Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo

Ewelina Stój | 26-05-2019 13:00 |

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużoDo serii Layers of Fear mam sporą sympatię nie tylko dlatego, że jest to gra polskiego studia, ale przede wszystkim dlatego, że debiutująca w 2016 roku pierwsza część zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Zresztą popatrzywszy na globalne oceny czy to recenzentów czy też graczy, odniosłam wrażenie, że nie tylko na mnie. Dlatego też tak radośnie zareagowałam na wieść o kolejnej odsłonie serii. Layers of Fear 2 ma bazować na podobnych co "Jedynka" rozwiązaniach, ale przynosić zupełnie nową historię. Dlatego też osoby, które w tytuł z 2016 roku nigdy nie grały, nie powinny obawiać się nieznajomości tematu. Jeśli mówimy już o obawach: moją największą było to, czy LoF 2 będzie w stanie mnie czymś zaskoczyć i wystraszyć. Zwłaszcza, że przez te dwa lata rozłąki z uniwersum, moje przekrwione oczy widziały już niejeden nowy horror. Jednak by dowiedzieć się, czy me lęki były uzasadnione - zapraszam już do niniejszej mini-recenzji.

Recenzja Layers of Fear 2 ma na celu głównie przeanalizowanie, czy Bloober Team jest w stanie zaskoczyć nas czymś nowym. Losy kontynuacji są bowiem często wątpliwe. Tytuł może jednak się wybronić czy to ciekawą historią, czy straszeniem "o level wyżej". Czy tak będzie? Przekonajmy się na własnej (gęsiej?) skórze.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [1]

Przyznam szczerze, że po kilku pierwszych minutach od uruchomienia LoF 2 widziałam niniejszą recenzję jako wyeksponowanie powagi i podzielenie się odczuciami dotyczącymi metafizyki, której to tematu produkcja nieustannie niemal dotyka - szczególnie w zawartych w grze monologach. Kolejne minuty przekreśliły jednak ten plan. Nie dlatego, że nie ma w grze na tyle filozoficznych dwuznaczności (bo są - można by nawet napisać o tym oddzielny materiał, ale raczej do jakiegoś portalu o tematyce paranormalnej), ale... No właśnie... Nikt z Was raczej nie przyszedł po odczyt niczym na uniwerku, w którym to mówca porusza sedno Layers of Fear 2, które to z kolei - mówiąc najprościej - traktuje o tym, iż każdy z nas jest aktorem. Nędznym dodatkowo, choć scena (otoczenie, Ziemia) jest generalnie nie najgorsza. Wiecie - gombrowiczowskie gęby-maski i te sprawy, podlane jednak sporą dawką THC (haluny) i schizofrenii (zabić innych? zabić się? a może w ogóle lepiej było się nie rodzić?). Dlatego też takie kwestie ograniczę do minimum, omawiając to, co chyba ważniejsze w tego rodzaju tekście - mowa naturalnie o odczuciach względem gry.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [4]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [11]

Zanim jednak o odczuciach, wspomnę jeszcze dla porządku co nieco o fabule. Jeśli graliście w pierwszą część LoF z pewnością pamiętacie, że głównym bohaterem był tam malarz-artysta, który pragnął stworzyć dzieło (portret) swego życia. W pewnym momencie zapadł jednak na schorzenie mające w kategorii diagnostycznej ICD-10 oznaczenie F20.0, toteż rzeczywistość zaczęła konkretnie mieszać mu się z wytworami wyobraźni. W przypadku LoF 2 mamy podobny schemat, choć bohaterem jest aktor, który także pragnąc stworzyć swoje dzieło (tym razem filmową postać godną Oscara) życia, przybywa na statek Icarus Transatlantic, na którym to właśnie odbywać się będą zdjęcia. Jak nie sposób się nie zorientować, także i ten waszmość okazuje się dość prędko nie do końca poczytalny - inaczej nie byłoby przecież materiału na grę. Do wspominanego dzieła życia, bohater musi więc skomponować idealną postać. I tak, każdy akt (a tych jest 5) dostarczy nam a to nogi, a to głowy - wszystko to, by wykonać końcową sylwetkę idealną. Od początku Bloober Team zaznaczał, że LoF 2 nie będzie to tylko "gra-straszydło", ale także małe arcydzieło. A to dlatego, że twórcy położyli duży nacisk na wzorowanie się Hitchcockiem czy innymi klasykami kina początku XX. wieku. Jak na moje oko, za mocno wzorowano się także Amnesią, ale o tym nieco później.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [7]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [10]

