Recenzja Watch Dogs 2 PC - Nareszcie godny konkurent GTA V
- SPIS TREŚCI -
If You're Going To San Francisco
Częstym problemem sandboxów jest mizerne zagospodarowanie wirtualnego świata - solidnych rozmiarów, kolorowego, topograficznie zróżnicowanego jednak w gruncie rzeczy... martwego. Nie wystarczy przecież kilku przechodniów, garstka pojazdów czy porozstawiane gdzieniegdzie interaktywne reklamy. Wielu developerów mających ambicje stworzyć konkurenta Grand Theft Auto kompletnie zapomina, że najważniejszym czynnikiem przesadzającym o grywalności pozostaje wrażenie obcowania z żywym ekosystemem. Programiści Ubisoftu mocno pracowali nad uczynieniem Watch Dogs 2 wiarygodnym sandboxem i metamorfoza jest bardzo korzystna, chociaż do ostatniego dziecka Rockstar trochę zabrakło. Zgodnie z gatunkowymi standardami otrzymujemy ładnie zaprojektowaną mapę uwzględniającą zurbanizowane dzielnice, spokojne przedmieścia, sektory zalesione oraz przybrzeżne. Całości dopełnia cykl dobowy wpływający między innymi na warunki atmosferyczne i natężenie ruchu. Mapę zwiedza się zdecydowanie przyjemniej, niż smętne Chicago wykreowane na potrzeby wcześniejszej odsłony, jednak Grand Thefy Auto V pozostaje tutaj niedoścignionym wzorcem - znacznie większym, ciekawszym oraz bardziej dopieszczonym.
Ponieważ Watch Dogs 2 umieszczono w słonecznym San Francisco, klimat również nabrał zdrowych rumieńców, trochę przypominając Los Santos będące areną zmagań w Grand Theft Auto V. Zmiana lokalizacji okazała się słuszną decyzją, umożliwiającą odwiedzenie kilku interesujących miejsc czy przejażdżkę mostem Golden Gate. Otoczenie także wyraźnie się rozruszało - przechodnie sprawniej reagują na zaczepki, prowadzą konwersacje, wysadzeni z samochodu próbują odzyskać własność. Ponadto, występuje więcej sytuacji losowych m.in.: policyjnych pościgów, strzelanin między frakcjami, wypadków drogowych z udziałem służb medycznych. Tylko zagęszczenie ruchu ulicznego rozczarowuje - San Francisco jest przejezdne o każdej godzinie, korków nie uświadczyłem. Dzięki ogromnej ilości smaczków Watch Dogs 2 deklasuje natomiast marne sandboxy pokroju Mafia III, znajdując się obecnie w czołówce produkcji z otwartym światem, ale moim skromnym zdaniem Grand Theft Auto V utrzymuje pozycję lidera. Jestem jednak pod wrażeniem ile pozytywnych modyfikacji developerzy zdołali wprowadzić do czerstwego Watch Dogs, bowiem pierwsza część zamulała niemiłosiernie. Wymiana bohaterów, nowa lokacja, wiadro poczucia humoru oraz wszechobecne retro-pikselowe motywy DedSecu, zbawiennie wpłynęły na atmosferę przynosząc powiew świeżego powietrza.
San Francisco eksplorujemy głównie za sterami pojazdów kołowych, których sylwetki w większości zaczerpnięto z poprzednika, tylko wybranym modelom fundując symboliczny lifting. Ogólną poprawę stylistyki samochodów zawdzięczamy głównie świeższej oprawie wizualnej, nie tytanicznej pracy czy pomysłowości grafików uprawiających artystyczny recykling. W kwestii różnorodności jest standardowo - ulice przemierzają amerykańskie krążowniki, sportowe bolidy, zwykłe auta rodzinne, terenówki, motocykle oraz ciężarówki. Niestety, zabrakło jakichkolwiek latających środków transportu, czym Watch Dogs 2 dość wyraźnie ustępuje Grand Theft Auto V (nocne przeloty śmigłowcem nad miastem do dziś robią wrażenie). Twórcy nie wprowadzili również żadnych opcji tuningowania lub przemalowywania pojazdów. System prowadzenia jest oczywiście zręcznościowy - samochody sprawiają wrażenie delikatnie oderwanych od podłoża, posłusznie wykonując polecenia, chociaż na zakrętach prawie każdy zarzuca tyłkiem. Po chwili zastanowienia odnoszę wrażenie, iż mechanikę prowadzenia pojazdów bezrefleksyjnie skopiowano z pierwszej części Watch Dogs, dokonując tylko drobnych korekt. Może dlatego siedzenie za kierownicą dwuśladów przynosiło mi umiarkowaną frajdę, zmuszając do przesiadki na bardziej zwrotne oraz szybsze motocykle.
Model zniszczeń nie wygląda najgorzej, bowiem każde stłuczenie owocuje powyginanymi blachami, rozbitymi szybami czy reflektorami. Powiedzmy, że najmłodsze dziecko Ubisoftu dorównuje tutaj ostatniemu hitowi Rockstar, jednak obydwojgu sporo brakuje do dziadka Grand Theft Auto IV. Nie kojarzę zresztą sytuacji, żeby czołowe zderzenie powodowało poważniejsze uszkodzenia, wypadnięcie przez szybę, drastyczne pogorszenie się kondycji pojazdu. Para poszła w warstwę wizualną kolizji. A skoro jesteśmy przy zabawkach mechanicznych, wypadałoby jeszcze wspomnieć o dwóch ciekawych gadżetach, będących na wyposażeniu Marcusa. Pierwszy to miniaturowy zdalnie sterowany łazik przystosowany do hakowania systemów bezpieczeństwa, pozwalający infiltrować wrogie terytorium, zmniejszając zarazem ryzyko wykrycia bohatera. Skubaniec potrafi nawet podskakiwać, włażąc tam, gdzie postać nie miałaby dostępu (np.: szyby wentylacyjne). Ot, użyteczna maszynka będąca swoistym przedłużeniem rąk głównego bohatera. Druga to niewielki dron służący szybkiemu zwiadowi, pomocny kiedy nie istnieje możliwość przełączania się między kamerami monitoringu. Twórcy nie przedobrzyli, oddając graczowi całkiem pożyteczne gadżety, pasujące zarazem do klimatu.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150