Recenzja Rise of the Triad 2013 - Krew, flaki i buraki
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Rise of the Triad 2013, czyli od legendy do żenady
- 1 - Zabiję twoją matkę, babkę, prababkę, dziadka...
- 2 - Sieczka, krew, flaki i liczne buraki
- 3 - Babol we wszystkich odmianach i przypadkach
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Antygaleria screenów Rise of the Triad 2013
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Babol we wszystkich odmianach i przypadkach
Rise of the Triad 2013 nie należy do produkcji łatwych, ponieważ twórcy pozostali wierni zasadom starej szkoły shooterów - pasek energii nie odnawia się automatycznie, zbieramy pancerze i apteczki, przeciwnicy są nadludzko celni, a niektóre pułapki zabijają natychmiast. Żeby zgładzić jakiegokolwiek gagatka nie wystarczy celny headshot, tylko potrzebna jest dłuuuga seria ołowianych pestek tudzież pierdyknięcie z bazooki, co akurat zwyrolsko cieszy. Jeszcze większego banana na twarzy powoduje skamlanie klęczących wrogów o okazanie litości (No please! Don't kill me!) oraz przedziwne efekty wywoływane po zebraniu czegoś przypominającego pigułki. Chwilowa niezniszczalność, lewitacja czy psychodeliczne wizje to żadne wariactwo, ale przemiany w czworonoga i zagryzania adwersarzy nigdzie indziej nie doświadczymy. Pozostaje tylko pytanie, komu dziękować za zapisywanie postępów w rzadko poustawianych punktach kontrolnych, które uważam za jedno wielkie nieporozumienie dobijające grywalność. Przecież to strasznie nieoldschoolowe. Tak czy owak - kilka zabawnych elementów nie ratuje mizernej całości.
Możecie nie dowierzać, ale dopiero teraz przechodzimy do najgorszego, czyli rażących błędów jakich dopuścili się programiści, którymi Rise of the Triad mogłoby obdarować kilkanaście budżetowych produkcji. Poziom wykonania technicznego zakrawa na kpinę i świadczy o bardzo niskim szacunku dla potencjalnych odbiorców. Gra powinna nazywać się Rise of the Babol - zacinanie na schodach, blokowanie w futrynach drzwi, wypadanie poza obszar planszy, lewitujące ciała oraz kolizje obiektów, występują w recenzowanym tytule nagminnie. Sztuczna inteligencja praktycznie nie istnieje, skoro przeciwnicy mają poważne problemy z otworzeniem automatycznej bramy i używaniem wind, ograniczając swoją aktywność do strzelania. Jeśli dyskretnie wyjrzymy zza węgła zachowując odpowiednią odległość, to najprawdopodobniej dostrzeżemy, iż stoją nieruchomo jakby byli wykuci z marmuru, czekając na pojawienie się gracza. Poza tym, wyskakują spod ziemi na naszych oczach. Brzmi przerażająco? Cóż... to dopiero początek wyliczanki błędów i potknięć...
Kilkukrotnie miałem wątpliwą przyjemność trafić do pomieszczenia bez wyjścia - śluza zatrzasnęła się nieodwołalnie, kończąc moją przygodę - pozostało tylko skorzystać z ostatniego (odległego) punktu kontrolnego. W tym szaleństwie jest jednak zasada, wszak kampania zajmuje znacznie więcej godzin niż powinna, zależnie od częstotliwości występowania takich niespodzianek. Podczas niebezpiecznego exodusu napotkamy też wiele anomalii m.in.: jednego z bossów (Generała Dariana) wykończyłem w dziecinny sposób, gdyż imbecyl bezradnie skakał pod ścianą, jakby nie mógł się doczekać rozstrzelania. Chyba go nawet rozumiem - sam postąpiłbym podobnie. Czujecie niedosyt? Zatem co powiecie na kule przelatujące przez ściany? Śmieszne animacje szeregowych oponentów, którzy wykonując przewrót wyglądają jak pijany chomik w kołowrotku? Ogień płonący w powietrzu, bo akurat beczka wybuchła nad zmienią? Płaskie tekstury krwi tryskającej z korpusów? Mógłbym tak wymieniać uchybienia długimi godzinami, bezlitośnie kopiąc niepełnosprawnego leżącego, ale zwyczajnie się zmęczyłem.
Przykro patrzeć jak zdewastowano świetny klimat pradziadka, bo chociaż nawiązania do oryginału są wszędobylskie i ewidentne, jakości samej w sobie jeszcze nie tworzą. Zachowano arsenał, nietuzinkowe power-upy, linię fabularną oraz przeciwników, aczkolwiek nie potrafiono nadać grze właściwej formy. Rise of the Triad wprowadziło do gatunku wiele innowacyjnych rozwiązań m.in.: wykorzystywanie dwóch giwer jednocześnie, niszczenie otoczenia oraz sieciowy tryb capture the flag, ale remake przejdzie do historii jako wielka kupa śmierdzącego gnoju. Moduł multiplayer nie przyciągnie nikogo normalnego na dłużej niż piętnaście minut - trzy standardowe tryby rozgrywki plus kilka słabiutkich plansz, to zestaw godny politowania. Jakbym miał kaprys popykania w prawdziwy oldschool na poziomie, zdecydowanie wolałbym sięgnąć po starego Duke Nukem 3D, Quake III albo przynajmniej Bulletstorm. Żeby było zabawniej, Rise of the Triad kosztuje w serwisie Steam niespełna 14 euro, chociaż powinien być rozdawany za darmo. Szkoda kasy.
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Rise of the Triad 2013, czyli od legendy do żenady
- 1 - Zabiję twoją matkę, babkę, prababkę, dziadka...
- 2 - Sieczka, krew, flaki i liczne buraki
- 3 - Babol we wszystkich odmianach i przypadkach
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Antygaleria screenów Rise of the Triad 2013
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150