Recenzja Dead Space 2 - Kosmiczny koszmar powraca
- SPIS TREŚCI -
Ktoś całkiem OBCY
Issac Clark nie jest wyszkolonym najemnikiem lecz zwykłym inżynierem - pod tym względem niewiele się zmieniło. Facet nabrał wprawdzie doświadczenia i stwardniał, ale najchętniej dałby drapaka na drugi koniec galaktyki. Podobnie jak Ellen Ripley w kultowym filmie Alien, do działania zmuszają go okoliczności w jakich się znalazł. Ponownie mamy więc do czynienia bardziej z przypadkowym bohaterem, niż zawodowym killerem, choć ewolucja protegowanego jest widoczna. Toporne sterowanie zostało poprawione (skakania wciąż brak), środki masowej eksterminacji zwiększone i wytrzymałość bohatera również jakby wzrosła. Jednak wciąż absolutnie nie panujemy nad sytuacją, która z minuty na minutę coraz dotkliwiej nas przytłacza. Pomiędzy Dead Space i Dead Space 2 można zaobserwować podobny skok, jaki nastąpił w przypadku Alien i Aliens. Nie oznacza to jednak, że zamiast klimatycznego survival horroru otrzymaliśmy bezmyślną sieczkę. Zmiany były konieczne, zaś twórcy umiejętnie dołożyli do pieca, zachowując przy tym najlepsze elementy pierwowzoru. Tempo akcji nabiera rozpędu już od pierwszych chwil, dostarczając nam niezliczonej ilości makabrycznych atrakcji. Panuje chaos, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że opuszczenie placówki w jednym kawałku będzie wyjątkowo trudne. Czy widziane przed chwilą potwory, to niegdysiejsi mieszkańcy tego miejsca? Pomoc z zewnątrz może nadciągać tygodniami, niebezpieczeństwo kryje się w każdym zakamarku i trzeba spróbować uratować nielicznych ocalałych... Cholera!
Autorzy drugiej części Dead Space odwalili kawał dobrej roboty, wpędzając gracza w autentyczne stany lękowe. Amatorzy stale rosnącego poziomu adrenaliny, klaustrofobicznych pomieszczeń i makabrycznych scen powinni czuć się usatysfakcjonowani. Klimat zrywa beret, oczywiście jeżeli zapewnimy sobie odpowiednie warunki: zaciemniony pokój, porządny system audio lub słuchawki. Przerażenie oraz uczucie alienacji, potęgowane w mistrzowski sposób przez kapitalne udźwiękowienie, tworzą razem jeżącą włos na głowie mieszankę. Dawno nie było gry z równie gęstą atmosferą, przynajmniej od czasu pierwszego Dead Space. Zdarzają się momenty gdy wstrzymujemy oddech instynktownie przeczuwając, że zaraz będziemy świadkami czegoś wyjątkowo nieprzyjemnego. Nawet pozornie prosta czynność, jaką jest wejście do zaciemnionego pustego pomieszczenia, okazuje się wysiłkiem ponad wszelką miarę. Twórcy starszą nas w sposób konwencjonalny lecz bardzo skuteczny. Przeciwnicy wyłażą z kanałów wentylacyjnych, porozrzucane ciała ożywają gdy podejdziemy bliżej i nawet infrastruktura stacji lubi płatać figle. Znienacka uruchomione gaśnice potrafią zdezorientować wcale nie mniej, niż maszkara wyskakująca przez otwór w suficie. Dead Space 2 nadal jest survivalem z elementami RPG i akcji, nie żadną bezmyślną strzelaniną, aczkolwiek zdecydowanie częściej pociągamy teraz za cyngiel. Atmosfera grozy w „jedynce” była wprawdzie gęstsza, jednak „dwójka” również potrafi napędzić solidnego pietra.
Z pewnością niebagatelny wpływ na odczucia grającego mają potwory, które owe trywialne określenie chyba najlepiej charakteryzuje. Każdy, kto oglądał The Thing w reżyserii J. Carpentera, mniej więcej wie czego powinien się spodziewać. Bestiariusz obejmuje głównie wynaturzone i obrzydliwie zniekształcone maszkary, których sam widok powoduje rozstrój żołądka. Długie ostre szpony, rozdziawione paszcze, oberwana skóra, kości, obleśne macki i wypływające zewsząd wnętrzności, to widok poruszający i powszechny zarazem. Najbardziej ohydnych przeciwników, jakich można sobie wyobrazić, przewijają się dziesiątki. Pajęczakowate maszkarony, plujące spowalniającym śluzem zombie, ogromne paskudy bez tylnych kończyn, spaślaki czy zmutowane dzieci, stanowią zaledwie część menażerii. Praktycznie w każdym stworze dostrzegamy elementy anatomii człowieka - coś paskudnego, ale jakże przekonywującego, prawda? Od czasu do czasu natkniemy się również na większy kawał mięsa, którego unicestwienie wymagać będzie podjęcia specjalnych kroków. Nie myślcie przy tym, że pozostałych pozbędziecie się szybko, łatwo i przyjemnie. Nawet pospolite straszydła charakteryzuje wysoka żywotność. Żeby definitywnie pozbyć się natręta trzeba odciąć mu kończyny albo spalić, inaczej rychło powstanie i dalej będzie nas nękał. Całe szczęście, każdy brzydal posiada zwykle jakiś słaby punkt, który warto wykorzystać. Cóż, surwiwal...
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150