Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Bioshock: Infinite - Miasto grzechu w chmurach

Sebastian Oktaba | 03-04-2013 15:24 |

Bioshock to jedna z najbardziej wyrazistych marek na strzelankowym podwórku, która pomimo młodego wieku zdążyła już dorobić się statusu kultowej, łącząc soczystą rozwałkę z elementami zapożyczonymi z innych gatunków. Genialna atmosfera wymieszana z niebanalną fabułą oraz ciekawymi gameplay'owymi pomysłami, skutecznie działała na zmysły nie pozwalając odejść od monitora przez długie godziny. Obydwu częściom Bioshock niczego do usatysfakcjonowania wymagającego gracza nie brakowało, więc kwestią czasu była zapowiedź kolejnej... Jednak próżno wypatrywać przy nazwie recenzowanej produkcji trzeciego numerka, bowiem mamy tutaj do czynienia z klasycznym spin-offem, którego nie należy bezpośrednio łączyć z Rapture oraz morskimi głębinami. Na szczęście Bioshock: Infinite garściami czerpie z dotychczasowego dorobku serii, jak również sporo dorzuca do wspólnego koszyka, wzbogacając i urozmaicając rozgrywkę. Twórcy postanowili nieco poszaleć z konwencją, zmienić okoliczności przyrody oraz przygotować kilka niespodzianek, czego efekty możemy podziwiać na ekranach. Głowa do góry i patrzcie w chmury! Lecimy wprost do nieba... gdzie czekają zastępy grzeszników zmagających się z jakże przyziemnymi problemami.

Autor: Caleb - Sebastian Oktaba

Przybywajcie pielgrzymi! Ojciec Zachary Hale Comstock odkryje przed Wami ogrody stwórcy, zapewniając wstęp do miejsca przekraczającego granice ludzkiej wyobraźni. Zyskacie okazję duchowego oczyszczenia, oderwania od brudnej rzeczywistość i przejścia moralnej metamorfozy, żeby wesprzeć naszego proroka w budowaniu nowego porządku! Columbia to arkadia zarezerwowana dla ludzi wiary, gotowych poświęcić życie w imię wyższych ideałów, kochających ojczyznę oraz wszelkie wartości bliskie sercu prawdziwego patrioty. Uważajcie tylko na fałszywych proroków, socjalistyczny podżegaczy oraz szpiegów wrogich mocarstw, karmiących się nieszczęściem naszego wspaniałego narodu! Bądźcie silni, zawarci i gotowi chwycić za broń, kiedy pasterz Comstock wyda rozkaz, a nagroda za ofiarność nikogo nie ominie - amen! Pośród tłumów ukrywa się mąciciel, szubrawca i dywersant... oddzielcie ziarno od plew, znajdźcie tego bezbożnika, wymierzcie mu surową karę... Booker DeWitt musi zginąć!

Bioshock: Infinite przenosi akcję na wyższy poziom, dosłownie oraz w przenośni, ponieważ zmieniono obszar na jakim przyjdzie nam działać. Zamiast zakamarków pogrążonej w szaleństwie oceanicznej osady, zwiedzać będziemy imponujące miasto położone w chmurach, stanowiące kompletnie przeciwieństwo wcześniejszych lokacji. Sprytny manewr pozwolił całkowicie odmienić oblicze Bioshock, który przyzwyczaił graczy do mrocznych, wilgotnych i cuchnących stęchlizną korytarzy. Jednak pomimo bardziej kolorowych scenerii, gra wciąż zachowuje ciężar charakterystyczny dla poprzedników. W gruncie rzeczy zmieniono tylko arenę wydarzeń, natomiast nie zdecydowano się przeprowadzić rewolucji na pozostałych płaszczyznach. Weterani Rapture nie powinni mieć zatem najmniejszych problemów z aklimatyzacją, ponieważ na Columbii panują takie same zasady, jak 15.000 stóp pod powierzchnią wody. Osoby zauroczone strzelaninami w stylu retro skonsumują Infinite w kilku łapczywych kęsach.

W odróżnieniu od oryginalnego Bioshock, gdzie protegowany pozostawał w cieniu wydarzeń i stanowił jedną wielką enigmę, teraz przynajmniej poznajemy oblicze głównego bohatera. Niejaki Booker DeWitt to były funkcjonariusz Narodowej Agencji Detektywistycznej Pinkertona (instytucja istniała naprawdę), który uczestniczył w licznych akcjach, jakimi nie wypada się publicznie chwalić. Facet popadł niestety w poważne długi, dlatego podejmuje się odnalezieniu dziewczyny o imieniem Elizabeth przetrzymywanej w majestatycznej wieży, gdzieś na terytorium Columbii. Zbajerowanie naiwnej niewiasty nie stanowi dla równie wyrachowanego typka problemu, ale sprawy przybierają nieoczekiwany obrót, sytuacja się komplikuje, a znaków zapytania ciągle przybywa... sami zobaczycie, że scenariusz kopie zadek. Co najważniejsze, Booker DeWitt to postać niejednoznaczna, moralnie rozdarta i dzięki temu łatwo się z nim utożsamić - jakże miła to odmiana po bezpłciowych marines z CoD, Battlefield czy Medal od Honor.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 17

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.