Test Kolink Inspire K1 RGB - Koszmar z chińskiej ulicy Wiązów
Znacie to uczucie, kiedy coś dzięki zapowiedziom producenta wybitnie się wam podoba i wiążecie z tym spore nadzieje, a gdy przychodzi co do czego to jest jedna wielka klapa? I nie mówię tutaj wcale o preorderach gier AAA, a fizycznym sprzęcie. Co tu owijać w bawełnę – tak było ze mną i testowaną dzisiaj obudową. Pierwotnie miała być to pełnoprawna recenzja, ale postanowiłem wam (i sobie) oszczędzić rozpisywania się na standardowe dziewięć stron. Zwłaszcza, gdy po raz pierwszy od dłuższego czasu goszczona konstrukcja nie była w stanie poradzić sobie z naszą procedurą testową i wyłączyła się w trakcie. Powiem wam za to, czemu od Kolinka Inspire K1 RGB należy trzymać się z daleka. I to bardzo daleka.
Kolink Inspire K1 RGB to niewielka obudowa typu Mid Tower, która obiecuje doznania i rozwiązania klasy premium w przystępniejszej cenie.
Warto zacząć od przybliżenia marki Kolink, która większości z czytelników może kojarzyć się z chłodzeniami procesorów sprzed lat. I słusznie, chociaż później doszło do pewnych zawirowań, gdzie lokalny, węgierski oddział – Kellytech, został wykupiony przez giganta sprzedaży detalicznej w postaci Casekinga. W ten sposób tajwański Kolink nadal zajmuje się coolerami, a węgierski obudowami, zasilaczami, peryferiami, akcesoriami i okablowaniem. A dostępny jest głównie w Casekingu czy jego brytyjskim odpowiedniku w postaci OCUK. Target? Podobny do naszego rodzimego Modecoma czy SilentiumPC, gdzie marka próbuje osiągnąć jak najlepszy stosunek możliwości i jakości wykonania do niewygórowanej ceny.
Kolink Inspire K1 RGB to niewielka obudowa typu Mid Tower, która zapowiedziana została pod koniec ubiegłego roku. Producent obiecywał doznania i rozwiązania klasy premium w przystępniejszej cenie, co miało być możliwe dzięki mniejszym gabarytom i kilku kompromisom. Chociażby montażu zasilacza na górze czy braku piwnicy. Mimo wszystko nie było mowy o nadmiernym ascetyzmie, bo dostać mieliśmy podświetlenie RGB LED z możliwością sterowania pilotem, trzy fabryczne wentylatory, okno oraz hartowane szkło.
Specyfikacja Kolink Inspire K1 RGB:
- Wymiary: 385 x 190 x 426 mm (D x S x W)
- Waga całkowita: 3,45 kilogramów
- Materiały: Stal / Hartowane Szkło / Tworzywa Sztuczne
- Obsługiwane formaty: ATX / Micro-ATX / Mini-ITX
- Maksymalna wysokość coolera CPU: 150 mm
- Maksymalna długość karty graficznej: 350 mm
- Liczba slotów kart rozszerzeń: 7
- Liczba zatok wewnętrznych 3.5 / 2.5 cala: 10 3 / 2
- Liczba zatok zewnętrznych 5.25 cala: 0
- Liczba zatok zewnętrznych 3.5 cala: 0
- Wyjścia na przednim panelu: 2x USB 2.0 / 1x USB 3.1 Gen 1 / 2x Audio
- Maty wygłuszające: Brak
System chłodzenia Kolink Inspire K1 RGB:
- 2x 120 mm (2x 120 mm RGB Fabrycznie / Front)
- 1x 80 mm (1x 80 mm Fabrycznie / Tył)
- Filtry przeciw kurzowi: Brak
Kolink Inspire K1 RGB przychodzi do nas zapakowany w szary, połączony metalowymi zszywkami karton, w środku którego znajdziemy samą obudowę zabezpieczoną tylko dwoma kawałkami taniego, kruszącego się styropianu oraz plastikowym workiem. Na pudełku znajdziemy co prawda nadrukowane informacje, ale deklarowana specyfikacja często dość mocno mija się z rzeczywistością i naszymi pomiarami. Cóż – papier przyjmie wszystko. Pierwsze wrażenia? Konstrukcja jest niepokojąca lekka i nawet w pełni złożona dość chybotliwa. Na bocznej krawędzi frontu widać jeszcze ślady po klejeniu na gorąco…
Boczne okno wykonane jest z cienkiego pleksiglasu, reklamowane hartowane szkło trafiło na front pozbawiając go dobrej wentylacji.