Gra na starcie wrzuca nas na pokład wspomnianego parowca, by dowiedzieć się, że spora jego część została wyłączona z użytku, właśnie ze względu na toczące się nagrania filmowe. Po około godzinie zabawy (czyli przypominania sobie jak to było z tym otwieraniem drzwi z "Jedynki"), subtelnie dostrzegamy zmianę w otoczeniu. Gra przechodzi bowiem dość niezauważalnie od prezentowania kolejnych pokładów na statku, do mentalnych psikusów: "O, to już musi być efekt pominięcia porannej dawki! Po statkach nie powinny przecież raczej grasować potwory!" Jak więc mówię, zaczyna się bardzo niepozornie: bez żadnego nawet wstępu w formie cutscenki, niczym w jakiejś wersji alfa. Na szczęście szybko o tym zapominamy i zaczynamy przemierzać kolejne korytarze i pomieszczenia Icarusa. Jako że odczucia względem gry często zmieniają się kilka razy w trakcie zabawy (bądź skarania boskiego), pozwolę sobie opowiedzieć Wam w tym miejscu, jakie były one po pierwszych trzech godzinach. Otóż nie były najlepsze. Może inaczej - byłyby pewnie nieziemskie, gdybym nie ograła kilka lat temu "Jedynki". Po kilku pierwszych godzinach stwierdziłam jednak, że "Dwójka" to w 95% ten sam gameplay (otwieranie drzwi czy szuflad oraz poszukiwanie przedmiotów wpływających na zrozumienie i zakończenie gry).

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [5]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [6]

Czym było te nowe 5%? Rozwiązaniami jak na przykład (uwaga!) nowy rodzaj drzwi (przesuwane!), unikanie ruchomych świateł, czy... no właśnie - czyhające na nas potwory. Nie chcę nikogo wprowadzić w błąd, jednak jestem prawie pewna, że w "Jedynce" nikt nie dybał na nasze życie. Studio Bloober Team postanowiło to zmienić. Kiedy więc napotkałam pierwszego potwora, stałam nic nie robiąc, szczerząc do niego zęby i czekając, aż zemdleję, by móc powstać i działać w innej lokacji (tak wyglądało to w "Jedynce"). Jakież było moje zdziwienie, gdy potwór po prostu posłał mnie do wirtualnego piachu. Odtąd wiedziałam już, że przed potworami trzeba nawiewać co tchu. Ale nie jest to zawsze wykonanie piruetu o 180 stopni i dziki kłus. Czasami na potwora trzeba biec, by tuż przed nim skręcić w lewy czy tez prawy korytarz. Czasami trzeba się też przed nim zabarykadować. Czy zaimplementowanie zgonów było dobrym pomysłem? Cóż, w pełni rozumiem decyzję deweloperów, bo bezsprzecznie chcieli czymś wzbogacić "Dwójkę", aby nie mówiono o niej jako o DLC do "Jedynki". Twórcy powinni liczyć się jednak z tym, że po LoF 2 sięgną osoby, rozkochane wręcz w odsłonie z 2016, gdzie takich ekstremów nie było (a wydaje mi się, że dobrze mi się wydaje, że nie było). Można więc było zaimplementować tu jakiś przycisk pominięcia i wszyscy byliby szczęśliwi. Cóż - ja nie lubię mieć stanu przedzawałowego. Ale jeśli ktoś lubi, to proszę sobie poczytać na plus wrzucenie tu śmiercionośnych potworów.

Ukończywszy dopiero pierwszy akt, już rozbolała mnie głowa. I nie wiem, czy to przez gameplay, czy jednak przez nowe okulary, do których dopiero przyzwyczajał się mózg. Ale niech już będzie, że to mózg. Pojawiła się w nim także błagalna myśl: oby reszta gameplay'u była już tylko lepsza.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [8]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [9]

Patrząc na to wszystko już o wiele obiektywniej, sceny z goniącymi nas potworami, czy ucieczka przed innymi zagrożeniami płynącymi z otoczenia (a tych jest więcej, niż same tylko potwory), zostały zrealizowane wzorowo. Nie są zbyt trudne, z kolei do arcyprostych też nie należą. Raczej nie irytują - podobnie jak zagadki przypominające te z klasycznych point'n'clicków, w których to jednak jestem zahartowana (a to znajdź kod do sejfu, a to rozwiąż jakieś zadanie logiczne - jest więc tego znów więcej niż w "Jedynce"). Dzięki tym, niemal bezbłędnie zrealizowanym wzbogaceniom, ów "symulator otwierania drzwi" stał się bardziej urozmaicony. Niby dobrze, ale niestety po przejściu około 60% gry, spostrzegłszy że nie uświadczymy już niczego nowego, mocno zaczyna doskwierać powtarzalność wszelkich mechanik. Rozumiem, że taka swoista pętla, mająca miejsce w wykonywaniu zadań miała przybliżyć też obłęd bohatera, no ale ostatecznie średnio to wszystko "kupiłam". Potwory zaczynają irytować, samo ich warczenie zza ścian sprawia, że modlimy się o jak najszybsze zakończenie danego aktu. I to już nie ze strachu, a właśnie z powodu powtarzalności.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [12]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [13]

