Smutna recenzja Assassin's Creed: Syndicate PC - London Calling
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Co rok prorok, ten tego, Assassin's Creed
- 2 - Zrobiła cały skandal dwuosobowa banda
- 3 - Progres postaci daleki od ideału
- 4 - Halo? Nie ma takiego miasta jak Londyn!
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Assassin's Creed: Syndicate PC - Galeria screenów
- 7 - Podsumowanie, grafika i wymagania sprzętowe
Zrobiła cały skandal dwuosobowa banda
Fabuła Assassin's Creed: Syndicate została poprowadzona dynamicznie lecz całkowicie jednowymiarowo. Dawca pamięci okazuje się nieistotnym pionkiem, odtworzone wydarzenia mają charakter niemalże płynnych retrospekcji, natomiast sporadyczne interwały rozgrywane w teraźniejszości wprowadzają tylko niepotrzebną dysharmonię. Projekcję wspomnień ponownie wyciągnięto z katalogu zgromadzonego przez organizację Abstrego, dobrowolnie rezygnując z możliwości przedstawienia drugiego planu. Szkoda - kiedyś sylwetka postaci użyczającej wspomnień do poznawania tajemnic przeszłości stanowiła ważny element skomplikowanej układanki, wystarczy tutaj wspomnieć chociażby nieodżałowanego Desmonda Milesa, co nadawało zabawie dodatkowego smaczku. Począwszy od Assassin's Creed IV: Black Flag scenarzyści konsekwentnie stawiają na wyrywkowe historie, wprawdzie mające wspólne mianowniki z poprzednimi rozdziałami, ale sprawiające wrażenie zdecydowanie mniej wychuchanych. Ubisoft zamiast dobrze wysmażonego dania zafundował graczom kolejną zupkę instant - całkiem smaczną, ładnie pachnącą i wyglądającą, niemniej ewidentnie przygotowaną z proszku, więc w ostatecznym rozrachunku ciężkostrawną.
Bezsprzecznie dobrym pomysłem było wprowadzenie dwójki głównych bohaterów - narwanego rodzeństwa Frye'ów - które nieszczególnie respektuje sztywne zasady bractwa Asasynów, kierując się bardziej emocjami, aniżeli chłodną kalkulacją typową dla skrytobójców. Jacob preferuje rozwiązania siłowe, wiecznie szukając pretekstu do wszczęcia karczemnej awantury z templariuszami, podczas gdy filigranowa Evie chętniej angażuje się w poszukiwania prastarych artefaktów. Wybuchowa mieszanka charakterów połączona z wzajemną bratersko-siostrzaną rywalizacją, podsycaną drobnymi uszczypliwościami oraz wybujałymi ambicjami, odrobinę tuszuje niedostatki scenariusza. Ubolewam tylko, że programiści nie zdołali wykorzystać potencjału drzemiącego w zadziornym duecie, bowiem faktyczne różnice między postaciami są kosmetyczne. Pozwoliło to jednak rozczłonkować opowieść na odmienne lecz przenikające się wzajemnie wątki. Poza wyreżyserowanymi misjami, możemy także swobodnie przełączać się między protagonistami, wybierając kolejność odtwarzania niektórych wspomnień. Żadna to rewolucja, ale przynajmniej trochę urozmaicono przebieg kampanii.
Zadania fabularne wykonujemy odgórnie narzuconą postacią, aczkolwiek sztywny podział wydaje się uzasadniony i logiczny, korzystnie wpływając na zbalanoswanie rozgrywki. Kontrakty Evie zazwyczaj są bardziej skradankowe, wymagają szerszego rozeznania oraz eksploracji, zaś poczynania Jacoba okraszono większą ilością fajerwerków. Wykonanie samych misji generalnie nie zachwyca, twórcom brakowało świeżych pomysłów, dlatego garściami czerpali inspiracje z poprzedników. Efekt końcowy można określić jednym słowem - monotonia. Zaledwie kilka spektakularnych pościgów plus naprawdę miodnie zaaranżowane zlecenia asasyńskie, gdzie musimy zinfiltrować okolicę w poszukiwaniu zakamuflowanego celu, najbardziej dogodnego wejścia lub sytuacji sprzyjającej wykonaniu zadania, to stanowczo zbyt skromna oferta. Wrażenia nie poprawiają bzdurne osiągnięcia poboczne powiązanie z wyzwaniami np.: montując bezpieczniki w transmiterach, musimy utrzymywać wysokość większą niż trzydzieści metrów, żeby zgarnąć bonusową premię. Gdzie tkwi problem? Otóż dystans trzeba określić samemu, gdyż absolutnie żaden wskaźnik nie informuje o przekroczeniu dozwolonej granicy.
Szczyptę urozmaicenia wprowadzają misje towarzyszy oraz przypadkowo spotykane postacie, będące ikonami historycznymi żyjącymi w epoce wiktoriańskiej m.in.: Alexander Graham Bell. Gdzieniegdzie przewijają się również Charles Darwin, Karol Marks czy Charles Dickens dopełniający całości. Zabrakło tylko Sir Arthura Conan Doyle'a, aczkolwiek biorąc pod uwagę wypuszczenie DLC traktującego o legendarnym Kubie Rozpruwaczu, istnieje spore prawdopodobieństwo wprowadzenia do świata Assassin's Creed: Syndicate sylwetki Sherlocka Holmesa. Niestety - reszta zajęć polegająca na odbijaniu kolejnych dzielnic Londynu, opanowanego przez popleczników niejakiego Crawforda Starricka, to bezustanne powtarzanie tych samych czynności tzn.: polowania na Templariuszy, ratowania dzieci, uprowadzania zbirów itp. Wszystko prowadzi do otwartej wojny gangów o wyzwolenie sektora, gdzie bierzemy czynny udział rzucając rękawicę lokalnemu hersztowi. Zwycięzca przejmuje kontrolę nad dystryktem, ale wykonaniu tego elementu zabrakło czegoś spektakularnego. Ot, chaotycznie naparza się kilkunastu rzezimieszków, kapitulujących gdy naczelnik odwali kitę.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Co rok prorok, ten tego, Assassin's Creed
- 2 - Zrobiła cały skandal dwuosobowa banda
- 3 - Progres postaci daleki od ideału
- 4 - Halo? Nie ma takiego miasta jak Londyn!
- 5 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 6 - Assassin's Creed: Syndicate PC - Galeria screenów
- 7 - Podsumowanie, grafika i wymagania sprzętowe
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150