No dobrze, ale nie ocenia się książki po okładce. Stawiamy węgierski produkt na ziemi i… wcale nie jest lepiej. Okazuje się, że okno co prawda jest, ale wykonane z cienkiego (2~ milimetry) pleksiglasu. Zapowiadane hartowane szkło umieszczone zostało na przodzie. Góra? Lita blacha, no nie taka lita bo wygina się po przyłożeniu do niej dłoni wydając dziwne odgłosy. Front? Wygląda na to, że prawie nie ma czym oddychać. Boczne otwory wentylacyjne co prawda są, ale tylko z jednej (!) strony. Oczywiście niezabezpieczone żadnym filtrem. Dół? Plastikowe, ostro wykończone nóżki bez gumowych podkładek. Nie dość, że obudowa się przesuwa, to jeszcze rysuje co delikatniejsze powierzchnie. W klasycznym miejscu zasilacza co prawda jest otwór wentylacyjny, ale trudno powiedzieć po co. Podłużne wycięcia są na tyle wąskie i rzadkie, że instalacja wentylatora w tym miejscu (znowu – brak filtrów) nie ma większego sensu. A i otwory montażowe nie bardzo pasują pod 120-milimetrowe „śmigła”. To chyba tutaj mamy po prostu możliwość montażu jednego z nośników danych w standardzie 2,5”…
Z tyłu dowiadujemy się, że zasilacz montowany jest przedpotopowo, na górze, a miejsca na wentylator 140- ani nawet 120-milimetrowy nie przewidziano. Śledzie są wyłamywane, ale spokojnie – w akcesoriach dostajemy JEDNĄ plastikową zaślepkę. Prócz tego znajdziemy tutaj miejsce dla panelu I/O płyty głównej i masę naklejek jednoznacznie wskazujących skąd produkt do nas przybył – z Chin i to tej części, kojarzonej z tandetą. A panele boczne? O jednym już mówiłem, czyli cienkie pleksi. Przykręcane na cztery płaskie szybkośrubki, brak gumowych tulei czy jakichkolwiek zaczepów. Komfort przy (de)montażu zerowy. Z drugiej strony wita nas już kawałek blachy z wybrzuszeniem na okablowanie, montowanej klasycznie. Chciałem sprawdzić jej chybotliwość łapiąc w obie dłonie i… wygiąłem przypadkowo blachę. Na szczęście to „metalowa plastelina” i równie łatwo się odgięła.
Kolink Inspire K1 RGB za tacką płyty głównej dysponuje bardzo, bardzo wąską przestrzenią na okablowanie w postaci od 8 do 12 milimetrów.
A jak wygląda środek? To podróż do przeszłości i niestety nie tej, pełnej sentymentów. Od czego by tu zacząć? Widać, że to szkielet z demobilu – chociażby za sprawą klatki dla urządzeń 5,25” dla których nie ma wycięcia na froncie. W oczy znowu się rzuca wspomniany wcześniej montaż zasilacza na górze obudowy, brak gumowych tulei w otworach dla okablowania czy ogólnie wycięcia w tacce płyty głównej bez większego ładu i składu. A z drugiej strony? Cóż, tam posiadacze Kolink Inspire K1 RGB pewnie zajrzą tylko raz. Nie ma tam miejsca na nic, dosłownie. Nawet nie macie co próbować prowadzić tamtędy okablowania – łącznie z wybrzuszeniem w panelu bocznym mamy około 8-12 milimetrów przestrzeni.
Wracamy do głównej komory i.. myśleliście, że gorzej być nie może? A kiedy ostatni raz widzieliście fabryczny wentylator 80-milimetrowy? Rozkręca się on do 2400 RPM, pracując jak kosiarka. A na mniejszych obrotach dodatkowo słychać terkoczące łożysko. Elementem wartym omówienia jest jeszcze klatka na HDD - metalowa (w jakimś stopniu na pewno) i całkiem solidna biorąc pod uwagę resztę konstrukcji. Spokojnie możecie tam zamontować dwa nośniki 3,5” lub 2,5”, chociaż ja swoją musiałem wpierw wyprostować. Warto też pamiętać, że ze względu przesunięcia płyty głównej do dołu posiadacze długich, trzyslotowych kart graficznych czy po prostu korzystający z niższego portu PCIe mogą być wyłączeni z korzystania z HDD.
Jedyna mocna strona Koling Inspire K1 RGB to kolorowe, rozbudowane podświetlenie z możliwością sterowania nim dołączonym pilotem.
Czy jest w tej obudowie coś dobrego, coś co mi się spodobało? Wbrew pozorom tak – przednie wentylatory i dołączony kontroler RGB LED. Są to na szczęście klasyczne jednostki 120-milimetrowe, pracujące z bliżej nieokreśloną prędkością (podpinane do kontrolera, nie płyty głównej). Prawdopodobnie do 1600 RPM. Kultura pracy ujdzie w tłoku, zwłaszcza że fabrycznie zagłusza je tylni, mniejszy wentylator. Święcą zaskakująco ładnie i dyskretnie, bo diody umieszczono w ramce, a nie łopatkach. Całością możemy sterować za pomocą małego pilota. Mamy tutaj do wyboru 12 kolorów (acz 3 z nich to po prostu różne odcienie pomarańczowego), kilkanaście trybów świecenia, zmianę jaśniej-ciemniej oraz szybciej-wolniej przy trybach zmieniających kolory. Całość można też po prostu wyłączyć. Działa to sprawnie, kontroler reaguje szybko i to nawet z większej odległości.