Powtarzalność można by nawet jeszcze znieść, gdyby nie fakt, że po dość ciekawych pierwszych kilkudziesięciu minutach, motywacja do dalszego odkrywania fabuły spada niemal do zera. Dlaczego? Cóż, nawet nie chodzi o to, że deweloper jakim jest Bloober Team sięgnął po wyświechtane już, nierobiące na nikim (prawie) wrażenia motywy, jak despotyczny ojciec czy inne patologie życia. Chodzi o to, że przekombinował fabularnie. O ile w "Jedynce" halunów było pełno, to ostatecznie (choć nie bez wysiłku), można było sklecić z nich spójną historię. W przypadku nowego bohatera mamy taki miszmasz fabularny, że brak konkretów sprawia, iż w ogóle odechciewa nam się czegokolwiek domyślać i składać historię w całość. Weźmy do tego przeplatanie historii nawiązaniami do klasyków filmowych, które twórcy już dawno zapowiadali. I jasne, fajnie było zobaczyć przed sobą korytarz z "Lśnienia", na którym stał mały rowerek Danny'ego, ale w pewnym momencie nastąpił tu już przesyt. Może student kierunków filmowych doceni takie zagrania, ale przeciętny gracz niekoniecznie. To w sumie trochę tak, jakby do "Jedynki" dorzucić elementy graficzne nawiązujące do dzieł znanych malarzy. Po co to? Nikomu chyba raczej nie było to tam potrzebne. A już na pewno nie w takiej ilości.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [14]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [15]

Pewną nowością w grze są decyzje, które przyjdzie nam podjąć, i które wpłyną na zakończenie (tych ponownie mamy kilka, a Nowa Gra + ma odblokować kolejne, z większą liczbą szczegółów). Nie powiem, kilka tych wyborów zrobiło na mnie nawet wrażenie, choć nie były to dewastujące psychikę rozkminy z pierwszych The Walking Dead od Telltale, czy z Life is Strange. Trudno je właściwie porównać do innych decyzji w grach. W LoF 2 chodzi bardziej o to, że dokonywane przez nas decyzje mają nam po prostu uświadomić, że samo ich podejmowanie ma dużą wagę. Wiecie, wklepano przy tym sporo filozoficznych morałów z różnych szkół jak np. ten, że jedno ludzkie życie nie jest równe innemu, i generalnie sporo tu mówionych głosem narratora polemicznych nauk o przemijaniu, bezsensie życia i w ogóle to żyletki, sznur i strzał w potylicę. Ale już całkiem poważnie - ten element Krakowiakom z Bloober Team akurat wyszedł. Podobne zdania wypowiadane głosem Tony'ego Todda to perełki wśród przybrzeżnych szuwarów, będących pozostałymi elementami. Dlatego też tak bardzo mi szkoda, że z tym filozofowaniem przedobrzono. O jeden grzybek za dużo panowie. O jeden za dużo.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [16]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [17]

Wspomniałam już o Tonym Toddzie, pora więc podjąć temat strony audio, a ta się deweloperom zaiste udała. Nie zauważyłam, żeby udźwiękowienie ujęło mnie bardziej, niż w części poprzedniej (motyw przewodni do dziś odbija mi się echem w głowie), ale było całkiem nieźle. Przez całość gameplay'u w tle wciąż coś brzdękało robiąc nastrój nie tylko muzyką, ale i wszelkimi odgłosami. Ryki potworów straszyły, piski dzieci przeszywały, a wszelkie niezidentyfikowane dźwięki stawiały nas na baczność. W kwestii udźwiękowienia jest więc bez zarzutu, niestety świetna atmosfera budowana przez stronę audio czy nawet przez stronę graficzną nie sprawi, że tytuł nie będzie się nam nudził. Jak już zauważyłam, po odkryciu niewielkiej, a w dodatku po czasie irytującej części nowości, zaczynamy modlić się, aby nastąpił jakiś przełom wyrywający nas z tego marazmu. Ten niestety nie następuje. Podobnie ma się rzecz ze stroną graficzną. Nic zdrożnego w stylu prześwitywania tekstur przez ściany czy innych glitchy nie uświadczyłam, a ponadto oko (a nawet dwa) generalnie cieszyło się z tego co widzi. Lokacje nie straszyły wyglądem jak sprzed lat, pikselozy czy innych uchybień nie stwierdzono. Ba, nawet niekoniecznie dane mi było zaobserwować powtarzanie się tekstur.

