Borderlands 3 miało całkiem niezgorsze wprowadzenie (ze dwie-trzy klasy niżej niż BL2, ale jednak), o tyle prolog "czwórki" został wykonany tak leniwie i bez polotu, że znalazłbym osoby, które już patrzyłyby na licznik spędzonego czasu, by w razie czego załapać się na zwrot. I mówiąc szczerze, ma to swoje uzasadnienie. Właściwie ledwo co jest o czym pisać - ot, drętwa wędrówka z pozbawioną charakteru postacią, którą w pewnym momencie miałem ochotę sam odstrzelić, a przy tym ogólne wprowadzenie w sytuację świata i podstawowe mechaniki. Na szczęście relatywnie szybko dochodzi do małego zwrotu akcji i z ulgą możemy przejść do rozpoczęcia właściwego wątku głównego. A tam wita nas już pierwsza znajoma twarz z serii (i przez długi czas jedna z bardzo niewielu), czyli Claptrap. Do tamtego momentu wytrzymałem z polskimi napisami, ale gdy przetłumaczyli go na bodajże "Kłapacz", miałem dość i przeszedłem w pełni na język królów, czasem jedynie sprawdzając różnicę. Ogólnie z tego co patrzyłem nasza lokalizacja okazała się niestety z lekka nadgorliwa. Częściowo może to mieć związek z moim przywiązaniem do nazewnictwa z serii, niemniej sądzę, że lepiej by grze wyszło, gdyby parę rzeczy zostawili. Odniosłem też wrażenie, że niektóre zwroty nie zostały dobrze przetłumaczone. Cóż, jeżeli się nie mylę, to pierwsza w historii polonizacja tej serii - szkoda, że od razu wymaga poprawek.

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

Tak jak już napomknąłem, mimo moich wcześniejszych uwag i tych, które pojawią się jeszcze dalej w tekście, recenzowana gra dokonała pewnego skoku jakości, jeśli chodzi o fabularne kwestie. Od tej strony Borderlands 3 było żenującym spektaklem, pełnym nieśmiesznych żartów, irytujących postaci, zdołano nawet jakimś sposobem popsuć kilka już osadzonych w fabule, a nawet bezsensownie uśmiercić (nawet nie będę się rozwijał o idiotycznym zgonie stanowiącym punkt zwrotny ostatnich aktów, bo potem będzie mi trudno skończyć, a nie o tym jest recenzja). Innymi słowy, boleśnie się przekonaliśmy, że nawet gra stawiająca głównie na rozwałkę posiada swoje granice, jeżeli chodzi o wciskanie kiepskiej narracji. Jeżeli jednak ktoś liczył na to, że napiszę, iż Borderlands 4 wraca w tej kategorii do formy z okolic drugiej części, muszę go rozczarować. Owszem, Gearbox bardzo się stara puścić w niepamięć BL3 - nie wszystko, ale te najbardziej niesławne czynniki zmieszanej z błotem części. I to chyba dobrze, sam mam po kilku wątkach niestrawności. Nadal zbyt często natykamy się na przygłupie odzywki NPC-ów, momentami próbujące śmiać się z własnej konwencji i bawić w różnej maści odniesienia, ale na zasadzie przypominającej bardziej wątpliwej jakości filmidła spod znaku "Poznaj moich Spartan" aniżeli BL2. Chcąc nie chcąc, musiałem się pogodzić z tym, że obecna ekipa nie stoi na takim poziomie i pewne piguły będzie trzeba przełknąć - albo odpuścić granie. 

