Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną

Bartłomiej Sagan | 04-05-2016 11:21 |

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stronąUczciwość nie jest mocną stroną ludzi, szczególnie wodzonych na pokuszenie perspektywą łatwego wzbogacenia, gdy prawowity właściciel nie potrafi dobrze ochronić swojego dobytku. W dzisiejszym świecie, gdzie wiele wartościowych rzeczy znajduje się w wersji cyfrowej, kradzież oraz nielegalne rozpowszechnianie takich treści stało się niezwykle proste. Złodziejskie rzemiosło weszło na zupełnie nowy poziom, którego zwalczanie wymagało dostosowani prawa, a także zabezpieczeń utrudniających ów proceder. Od dawna trwa swoisty wyścig zbrojeń pomiędzy piratami oraz osobami chroniącymi swoje dzieła - obydwie strony stale wyposażały się w lepszy sprzęt i rozwiązania, więc walka była wyrównana. Żeby zatrzymać piractwo w branży gier wideo stworzono wiele programów, w tym spędzające sen z powiek grupom tworzących cracki, jedyne i niepowtarzalne - Denuvo.

Denuvo miało wyeliminować piractwo. Jak się okazuje możliwe jest tylko jego ograniczenie. Warto natomiast zadać sobie pytanie, czy dobre gry potrzebują tak potężnych zabezpieczeń?

W odległych czasach, gdy Internet był jeszcze dobrem luksusowym, zdobycie nielegalnej wersji oprogramowania stanowiło pewne wyzwanie. Przynajmniej na Zachodzie, bowiem w Polsce oficjalnie istniały giełdy, gdzie można było swobodnie kupować pirackie gry komputerowe. Ponieważ w PRL nie funkcjonowało coś takiego, jak prawo ochrony własności intelektualnej wobec produktów sprowadzanych ze zgniłej kapitalistycznej Ameryki i Europy Zachodniej, handel nielegalnymi kopiami kwitł w najlepsze. Oczywiście, wskazane było kupowanie u tego samego sprzedawcy, ponieważ po pewnym czasie oferował on zniżki lub możliwość wymiany (!), a handlarze zazwyczaj stali w tym samym miejscu, bo trzeba było dbać o własną "renomę" (!!). Pewną ciekawostką jest fakt, że niektórzy „hurtownicy” zabezpieczali swoje kopie przed możliwością dalszego powielania (!!!). Ironia, ale biznes się kręcił. Dopiero na przełomie wieków policja zaczęła organizować regularne naloty na weekendowe bazary (m.in.: warszawski Wolumen), co poważnie uderzyło w branżę piracką, zmuszając biznesmenów w dresach do przystopowania działalności. Idea giełd umarła około 2005 roku, kiedy Internet był coraz szerzej dostępny, zaś nielegalne oprogramowanie dostępne praktycznie za darmo.

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną [1]

Jak łatwo się domyślić, dzięki dostępności do sieci szybko porzucono zabezpieczenia oparte tylko na wpisywaniu konkretnych słów albo znaków z instrukcji obsługi np.: cd-key. Zaczęto dodatkowo używać SecuROM i systemów pochodnych, takich jak StarForce, które były niesamowicie trudne do złamania. Mało tego - potrafiły uprzykrzyć także życie graczom z oryginalnymi wersjami. Kolejną inicjatywą było stworzenie Steama i przypisywanie produkcji do konta na platformie Valve za pomocą unikalnych kluczy. Obecnie jakieś 80-90% wydawanych gier połączone jest trwale ze Steam, natomiast reszta idzie pod bliźniacze usługi uPlay i Origin. Pomimo tych zabezpieczeń oraz najróżniejszych DRM, piractwo nie zniknęło. W końcu programiści z Austrii stworzyli Denuvo - cudowny i drogi software mający być młotem na piratów. Cóż, chociaż poprzednie wersje były trudne do złamania, to jednak po paru miesiącach najwytrwalsi dokonywali przełomu. Kiedy w 2015 roku powstała nowsza edycja, hakerzy z chińskiej 3DM załamali się i zapowiedzieli zaprzestanie działalności. Doszli do siebie dopiero w lutym bieżącego roku, gdy wreszcie pokonali zabezpieczenia, ale oświadczyli, że nie zamierzają udostępniać pod swoim szyldem złamanych Rise of the Tomb Raider i Just Cause 3.