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [20]

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [19]

I przed podsumowaniem poświęcę jeszcze akapit temu "czy to w ogóle straszy". Rzecz miała się tak, że w trakcie gameplay'u byłam zmuszona udać się do piwnicy, gdyż brakło mi zwyczajnie mleka do kawy. Nie, nie przetrzymuję tam krowy, a zapas białego trunku. Spodziewałam się przed owym jeszcze wtargnięciem do piwnicy chociaż nutki strachu. Nie łudziłam się, że stanę w paraliżu niczym mały bohater powieści "To" pióra Kinga, na samą tylko myśl o udaniu się do podziemi, ale liczyłam na iskrę niepewności. Niestety tak samo jak nocnych koszmarów, nie odnotowałam także strachu przed składzikiem mleka. Nie pomogło nawet nocne granie. Layers of Fear 2 nie straszy. Potwory brzmią nieźle, ale gra do wszystkich takich jęków i wyć szybko przyzwyczaja. Ponadto wygląd tych straszydeł również nie wywołuje żadnej reakcji żołądkowo-jelitowej, która często ma miejsce w momencie podejmowania decyzji "uciekaj albo walcz". Potwór rzygający ogniem z przestworzy był w sumie bardzo ładnie zrealizowany graficznie, ale żeby straszył, to nie powiem.

Dziecięcy optymizm niestety wygrał z kobiecą intuicją. Dałam szansę grze Layers of Fear 2 oczekując kolejnego hitu, mimo że szósty zmysł podpowiadał mi, że po dotarciu do finału, będę wyśpiewywać sławetne słowa piosenki "Ja wiedziałem, że tak będzie, aha, aha".

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [18]

Layers of Fear 2 nie tyle mnie rozczarowało, co zezłościło. Grając i recenzując tytuł w głowie wciąż rozbrzmiewały mi słowa kolejnej piosenki "Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym." Bloober Team oczarowało mnie LoF z 2016 roku. Nawet "zaplusiło" Observerem, a także usatysfakcjonowało produkcją pt. 2084 (nasza recenzja TUTAJ). Studio spróbowało jednak reanimować trupa, jakim było właśnie Layers of Fear. Dziś wydaje się, że zupełnie niepotrzebnie. Bo choć był to trup, to wspominany jednak przez graczy z rozrzewnieniem i szacunkiem. "Dwójka" wydaje się nie być już tak dobrą odsłoną z kilku kluczowych powodów. Po pierwsze: większość gameplay'u to powtórka z rozrywki. O ile pewne rozwiązania straszyły i szokowały jeszcze w 2016 roku, to dziś nie robią już takiego wrażenia. Aby wpompować w nową grę nieco świeżości, postawiono więc na skradanko-uciekanki. W efekcie wkomponowano ich jednak jakby za dużo, co wraz z przekombinowaną fabułą nie pozwoliło na cieszenie się grą na podobnych zasadach, co trzy lata temu. I choć produkcja ma bezsprzecznie mocne strony: audio, nienaganna grafika, czy zadatki na historię wyrywającą z kapci, to powtarzalność oraz - można rzec - przerost treści nad formą sprawiają, że ostatecznie niniejsza produkcja nie stanowi niestety w żadnym wypadku gry wybitnej.

Layers of Fear (PC)
Cena: ~108 zł

Layers of Fear (PC)
  • Wzorowo zrealizowane nowe mechaniki elementów zręcznościowych
  • Początkowo potwory wywołują strach
  • Zachowano ducha części pierwszej m.in. tłem dźwiękowym
  • Tytuł bezsprzecznie dopracowany graficznie
  • Ciekawe decyzje prowadzące do różnych zakończeń
  • Potencjał fabularny z elementami metafizyki w narracji...
  • ... Który zginął pod ciężarem niepotrzebnego, fabularnego miszmaszu
  • Zbyt duża ilość odniesień do kinematografii zakłóca historię
  • Potwory i powtarzające się rozwiązania zaczynają irytować
  • Nic szczególnie nie zachęca do poznania zakończenia

Grę do testów dostarczyła firma:

Recenzja Layers of Fear 2: O jeden grzybek halucynogenny za dużo [3]

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 1

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.