Risen 3: Władcy Tytanów. Recenzja cRPG dla koneserów gatunku
- SPIS TREŚCI -
Świat szeroki ocieka pirackim klimatem
Ukończenie kampanii to zajęcie na kilkanaście godzin, ale przynajmniej drugie tyle trzeba poświęcić zadaniom pobocznym, których ilość momentami potrafi przytłoczyć. Jakiegokolwiek miasta, wioski albo obozowiska nie odwiedzimy wszędzie czekają potrzebujący. Jeśli zgubimy wątek podczas eskapad wystarczy zajrzeć do dziennika, gdzie znajdziemy również mapę wskazującą zleceniodawcę i punkt docelowy. Poziom zleceń jest zróżnicowany od wymagających kojarzenia faktów i postaci niezależnych, przez klasyczną eksterminacje potworów, a skończywszy na nudnym bieganiu z paczkami czy zbieraniu kwiatków. Szkoda, że naprawdę wymagające questy to margines i dominują prostsze kontrakty. Przynajmniej główny watek fabularny nie prowadzi grającego za rączkę, zmuszając do zaangażowania w wydarzenia przedstawione na ekranie. Kilkukrotnie potrzebowałem dłuższej chwili żeby ogarnąć sytuację, bo stanąłem w martwym punkcie i postacie niezależne nagle zamilkły, tymczasem przegapiłem pewien pozornie drobny detal... Zaprawdę miła to odskocznia od jednotorowych produkcji.
Konstrukcja świata to znowu odgrzewany kotlet, czyli pseudo-sandbox gdzie swobodę przemieszczania ogranicza topografia terenu, mający do zaoferowania zbiór luźno porozrzucanych wysepek, których część została żywcem wyjęta z sequela. Programiści nie musieli tworzyć otoczenia od podstaw, co chyba najdobitniej świadczy o niskim nakładzie finansowym recenzowanego tytułu. Tacariguę i Antiguę na pewno przekopiowano, może jeszcze inne terytoria jakich nie skojarzyłem, ale wprowadzono też zupełnie nowe lokacje. Przeważa tropikalna dżungla i piaszczyste plaże, czasami poprzecinane skalistymi górami z licznymi jaskiniami. Bezużyteczną ciekawostką jest sfera duchów będąca odpowiednikiem świata rzeczywistego, gdzie zyskujemy zdolność dostrzegania rzeczy normalnie niewidocznych (poprzez nabywanie umiejętności) - twórcom chyba zabrakło pomysłów na dopracowanie tego elementu. Osobiście praktycznie nie korzystałem z rozwiązania przypominającego tryb detektywistyczny, skoro sama gra konsekwentnie go marginalizuje. Jako kapitan piratów dysponujemy też statkiem, którym nawet pokierujemy, aczkolwiek o żeglowaniu wzorem Assassin's Creed IV: Black Flag trzeba zapomnieć. Manewrowanie jest dalekie od realistycznego, zaś nieuchronne potyczki z morskimi potworami są niebywale męczące.
Jednego Risen 3: Władcy Tytanów odmówić zwyczajnie nie potrafię - sugestywnego karaibskiego klimatu przesiąkniętego runem, magią voodoo i zapachem złota. Ten rodzaj specyficznej obietnicy, że dosłownie za rogiem czeka ekscytująca przygoda, kupiłem od pierwszych chwil spędzonych w towarzystwie Bezimiennego. Faktycznie jest to najmocniejszy kawałek układanki, który już wielokrotnie ratował zarobaczone produkcje niemieckiego zespołu i zrobił to kolejny raz. Chociaż świat momentami wydaje się pusty, to niemalże każda postać jaką spotkamy ma sporo do powiedzenia. Dialogi są wielowątkowe i okraszone kwiecistym językiem, jakże charakterystycznym dla korsarskiej braci, często przyjmując zabawny wydźwięk. Opcje perswazji oczywiście występują - czasami można kogoś okłamać, zastraszyć, wyzwać na pojedynek tudzież słownie sponiewierać, ale nasze decyzje popychają bohatera w kierunku człowieczeństwa lub potępienia. System reputacji do najbardziej wyrafinowanych nie należy, jednak w skrajnych przypadkach możemy stracić kompana, również gdy będziemy obrzydliwie poprawni.
Pirahna Bytes tradycyjnie nie uniknęła licznych wpadek technicznych, które stanowią wstydliwy znak rozpoznawczy Risen/Gothic, będąc konsekwentnie powielane od prawie dekady. Część zdążyłem już wymienić, ale lista zastrzeżeń jest znacznie dłuższa. Niestety nadal automatycznie zaliczamy nieodkryte zadania np.: wchodząc do jaskini zabijamy szkielety i nagle otrzymujemy komunikat, że pomogliśmy człowiekowi jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Pudłowanie z muszkietu przystawionego do głowy oponenta to notoryczny widok - jak program dokonuje obliczeń nie próbuję nawet zgadywać. Wspinaczka po czymkolwiek to masakra i festiwal niezgrabności, a zresztą tylko wybrane obiekty możemy wykorzystać do takiego celu, ponieważ w trzeciej odsłonie Risen bardzo wybiórczo potraktowano kwestie zręcznościowe poza obowiązkową walką. Trafiłem także na zlecenie, którego nie mogłem ukończyć - przedmiot do zebrania chyba wypadł poza planszę albo mapka wskazywała błędną pozycję. Wpadki to niby akceptowalne, pozwalające spokojnie ukończyć przygodę, ale bądźmy sprawiedliwi - wszystko to widzieliśmy już kilkukrotnie! Niemcy znowu nie wyciągnęli wniosków lub zwyczajnie sobie odpuścili.
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150