Recenzja Burnout Paradise The Ultimate Box - Jazda do raju
Płonące siodła
Zajęć na pewno nie zabraknie, bowiem programiści z Criterion zadbali o to, aby umilić czas każdemu amatorowi mocnych wrażeń. Prym wiodą klasyczne wyścigi z punktu A do B, acz z jednym małym „ale”. Nikt nam bowiem z góry trasy nie narzuca i na dobrą sprawę możemy wybrać dowolną drogę, włączają w to setki skrótów. Zupełnie jak luźne hulanie po mieście, tylko że z metą i przeciwnikami. Nie ma wielkich znaków ze wskazówkami jak w Need 4 Speed, checkpointów ani blokad. Pomysł sprawdza się rewelacyjnie, chociaż początkowo, gdy jeszcze nie jesteśmy obyci z infrastrukturą Paradise City droga niejednokrotnie nam się popierniczy. Niestety nie uwzględniono także żadnego GPS z prawdziwego zdarzenia. Ileż to bluzg poleciało, jak zamiast skręcić na autostradę przeleciałem zjazd w efekcie całkowicie niwecząc szanse na wygraną. Tutaj można mieć za złe twórcom, że nie przewidzieli opcji restartu wyścigu. Szukałem, być może nieuważnie, ale takowej nie znalazłem. Bądź co bądź, zaliczając konkurencje trzeba wywalczyć zawsze pierwsze miejsce, inaczej nic nas dobrego nie czeka. Żadnych kredytów ani zielonych papierków, fur wszak nie nabywamy. Co jakiś czas natomiast uraczeni zostaniemy komunikatem, że po okolicy krąży nowa bryka. Co wtedy? Odszukujemy łobuza, wciskamy gaz do dechy i taranujemy uciekiniera sprowadzając go na nasze złomowisko. Kulturka, panie ...
Reszta atrakcji jest równie interesująca. W konkurencji, co się zowie „Pirat”, jak sama nazwa wskazuje wykazać musimy się zdolnością totalnej destrukcji wózków konkurencji. Z kolei „Ścigany” to zabawa w kotka i myszkę, ale w tym przypadku wszyscy atakują nasz piękny samochód, aby zmienić go w kupę złomu. Dla bardziej wymagających pozostają akrobacje w postaci superskoków, przebijania się przez billboardy oraz wywijania beczek. Za ekscesy na drodze naliczane są nawet punkty, niemniej kto by tam na nie zwracał uwagę. Liczy się frajda. Można jeszcze rozgrywać zawody, w których stawka jest podrasowana wersja aktualnie prowadzonego wozu. Amatorzy motocykli także znajda coś dla siebie. Na przejazd czeka trzydzieści osiem zawodów nazwanych wymownie „Piekielną / północną jazdą”. Oczywiście to nie wszystko, wszak pozostał bowiem jeszcze tryb rozwałki. Rozpędzenie auta oraz aktywowanie w odpowiednim momencie właściwego klawisza rozpoczyna kasowanie wszystkiego po drodze, aż do chwili unieruchomienia wraku. Odbijamy się od podłoża i obiektów, zupełnie jak w pinballu. Ot, taka nietypowa zabawa w zbijaka. Z założenia miała dawać masę radochy, ale chyba coś nie wyszło jak należy. Generalnie mogłoby jej nie być i wcale bym nie płakał.
Prawie zapomniałem! Burnout Paradise The Ultimate Box już na samym początku żąda stworzenia internetowego profilu. Nie bez przyczyny, bowiem opcje dla wielu zawodników w nowej grze Criterion przygotowano bardzo starannie. Freeburn Online do ośmiu graczy faktycznie daje radę i zapewnia sporo godzin radosnego śmigania ulicami Paradise City. Dostępne są wszystkie konkurencje wymienione powyżej oraz coś ekstra. Zasadniczo sprawa dotyczy rozgrywki multiplayer, ale raczej w bezpośrednim gronie (offline). Tryb Party, stworzono z myślą o niezobowiązującej zabawie w trakcie imprezki czy też spotkania rodzinnego (hehe). Ustawiamy więc kolejkę, zadania i robimy wszystko, aby uzyskać jak największą liczbę punktów, udowodniając przy okazji swoją wyższość nad rywalami. Zajęcie w sam raz między piwkiem, kawałkiem pizzy, a laniem z balkonu. Ponadto, przeglądając menusy w The Ultimate Box, można znaleźć Burnout Store, czyli wirtualny sklep. W najbliższej przyszłości planowane są nowe rozszerzenia do gry, a właśnie za pomocą Burnout Store ściągniemy je najszybciej. Dotyczy to zarówno addonów płatnych, jak i darmowych. Twórcy zapewniają, że czeka nas jeszcze sporo niespodzianek.
Na koniec tegoż rozdziału jak zwykle słowo o oprawie audio. Cóż, Burnout Paradise The Ultimate Box repertuarem nadzwyczaj oryginalnym naszych uszu nie zaatakuje. Spokojnie, spokojnie - muzyka jest bardzo dobra, ale podobne rockowe kapele słyszeliśmy już dziesiątkach tytułów z zacięciem wyścigowym. Podczas regularnych rozgrywek dominują nowoczesne i rockowe brzmienia, podobnie jak we Flatoutcie. Wśród wykonawców warto nadmienić takich uznanych artystów, jak: Alice In Chains, Depeche Mode, Faith No More, Jane’s Addiction, Twisted Sister czy motyw przewodni autorstwa Guns N’ Roses. W sumie do odsłuchania jest około czterdzieści numerów. Gdy zatrzymamy na chwilę auto, wtedy do głosu dochodzi muzyka klasyczna, która nadspodziewanie dobrze pasuje do atmosfery, łagodząc stargane nerwy. Odgłosy silników, dźwięki zrywanej gumy oraz gniecionej blachy brzmią przekonywająco i soczyście. Gdyby jeszcze DJ radiowy torpedujący moje uszy genialnymi komentarzami raczył się zamknąć, byłbym wniebowzięty.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150