Recenzja DiRT 3 - Rajdowe szaleństwo w dobrym stylu
- SPIS TREŚCI -
Model jazdy w DiRT 3
Model jazdy zastosowany w DiRT 3 tylko nieznacznie odbiega od tego, którym mógł pochwalić się poprzednik - nadal mamy do czynienia z przyjemną w odbiorze zręcznościówką. Prawdę powiedziawszy Codemasters nie musiało tutaj wprowadzać poważniejszych zmian oraz poprawek, wszak już DiRT 2 pod tym względem prezentował się przyzwoicie. Również w trzeciej odsłonie cyklu zabawa jest raczej bezstresowa i pozbawiona twardego oparcia w rzeczywistości - daleko fizyce do miana realistycznej. Maniacy Richard Burns Rally nie znajdą w DiRT 3 wyzwania, prędzej zaś entuzjaści Need for Speed: Hot Pursuit poszukujący szaleństwa połączonego z efekciarstwem. Samochody prowadzą się pewnie, zakręty można pokonywać zuchwałym driftem i nawet śnieg, żwir czy błoto nie komplikują zbytnio sprawy. Zdarzało się, że niektóre odcinki specjalne dosłownie przelatywałem na pełnym gazie zwalniając jedynie w ostateczności. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości - grałem korzystając z podstawowej konfiguracji sterowania na xBoxowym padzie.
Pewien wpływ na model jazdy mają oczywiście ustawienia jakie wybierzemy - pomiędzy profilem wypośrodkowanym, stricte „kaużalowym” i zawodowym różnice faktycznie występują. Jeżeli wyłączymy ABS, kontrolę trakcji czy linię wskazującą optymalny tor jazdy, poziom trudności wzrośnie na tyle, abyśmy nie zasnęli z nudów za kierownicą. Podobną możliwość, chociaż pozwalającą na znacznie szerszą ingerencję w parametry prowadzenia aut udostępniono w Shift 2 - każdy powinien zatem coś wybrać dla siebie. Abstrahując od reszty, największym zagrożeniem jest kontakt z poboczem, który zwykle skutkuje gwałtownym obróceniem pojazdu o 180 stopni lub dachowaniem. Koziołkując bez aktywnego systemu zniszczeń najwyżej stracimy kilka sekund, niemniej w przeciwnym przypadku poważnie uszkodzimy naszą gablotę. I wtedy jazda przestaje być bezproblemowa - auto zaczyna ściągać na bok, więc wygrana w takich warunkach będzie wyjątkowo trudna. Suma summarum; DiRT 3 stawia przede wszystkim na frajdę z symulacją mając niewiele wspólnego, czego i urwane koło nie zmieni ;]
Jednym z ważniejszych kryteriów opisujących po prostu dobrą grę wyścigową, jest poczucie prędkości odczuwalne podczas jazdy. Trzecia część DiRT jednak kasku nie zrywa - mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że „dwójka” oferowała nieco większą dawkę adrenaliny. Uczucie niedosytu „boostera” jest dokuczliwe zwłaszcza w początkowej fazie rozgrywki - minęło kilkanaście minut i przywykłem do stabilnego obrazu oraz niewielkich rozmyć, skupiając wyłącznie na radosnym śmiganiu. Dreszczyk niepewności towarzyszący brawurowemu koszeniu zakrętów, ślizganiu po szutrze czy wyskakiwaniu ze wzniesień na pełnym gazie, niweluje niestety obecność trybu flashback znanego z DiRT 2. Jaką bowiem dostajemy motywację do niepopełniania nawet najdrobniejszych błędów, które mogą zakończyć nasz wyścig, jeżeli bezpośrednio po kraksie... możemy cofnąć czas do chwili sprzed wypadku. Owszem, przymusu korzystania z takiego rozwiązanie nikt nie narzuca, ale sama jego obecność działa deprymująco. Przynajmniej za nieużywanie flashback'ów przyznawane są dodatkowe punkty doświadczenia, co działa zbawiennie w przypadku pokusy...
Dodatkowe zastrzyki „expa” można także uzyskać spełniając określone warunki w trakcie wyścigów, przykładowo utrzymując stałą przewagę nad konkurentami albo osiągając średnią prędkość powyżej 180 km/h. Zgarnięcie całej puli nie wymaga nadzwyczajnego wysiłku, bowiem ogólny poziom trudności jest niezbyt wyśrubowany. Wprawiony gracz potrafi bez większego problemu odsadzić rywali o kilkanaście sekund nawet pomimo drobnych potknięć na trasie, zasuwają oczywiście ile fabryka dała. Sztuczna inteligencja wirtualnych przeciwników z którymi walczymy o laur zwycięstwa, podobnie jak model jazdy, pozostała niezmieniona w stosunku do sequela pierwszego DiRT. Rywale grają według zasad fair play, więc przepychanek czy zajeżdżania drogi z ich strony nie doświadczyłem. Z mniej przyjemnych spraw trzeba odnotować, że tytuł sprawia problemy właścicielom kierownic gubiąc przypisaną klawiszologię czego akurat osobiście stwierdzić nie mogłem... Dla Codemasters z pewnością jest to powód do wstydu, żeby rasowa gra wyścigowa miała zgrzytać z popularnymi kontrolerami typu Logitech Driving Force GT.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150