Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Anthem - klęknijmy do Hymnu. Bądź... w akcie rozpaczy

Ewelina Stój | 03-03-2019 09:00 |

Czym jest tytułowy Anthem i dlaczego niczym specjalnym.

Jak już zaznaczyłam na poprzedniej stronie, pierwsze pół godziny gry wrzuca nas w wir akcji. Wówczas to tylko liźniemy nieco niezrozumiałej jeszcze fabuły, jednak głównie zaznajomimy się z mechaniką walki. Natomiast po dwóch godzinach wykonywania kolejnych misji i poznawania kolejnych postaci, fabuła zaczyna się nam klarować. Mamy więc świat ukształtowany przez tzw. Twórców, którzy to skonstruowali go przy pomocy Hymnu (tytułowy Anthem). Niestety owi niezbadani bogowie dali ciała (a właściwie to pewnej części tego ciała) i w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęli, pozostawiając mieszkańców świata z problemami, których dostarcza Hymn Stworzenia. Ten szaleje po krainach i stykając się z pewnymi reliktami, powoduje niechciane kataklizmy, płodząc przy tym nieznane, przerażające (jak dla kogo) potwory. I to zaledwie jeden z problemów tego świata. Drugim - jako że nie ma gry bez antagonisty - jest wroga frakcja Dominium, która pragnie dostać się do Hymnu, by wykorzystać go we własnych celach. Wcześniej jednak planuje jeszcze przejąć artefakt zwany Cenotafem - ten bowiem w rękach wroga ma stać się potężną bronią, dającą mu przewagę. I jeszcze trochę suchej teorii, zanim przejdziemy do wartościowania: w opowieści nie mogło zabraknąć nas: freelancera, pilotującego jeden z czterech javelinów. To my, freelancerzy niczym wiedźmini walczymy z okolicznymi potworami, by dać ludziom wytchnienie. To my, będziemy walczyć z całym Dominium, by wybawić świat. To my... Będziemy strzelać wesoło przez 12-30 godzin bez większego zastanowienia, aby dobrnąć do finału, który wyrwie nas z butów - owszem - ale raczej nie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Recenzja Anthem - klęknijmy do Hymnu. Bądź... w akcie rozpaczy [7]

Jak ma się ta cała fabuła do zabawy? Istnieją trzy kwestie, które muszę uwypuklić. Pierwszą jest to, że generalnie tło fabularne jest spójne, ale mało satysfakcjonujące. Brak tu plottwistów oraz powiewu świeżości (tworzenie świata przy pomocy hymnu? hmmm... może to i innowacyjne, ale średnio przekonywujące). No i znów odnieśmy się do przeszłości: dostawaliśmy już lepsze historie. Powiem więcej: nawet w Mass Effect: Andromeda miało miejsce jakieś napięcie, oczekiwanie rozwinięcia historii, a przede wszystkim "dusza", "atmosfera" gry. Tutaj czegoś takiego najzwyczajniej nie ma. Wygląda to trochę tak, jakby studio chciało zadowolić graczy młodszych, z tendencjami do gry kooperacyjnej oraz wszelkich zabaw sieciowych (battle royale itp.). Drugą sprawą jest to, że fabuła stanie się ostatecznie ciekawsza i pokaże swój potencjał dopiero w momencie, gdy będziemy świat eksplorować powoli. Jeśli bowiem będziemy wykonywać misję za misją (szczególnie te z głównej linii fabularnej) i nie będziemy wczytywać się w to, co mają nam do powiedzenia enpece, to pozostaniemy z obrazem fabularnym takim jak ten, nakreślony przeze mnie powyżej, czyli dość ubogim. Trzeba jednak zaznaczyć, że historia świata umieszczonego w grze aspiruje do czegoś więcej. Niczym w Mass Effect znajdziemy tu swoistą encyklopedię, opisującą każdą rasę potworów, ważne dla świata przedstawionego historie, bohaterów wojennych, mity o Twórcach, a także skrzynkę e-mail pełną zabawnych wiadomości (chociaż poprzez e-mail nie rozpoczniemy np. zadania pobocznego).

Recenzja Anthem - klęknijmy do Hymnu. Bądź... w akcie rozpaczy [10]

To, co chcę powiedzieć to fakt, że zaiste postarano się zbudować tu kawał historii, szkoda tylko, że nie jest ona tak wielopoziomowa, pełna szczegółów i zawiłości jak w Dragon Age, czy właśnie w Mass Effect. I szkoda też, że gra nie potrafi tej fabuły odpowiednio wyeksponować - pragnąc bowiem dowiedzieć się więcej, musimy wałęsać się po świecie, zbierać znajdźki obfitujące w treść, która następnie przeniesie się do wpisu we wspomnianej encyklopedii o nazwie Korteks. Musimy też rozmawiać z enpecami, którzy niekoniecznie będą mieli dla nas jakąś misję do wykonania, jednak - co ważne - ich opowieści dość ciekawie wypełnią luki w ogólnym zarysie historii tego świata. No i po trzecie: oba te argumenty ostatecznie są psu na budę, gdyż po prostu fabuła i tak... nie zachwyca. Gubi się niejako w przypływie walki, która jest do bólu powtarzalna, i nawet nie ratuje jej spora ilość przerywników filmowych, które paradoksalnie nie tylko niewiele wnoszą, ale także męczą swym nadmiarem. Jakoś nie chce nam się po prostu dociekać, czym jeszcze mógłby zaskoczyć nas ów świat. Koniec omawiania fabuły zakończmy jeszcze... końcem fabuły. Tu będzie krótko, podobnie jak krótkie jest samo zakończenie. Graliście w Mass Effect: Andromeda i twierdziliście, że zakończenie historii przyszło tam "ni z tego, ni z owego"? To dopiero teraz byście się zdziwili. Nie dosyć, że nic szczególnego nie zwiastuje przybliżania się do zakończenia, to jeszcze sens samego zakończenia rozpływa się gdzieś, pozostawiając wiele znaków zapytania, wypływających być może z tego, że nie mieliśmy nawet zbyt dużej ochoty na nadążanie za dotychczasową historią.

Recenzja Anthem - klęknijmy do Hymnu. Bądź... w akcie rozpaczy [9]

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 107

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.