Recenzja Crysis 2 - Nadciąga druga fala kryzysu
- SPIS TREŚCI -
Welcome To The Jungle
Crysis zachwycał przede wszystkim malowniczą scenerią egzotycznej wyspy usianej gęstymi lasami, kamienistymi rozpadlinami oraz uroczymi małymi osadami. CryEngine drugiej generacji powstawał z myślą o takich właśnie plenerach, dlatego wykreowany świat robił piorunujące wrażenie. Nigdy wcześniej czegoś równie pięknego w żadnej grze FPS nie widziałem i nawet dzisiaj ciężko znaleźć dla Crysis godnego konkurenta, może poza Battlefield: Bad Company 2 albo Metro 2033. Pozostaje kwestią dyskusyjną czy najbardziej diametralna zmiana poczyniona w sequelu, wyjdzie grze na zdrowie, wszak Nowy Jork stanowi kompletne przeciwieństwo Lingshan. Z zielonej tropikalnej dżungli przenosimy się teraz do betonowego molocha, którego specyfika wyraźnie wpływa na klimat gry. Zamiast setek drzew mamy strzeliste biurowce, kamienice, sygnalizatory, taksówki i asfaltowe drogi, chociaż odwiedzimy także wszelkiej maści parki. Zabieg tyleż ryzykowny co godny pochwały, bowiem twórcom udało się stworzyć miasto przynajmniej sprawiające wrażenie gigantycznego. Rzeczywiste odwzorowanie Wielkiego Jabłka potraktujmy jako sprawę drugorzędną, niemniej pierwowzór zaskakiwał designem oraz wyznaczał nowe standardy, czego o kontynuacji powiedzieć nie sposób. Poza względami fabularnymi, CryTek najprawdopodobniej starał się uniknąć zarzutów o wykorzystywanie wciąż tego samego środowiska, szczególnie po Crysis, Crysis Warhead i FarCry, stąd taka decyzja. Jednak ogólne wrażenie jest bardzo korzystne.
Zanim przeniesiemy swoje szanowne cztery litery do pogrążonego w chaosie wielkomiejskiego labiryntu, pożegnajmy szumiące knieje, złociste plaże i lazurowy ocean minutą ciszy. Wielbiciele pierwowzoru zapewne chórem zapytają - jak obrót o sto osiemdziesiąt stopni wpłynął na charakter oraz atmosferę? Cóż, Crysisowi często zarzucono monotonność wynikającą z umiejscowienia akcji na niezurbanizowanym obszarze, który pomimo oczywistych walorów wizualnych ograniczał też różnorodność lokacji. Pozornie zamienił stryjek siekierkę na kijek, ale infrastruktura Manhattanu jest ciekawsza niż można przypuszczać i śmiem twierdzić, że twórcy dobrze wykorzystali potencjał aglomeracji. Nawet zieleni nie brakuje gdyż skwery czy ogrody występują tutaj stosunkowo często, ożywiając szarą okolicę zawaloną wrakami pojazdów, gruzem i śmieciami. Monumentalne drapacze chmur, długie przecznice, żółte taksówki oraz zniszczenia spowodowane wstrząsami tektonicznymi sprawiają, iż Nowy Jork wygląda naprawdę przekonywająco. Początkowo zwiedzamy sektory praktycznie nietknięte, wręcz wyjęte z pocztówek, ale siły natury, obcy, wirus i wojskowi szybko zamieniają kwiat wschodniego wybrzeża w pogorzelisko. Kompletnie zrujnowane dzielnice przypominają obraz po bombardowaniu: woda z pękniętych rur cieknie strumieniami, płomienie buchają z instalacji gazowych, trupy leża na ulicach, zaś popękane drogi straszą rozpadlinami. Hmmm... jest dobrze! Czuć, że wokół szaleje wojenna zawierucha.
Jednym z największych atutów Crysis była duża swoboda działania, nieporównywalna rzecz jasna z sandboxami typu Grand Theft Auto, aczkolwiek daleko wyprzedzająca jednotorowe Call of Duty tudzież bliźniacze twory. Sequel podąża w podobnym kierunku. Chociaż struktura rozgrywki pozostaje ściśle liniowa, to częściowo otwarte mapy umożliwiają niekiedy wybór ścieżki, jaką zamierzamy dotrzeć do wskazanego celu. Większość plansz została tak zaprojektowana, aby miłośnicy skradania, dywersji, jak również strzelania byli usatysfakcjonowani. Przykładowo, jeżeli otrzymaliśmy zadanie odnalezienia wraku statku obcych na terytorium wroga, nie musimy zabijać każdego kogo spotkamy na swojej ścieżce. Czy przebijemy się przez uzbrojone patrole, zdejmiemy cichaczem wartowników na dachach albo bezszelestnie przemkniemy kanałami na tyły obozu, zależny wyłącznie od naszego widzimisię. Naturalnie, unikanie wymiany ognia jest wykonalne tylko do pewnego momentu, bowiem w końcu trzeba odbezpieczyć gnata i spacyfikować agresywną faunę - Crysis 2 to przecież rasowy shooter. Rewolucji brak? W dobie kolejnych i coraz mniej udanych naśladowców Call of Duty, gdzie wszystko zostało zaplanowane od początku do końca, produkcja CryTek wyróżnia się z tłumu. Fani „jedynki” nie powinni narzekać, szczególnie jeżeli odrobinę samodzielności połączymy z nano-kombinezonem...
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150