Testowana obudowa zapewnia bardzo wysokie, niedopuszczalne wręcz momentami temperatury sięgające do 105 stopni Celsjusza w programie LinX.
Komfort składania platformy testowej? Powiedziałbym, że to obecnie szkolna ocena „dopuszczająca”. Złożyć komputer się da, ale nic więcej. Nie jest to ani wybitnie proste, ani przyjemne. Jest ciasno; miejsca za tacką na kable nie ma w efekcie dyndają one w głównej komorze (nawet przy modularnym zasilaczu) i straszą przez okno, zaburzając dodatkowo przepływ powietrza; elementy często trzeba doginać bo są fabrycznie krzywe; zestaw akcesoriów jest mizerny – tylko dwie śrubki na zasilacz? Który jest nad wszystkimi podzespołami? Andrzej, to jebnie. No i jeszcze brak fabrycznych filtrów przeciwkurzowych.
Po lewej wyniki z gry Wiedźminie 3: Dziki Gon, po prawej temperatury w spoczynku.
To może chociaż pod względem temperatur Kolink Inspire K1 RGB nas zaskoczy? W końcu to mała konstrukcja, mamy tu trzy fabryczne wentylatory… TAKI GUZIK! To pierwsza obudowa, która w ciągu kilkunastu (kilkudziesięciu?) ostatnich miesięcy nie przeszła naszej procedury testowej. Platforma składająca się z Intel Core i7-4790K, Gigabyte GA-Z97X-Gaming 3, Gigabyte Radeon R9 290X WindForce 3X OC oraz SilentiumPC Spartan 3 PRO RGB + Arctic MX-4 przebijała w sztucznym obciążeniu w programie LinX ponad 105 stopni Celsjusza na CPU, w efekcie czego komputer się wyłączał. W Wiedźminie 3: Dziki Gon (FullHD / Ultra + Hairworks ON) było już lepiej, ale nadal gorąco – 83 stopnie Celsjusza na CPU, 84 na GPU i 56 na chipsecie. Dopiero w spoczynku mowa o sensownych wartościach, ale nadal większych niż obudowy z tego samego pułapu cenowego – 36 stopni Celsjusza na procesorze, 42 na karcie graficznej i 39 na chipsecie. W skrócie – jest źle. A winowajcą bynajmniej nie jest nasz Intel Core i7 z glutem pod IHS czy zastosowanie mniejszego coolera (bo większy do Inspire K1 RGB nie wchodzi), co udowadnia zdjęcie bocznego panelu, gdzie temperatury momentalnie maleją.
Obudowa Kolink Inspire K1 RGB to produkt całkowicie nieudany. Trudno mi jest sobie w stanie wyobrazić bardziej chiński i tandetny projekt.
Podsumowując obudowa Kolink Inspire K1 RGB to produkt całkowicie nieudany. Trudno mi jest sobie w stanie wyobrazić bardziej chiński i tandetny projekt, który zawodzi pod każdym względem. Całość wykonana jest „z papieru” wygina się i chybocze, a wibracje po dodaniu dysku talerzowego są szalone. W środku trudno ulokować nie tylko najwydajniejsze podzespoły, ale nawet i te popularniejsze ze średniej półki. Temperatury są wysokie, jeden z fabrycznych wentylatorów głośny, filtrów przeciwkurzowych poskąpiono. Widać tu masę archaicznych rozwiązaniach i oszczędności, a obudowa wcale nie jest też wybitnie tania – mowa o 49 euro czyli około 209 złotych! Tutaj mógłbym wam coś polecić w tej samej czy niższej cenie, ale czego nie wybierzecie to będzie lepiej niż w Kolink Inspire K1 RGB. Jedyna mocna strona testowanej obudowy to właśnie kolorowe, miłe dla oka światełka. Niestety, to zbyt mało w tej nawałnicy wad. Tym samym z przykrością sięgam po odznaczenie „odradzamy”.
Kolink Inspire K1 RGB
Cena: 209~ zł
![]() |
|
Powiązane publikacje

Recenzja Cooler Master Oracle Air - Świetnie zaprojektowana aluminiowa obudowa dla dysków SSD M.2
21
Test obudowy Genesis IRID 505 ARGB - Całkowicie biała, przewiewna obudowa kusząca czterema podświetlonymi wentylatorami
11
Test obudowy Thermaltake Divider 300 TG ARGB - Rozświetlona konstrukcja, która ma kilka ciekawych sztuczek w zanadrzu
4
Test obudowy MODECOM Volcano Amirani ARGB - Ulepszona wersja Lian Li Lancool 215 z bogatym podświetleniem
22