Recenzja Saints Row: The Third - Grand Theft Auto na wesoło
- SPIS TREŚCI -
Ratunku! Policja!
Radosne dokazywanie prędzej czy później przysporzy nam kłopotów, bowiem czepliwi stróże prawa oraz konkurencyjne syndykaty nie będą się biernie przyglądać, jak krok po kroku opanowujemy Steelport. Policja tradycyjnie łapie niegrzecznych obywateli, zaś poziom zainteresowania władzy przedstawiono w doskonale znany z Grand Theft Auto sposób. Co ciekawe, podobnie jak mundurowym podpaść możemy także pozostałym gangom, które urządzą sobie polowanie na naszą skromną osobę. Wówczas wywiązują się szalone gonitwy oraz krwawe orgie z udziałem broni maszynowej i pojazdów - chwilami nie wiadomo do kogo najpierw strzelać, skoro chętnych jest tak wielu... Atakowani z ziemi, powietrza (śmigłowce ze snajperami), napastowani przez SWAT i resztę niesprzyjających frakcji, czasami będziemy zmuszeni poszukać wyjścia ewakuacyjnego, aby ostatecznie zgubić upierdliwy ogon.
Najprościej byłoby zwiać przed natrętami, co zwykle przynosi pożądany skutek w przypadku względnie niewielkiego zainteresowania ze strony oponentów, ale poważniejsze przewinienia wymagają bardziej zdecydowanych kroków. Żeby zredukować poziom „kosy” trzeba zajrzeć do sklepu z ciuchami, własnej posiadłości tudzież innego przybytku, gdzie szybko zmyjemy z siebie brzemię poszukiwanego. O dziwo u mechanika nie przemalujemy pojazdu, co byłoby logicznym posunięciem, aczkolwiek wejście na oczach oponentów do meliny skutkuje błyskawicznym zaniechaniem pościgu. Takie rozwiązanie wprawdzie często ratuje tyłek w ostatnim momencie, ale wydaje się wyjątkowo mało wiarygodne... zaraz... przecież to Saints Row - tutaj nie chodzi o odzwierciedlenie rzeczywistości tylko bezkompromisową, niezobowiązującą i radosną rozwałkę.
Jakiś problem z gliniarzami albo chłopakami z wrogiej ekipy? Wyciągamy kij baseballowy, strzelbę, karabin maszynowy, wyrzutnię rakiet, granaty, mini-guna, miotacz płomieni albo rakiety kierowane i rozpoczynamy maskarę. Jednak chwilami jatka bywa przytłaczająca, więc każdemu przydałaby się pomocna dłoń... chwytam wówczas za komórkę, wykręcamy odpowiedni numer i ściągamy żądnych krwi ziomali. Wyjątkowo beznadziejne przypadki stanowią doskonały pretekst, żeby wezwać burmistrza Burta Reynoldsa (Mistrz Kierownicy!), hordę zombie lub oddział S.W.A.T... Brzmi absurdalnie? Oczywiście! Chociaż sami przyznajcie, że obserwowanie wywołanego bałaganu na masową skalę musi sprawiać sporo satysfakcji, zwłaszcza w tak doborowym składzie. Jakby tego było mało, możemy także werbować zwolenników spośród cywili i wykorzystywać ich w trakcie mniej wymagających potyczek. Taaak - pacyfikowanie atakujących hurtowo, pojawiających dosłownie spod ziemi, głupich jak dziurawy kalosz oponentów, sprawia zastraszająco dużo frajdy.
Saints Row: The Third oferuje znacznie więcej niż opisałem w poniższej recenzji, nie tyle ze względu na brak chęci, co troskę o potencjalnego gracza - niech sam odkryje resztę atrakcji. Produkcja oferuje niesamowicie dużo możliwości, zasypuje dziesiątkami misji, wyzwań i przedmiotów do odblokowania, a wszystko utopiono w sandboxowym sosie. Kampania wystarcza na przeszło dziesięć godzin, a jeśli komuś znudzi się samotna destrukcja, będzie mógł skorzystać z trybu kooperacji albo tzw.: Hordy. O ile pierwszego nie trzeba chyba specjalnie tłumaczyć, tak drugi polega na odpieraniu fal coraz bardziej upierdliwych przeciwników. Multiplayer nie jest najmocniejszą stroną trzeciej odsłony Saints Row, ale tytułu tego pokroju zawsze skupione były na „singlowym” śmiganiu. Ostatecznie grywalność produkcji Voilition okazuje się naprawdę duża, aczkolwiek głupolowaty styl prowadzenia rozgrywki trzeba po prostu lubić, inaczej poziom nonsensu może szybko zniechęcić mniej wyluzowanych odbiorców.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150