Recenzja Blur - NFS Underground spotyka Full Auto
- SPIS TREŚCI -
...wożę się po mieście
Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianych wyżej doładowań, skoro mają stanowić trzon, bądź co bądź, gry wyścigowej. Zjawisko to dość nietypowe, mnie osobiście kojarzące głównie z konsolową serią Full Auto. Wyposażenie samochodów w asortyment trzech „uprzykrzaczy” i/lub „wspomagaczy” zbieranych w trakcie jazdy, błyskawicznie zamienia zwykłe „śmiganie” w bezpardonową jatkę. Trafione pojady wywijają salta, broczą iskrami, kręcą bączki i koziołkują. Wyczyniają się różne cuda, może nie tak spektakularne jak w Split Second, niemniej rozgrywka staje się dzięki temu szalenie emocjonująca. Mało co poprawia samopoczucie równie skuteczne, jak wyeliminowanie rywala tuż przed linią mety fartownie zdobytą błyskawicą. Doładowania można zresztą stosować w dowolnych (często wymyślnych) kombinacjach i wyrzucać do tyłu lub przodu. Pospolite nitro użyte jako „wsteczny” zatrzyma naszego stalowego rumaka niemal w miejscu, co pozwoli uniknąć serii pocisków, aby następnie ostatkiem energii rozpędzić samochód i usiąść przeciwnikowi na ogonie. Szczególnie pożądane są zestawienia kilku akcji, takie jak połączenie driftu z celnym porażeniem czy staranowanie z odepchnięciem. Zdetronizowanie oponenta w brawurowy lub wyszukany sposób przynosi nie tylko dziką satysfakcję, ale nabija kasę dodatkowymi punktami kibica, co pozwala szybciej awansować. Niesportowe zachowanie preferują także pozostali uczestnicy rajdów (SI spisuje się nienagannie), skrupulatnie magazynując i odpalając doładowania, toteż trzeba pilnować co dzieje się wokół. Czasu na reakcję, pomimo wskaźnika alarmującego o zagrożeniu, mamy zazwyczaj n iewiele.
Patrząc na Blur przez pryzmat trybów zabawy, całość nie wypada już tak interesująco jakby się początkowo zdawało. W porównaniu do opisywanego przed tygodniem Split Second, tytuł Bizarre Creations oferuje absolutnie standardowe konkurencje. O jakichkolwiek ucieczkach przed śmigłowcem spuszczającym bomby albo manewrowaniem pomiędzy beczkami wyrzucanymi z TIRa lepiej nawet nie myśleć. Sprint na ¼ mili albo zawodów w driftowaniu też pożałowano. Jest zdecydowanie bardziej przyziemnie. Regularne wyścig z oponentami, zaliczanie „checkpointów” oraz wyzwania jeden na jeden, to wszelako klasyka gatunku. Tylko „zniszczenie” wyróżnia się spośród reszty, choć też niczym nadzwyczajnym w gruncie rzeczy nie zaskakuje. Stricte zręcznościowy tryb polega na niszczeniu podstawionych wozów zbieraninami na bieżąco pociskami, zaś celne trafienia przedłużają czas przejazdu i tym samym podbijają wynik. Premia zależy do tego czy odstrzelimy zielony, żółty, czerwony lub niebieski wehikuł, potrafiący zrewanżować się pięknym za nadobne. Ot, proste i bardzo angażujące zajęcie. Zasadniczo, to brak nietuzinkowych konkurencji uznałbym za największą wadę recenzowanej produkcji. Oczywiście, nie oznacza to jednocześnie, że wieje nudą i samochody porastają mchem. Wprawdzie różnorodność nie jest przymiotnikiem idealnie pasującym do Blur, ale wyzwania i naszpikowanie torów bonusami rekompensuje niedostatki. Chociaż filozofia gry może sprawiać wrażenie infantylnej, to dynamiką kopie zadek. Zażarte przepychanki, kolizje, barwne eksplozje, zgrzyt wyginanej blachy, częste zmiany w czołówce i sporo roboty poza samym ściganiem gwarantuje niezły ubaw. Sumując wszystko do kupy, otrzymujemy stosunkowo urozmaiconą mieszankę.
Przejdźmy nareszcie do tego, co zapewne najbardziej interesuje znakomitą większość czytelników - czyli stylu prowadzenia aut. Po ekipie odpowiedzialnej za Project Gotham Racing wypada oczekiwać miodnego, ale nieortodoksyjnie arcade'owego modelu jazdy... więc jak jest w Blur? Naprawdę przyjemnie zważywszy na fakt, że gra przecież w założeniu z rzeczywistością ma tyle wspólnego, co złocista kolba kukurydzy z metalową rękojeścią karabinu. Mimo to, łatwo wyłapać różnice pomiędzy furami typowo sportowymi i terenowymi. Nawet rodzaj nawierzchni po jakiej aktualnie suniemy zdaje się odgrywać znaczenie, czego akurat w takim Split Second ewidentnie zabrakło. Wjeżdżając w kałużę miałem nieodparte wrażenie, że pojazd zostawał „usztywniony”, zaś na piaszczystym podłożu tracił przyczepność. Nawet efekciarskie śligi wymagają odrobiny wprawy, inaczej poznamy z bliska okoliczne bandy i zabudowania bezradnie wylatując z zakrętów. Oczywiście, to wyłącznie namiastka realizmu nijak mająca się do poważnych symulacji pokroju Race ON, ale twórcy dobrze wyważyli odpowiednie proporcje. Nie jest ani zbyt łatwo, ani hardcorowo - po prostu czysty „fun”. Co najważniejsze, poczucie prędkości oddano doskonale, a samochody prowadzi się pewnie. Hmm.... zupełnie jak w Need 4 Speed: Underground, co pasowałoby uznać za komplement.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150