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną [3]

Pisząc o Denuvo warto wyjaśnić też kilka rzeczy. Po pierwsze, zostało udowodnione, iż oprogramowanie nie wpływa na żywotność dysków SSD, jak sugerowali to przeciwnicy tego rozwiązania. Również wpływ na wydajność okazał się mocno przesadzony, bowiem wykorzystanie procesora i pamięci operacyjnej przez algorytm jest marginalne - różnica wynosi około 1 kl/s, a więc odpowiada błędowi pomiarowemu. Wadą zabezpieczenia jest bezsprzecznie utrudnianie zmian konfiguracji komputera m.in.: testowania wydajności kart graficznych, bowiem Denuvo blokuje uruchomienie produkcji po pięciu zmianach w konfiguracji sprzętu. Zazwyczaj trzeba czekać nawet 24 godziny, aż łaskawie będziemy mogli powrócić do testów. Wtedy, aby wyrobić się na czas, konieczne jest wykorzystanie większej liczby egzemplarzy, przy czym pięć kluczy pozwala na wykonanie ledwie 25 pomiarów na dobę. W przypadku zaawansowanej liczby ustawień grafiki, według czarnego scenariusza, takie testy mogą zająć kilka dni. Oczywiście nie jest to zasadą, gdyż na przykład najnowszy Rise of the Tomb Raider, pomimo zabezpieczenia za pomocą Denuvo, pozwolił na bezproblemowe wykonanie pomiarów bez żadnych upierdliwych blokad.

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną [2]

Poza klasycznymi rozwiązaniami mającymi uprzykrzyć życie piratom, powstały także dosyć interesujące, a czasami niezwykle zabawne pomysły. Codemasters opracowało swego czasu genialny system Degrade, który sprawiał, że w pirackich produkcjach wszystko wyświetlało się normalnie... dopóki nie spadała celność broni, grafika nie straciła ostrości, a główny bohater nie zmienił się w ptaka. Osoby, które zagrały w nielegalną wersję Serious Sam 3, musiały zmierzyć się natomiast z nieśmiertelnym skorpionem, który natychmiast zmieniał naszego protagonistę w mielone. Batman w Arkham Asylum nie potrafi latać, w GTA IV Nico jest wiecznie pijany, zaś w Crysis: Warhead za amunicję służą kurczaki. CD Projekt RED pokazało, że zabezpieczeń można wykonać z jeszcze większa dozą humoru i zaserwowało nam pomysłowe sposoby na walkę z nieuczciwymi graczami. Chociaż sami byli przeciwni DRM, to nakaz wydawcy zmusił ich do implementacji różnego rodzaju utrudnień. W scenach łóżkowych zamiast czarodziejek i elfek, występowała stara i nieurodziwa Marietta Loredo, a za Geraltem biegały stada krwiożerczych i niemożliwych do zabicia kurczaków. Również Japończycy wykazali się kreatywnością, bowiem w wiekowym już EarthBound na SNES, po wykryciu nielegalnej kopii poziom trudności był tak wygórowany, że przejście Dark Souls w godzinę bez żadnej śmierci jest łatwiejsze. Jednak nawet jeśli ktoś jakimś cudem dotarł do ostatniego bossa, to gra się zawieszała, a konsola wymagała resetu. Po ponownym uruchomieniu okazywało się, że wszystkie zapisy zostały usunięte. Przy erotycznej grze Cross Days, autorzy poszli o krok dalej, gdyż po ściągnięciu programu z torrentów należało wypełnić ankietę swoimi danymi. Po wciśnięciu "wyślij" trojan umieszczony w plikach wysyłał na stronę internetową zrzut ekranu z pulpitu napalonego gracza. Dopiero po przyznaniu się do aktu piractwa, owe informacje były usuwane. Co ciekawe, cały proceder opisany został w warunkach umowy, której nie przeczytało bodajże 5 tysięcy pechowych piratów.

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną [4]

Z najwyższym poziomem ironii do tematu podeszli twórcy Game Dev Tycoon - symulatora studia tworzącego gry video. W dniu premiery opublikowali specjalne wersje swojego tytułu, w których rozgrywka toczyła się normalnie, aż do momentu, kiedy pojawiał się komunikat, że sprzedaż spadła z powodu piractwa. Zyski malały i studio prowadzone przez gracza upadało. Najzabawniejsze były skargi posiadaczy nielegalnej wersji, że piractwo zrujnowało ich przedsiębiorstwo i domagali się od producenta implementacji DRM... Cóż, przynajmniej mogli się poczuć jak wydawca. Na koniec należałoby też zapytać, czy hardcorowe zabezpieczenia są faktycznie potrzebne? Piractwa nie sposób wyeliminować, a poza tym naprawdę dobre produkcje dobrze się sprzedają. Zresztą, nawet w przypadku gdy ktoś pobrał nielegalną wersję, to wcale nie znaczy, że nie kupi jeszcze oryginału. Część osób chce najpierw przetestować to, na co zamierza wydać pieniądze, a przykłady pokroju Batman: Arkham Knight, Hitman, Fallout 4, czy Aliens: Colonial Marines idealnie pokazują dlaczego dema są potrzebne. Na pecetach mamy przynajmniej zwrot gotówki na Steam i Origin, którą możemy później przeznaczyć na coś bardziej dopracowanego i ogólnie lepszego. 

Piraci nie mają lekko. Krótka historia walki z ciemną stroną [5]

Źródło: PurePC
Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 60

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.