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

I znowu, żeby oddać sprawiedliwość, znajdę garść dobrze przemyślanych wątków, znośne misje główne i ciekawe questy (np. prosta, ale całkiem urocze zadanie, gdzie spotykamy lokalnego zwolennika m.in. teorii płaskiej planety tudzież questline stylizowany na heist movie). Na ogół są siermiężne, ale i tak doceniam choć w miarę udany podejścia w dobrym kierunku. Antagoniści zwyczajowo nader często porozumiewają się z nami przez komunikatory, opowiadając o swych złych planach i są... do przyjęcia. Stan pośredni pomiędzy Handsome Jackiem a bliźniakami Kalypso z BL3, więc nic, co mi zostanie w głowie w przyszłości, ale mający jakiś charakter i odpowiednio umotywowani, byśmy mieli ochotę na nich zapolować. Poza Timekeeperem, na radarze mamy pomniejszych bossów - każdy z nich zarządza własnym regionem. Kolejność radzenia sobie z nimi jest dowolna, co stanowi pewien plusik. Do tego zamieszkują zupełnie odmienne biomy. Z drugiej strony, to sekwencje bazujące na identycznym schemacie. Wpadasz w okolice, trafiasz na lokalny uciskany lud, który dostaje od danego watażki srogie lanie, musisz kogoś przekonać, no i dochodzi do punktu zwrotnego, gdzie Vault Hunter jednoczy społeczność i z animuszem rusza na bazę antagonisty. I tak aż do finałowej batalii. Przyznaję, nie jest to zbyt wyszukane, ale wolę już coś takiego niż to, co zafundowano nam przy trzecich Borderlandsach. Daję bonusowe punkty za to, że dany boss regionu nie zawsze jest wiernym sługusem Timekeepera. A same walki z bossami są przyjemne. Wymagają wyuczenia się kilku manewrów, używania konkretnych rodzajów broni, czasem np. jakiegoś surowca związanego z misjami. Fajnie, że z czasem wpadają misje ze znanymi Vault Hunterami z przeszłości - i to naprawdę coś mocnego, a nie jakieś byle gościnne występy, bo w przeszłości było z tym różnie. Warto również wspomnieć o opcjonalnych, silniejszych bossach wewnątrz specjalnych Krypt - i oni już mogą sprawić większe problemy. Niestety, ale po drugiej stronie barykady mamy od groma questów-zapychaczy, potrafiących męczyć niemiłosiernie.

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

Chcecie przydługą opowiastkę o udamawianiu wielkiej bestii, z podprowadzeniem jej właściwego samca i kiepskimi żartami NPC-a w pakiecie, w której oczywiście Wy jesteście treserem i swatką zarazem? No właśnie, z takimi rzeczami będziecie mieć do czynienia bardzo często. Masa dialogów jest napisana od niechcenia, po to żeby dokonać jakiejkolwiek interakcji, a czynności przeciągane na siłę poprzez backtracking, czy konieczność biegania lub jeżdżenia na drugi kawałek regionu. I obawiam się, że związek z tym może mieć inna bolączka Borderlands 4: mapa. Niewątpliwie Kairos to największy świat, jaki kiedykolwiek mogliśmy zwiedzać w ramach cyklu. Ogromne, otwarte połacie terenu, a do tego całkiem sporo mniejszych lokacji, na przykład w ramach areny z finalnymi przeciwnikami danego "rozdziału". Nie uważam, żeby to było dobre posunięcie. Takie BL1, czy BL2 również miewały spore poziomy, ale ich urok polegał w istotnym zakresie na tym, że przeważnie były odpowiednio sprzężone z nurtem, mogliśmy więc skakać od wydarzenia do wydarzenia i napięcie było prawie cały czas (a jeśli nawet nie, to nieraz wpadaliśmy na ciekawego NPC-a lub interesujący event pchający fabułę naprzód). W BL4 snujemy się pod tych terenach, napotykając raz za razem znaki zapytania do odkrycia i niebieskie wykrzykniki oznaczające nowe questy. Bazy do zaklepania (a wewnątrz sklepy, audiologi, punkty szybkiej podróży itd.), ruiny z sekretami, osady miejscowych i wiele, wiele innych. Deweloperzy zdawali się z uporem maniaka upychać je w tę nieszczęsną mapę, aby usprawiedliwić jej rozmiar. Moim zdaniem to kompletnie nie miało sensu, bo rozwodniło całą strukturę i zmusiło twórców to żmudnego generowania kolejnych misji i atrakcji, co niebezpiecznie przybliża ich do Ubisoftu. A zamiast tego można było dopracować misje, stawiając na jakość kosztem ilości, czy popracować nad optymalizacją (o czym wspomnę jeszcze lekko później). 

Recenzja Borderlands 4 - Gearbox wyprowadza serię z Pandory, dorzuca Unreal Engine 5 i próbuje przywrócić jej dawną chwałę [nc1]

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 78

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.