Recenzja Wolfenstein II: The New Colossus PC - Niemca w hełm!
- SPIS TREŚCI -
- 1 - O takim jednym, co oszukał śmierć...
- 2 - Dziwny przypadek B.J. Blazkowicza
- 3 - Przygoda! Szkopów zabić mi nie szkoda
- 4 - Formacja Nieżywych Szwabów
- 5 - Zgermanizowane lata sześćdziesiąte
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Wolfenstein II: The New Colossus - Galeria screenów
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Zgermanizowane lata sześćdziesiąte
Wolfenstein II: The New Colossus można chwalić za bezkompromisowość rozgrywki, oprawę audiowizualną, ciekawy scenariusz, kapitalne postacie drugoplanowe oraz przebogaty cekhauz, lecz prawdziwym cukiereczkiem okazuje się wyrazisty klimat. Jakież to wszystko jest absolut fantastisch! Atmosfera wczesnych lat 60-tych ubiegłego wieku, przesiąknięta niemiecką propagandą powoli rozkładającą amerykańskiego ducha, przypomina pastiszową wersję Człowieka z Wysokiego Zamku. Terror wprowadzony przez nazistów jest wszechobecny, wojna pochłonęła miliony istnień, kolejne zginęły w obozach, jednak elementy humorystyczne skutecznie maskują ciężar okrutnej rzeczywistości. Telewizyjny talk-show, audycje radiowe czy plakaty głoszące wzniosłe slogany wprost ociekają ironią, nawiązując do amerykańskiej popkultury. Warto czytać notatki, słuchać komunikatów, uważnie oglądać przerywniki filmowe, aby wyłapywać odpowiednie konteksty. Jeśli do powyższego doliczymy wiadro makabry, tajemnicze nazi-technologie oraz megalomanię III Rzeszę, otrzymamy małe arcydzieło klasy B podobne do filmowego Iron Sky. Germanizacja jest pokazana w niesłychanie zabawny, ale również inteligentny sposób, zawierając wyraźne potępienie konformistycznego społeczeństwa oraz totalitaryzmu, bowiem śmieszkowanie jest uniwersalnym środkiem stylistycznym.
Jedną z przyjemniejszych scenek miałem okazję obejrzeć w Roswell podczas wielkiej parady. Maszerowałem sobie spokojnie główną ulicą w przebraniu strażaka, kiedy usłyszałem rozmowę świeżo upieczonych ciapowatych Ku Klux Klanowiczów z żołnierzem, wypytującym zakapturzonych o znajomość języka niemieckiego. Najpierw sprawdził ich wiedzę, następnie poprawił błędnie wypowiedziane słowa, ostatecznie zaś gorąco motywował do zostania lepszym nazistą. Chwilę później byłem świadkiem rozmowy amerykańskiej gosposi z oficerem, która podekscytowana oznajmiała, że przestała słuchać Mozarta z powodu austriackiego pochodzenia, wybierając w miejsce dawnego ulubieńca Beethovena. Śmieszne, ale zarazem trochę obrzydliwe, prawda? Spotkanie z komendantem Milkshake w barze mlecznym również przejdzie do historii gatunku, nawiązując do świetnych Bękartów Wojny w reżyserii Quentina Tarantino. Wizyta na Venus w siedzibie Adolfa i kasting do propagandowego filmu, gdzie gramy samego siebie, to prawdziwe mistrzostwo. Mało tego! Nawet dyskusje zwykłych trepów potrafią zaskoczyć detalami, zdradzając jakimi kategoriami myślą urodzeni aryjczycy, gdzie najsilniej uderza nazistowska machina wojenna albo wysłuchamy życiowych problemów jakiegoś Helmuta.
Return to Castle Wolfenstein bardzo ceniłem za liczne nawiązania do tajemniczych projektów III Rzeszy, które niezmiennie rozpalają wyobraźnię stanowiąc zarazem poletko do snucia szalonych teorii spiskowych. Wolfenstein II: The New Colossus mocno poszedł w kierunku hipotetycznych wunderwaffe, których Niemcy przygotowywali bądź planowali całe zatrzęsienie, aczkolwiek uwagę skupiono głównie na najbardziej fantastycznych koncepcjach. Zobaczymy między innymi fabrykę w kształcie Die Glocke, rzekomo będącym napędem antygrawitacyjnym szykowanym dla latających spodków Haunebu, których oczywiście w kadrach nie zabrakło. Sporo miejsca poświęcono również broni atomowej oraz zaawansowanym projektom kosmicznym, nawiązując do wstępnie nakreślonej stacji orbitalnej Andromeda-Gerat czy planowanych okrętów podwodnych przenoszących głowice jądrowe. Rakietowe pociągi, broń laserowa, latające krążowniki, mechanicznie zmodyfikowani żołnierze, wątki okultystyczne - amatorzy nazistowski mitów i wunderwaffe będą zachwyceni. Brakuje tylko zombiaków wyłażących z katakumb, ale fanom Wolfensteina w klimacie RtCW polecam zainstalowanie The Old Blood.
Na zakończenie niniejszej recenzji pozostaje mi jeszcze napisać kilka ciepłych słów odnośnie lokacji, których wachlarz i stylistykę uczyniono bardzo mocnym atutem Wolfenstein II: The New Colossus. Ekipa MachineGames nie powieliła błędów poprzedniej odsłony, zamkniętej w betonowych murach nazistowskich fortyfikacji, wprowadzając więcej poziomów na otwartej powierzchni. Podczas wojaży odwiedzimy napromieniowany Manhattan będący obecnie gigantycznym cmentarzyskiem, zajrzymy do Nowego Orleanu czekającego na rewolucję, przemaszerujemy się uliczkami urokliwego Roswell. Nareszcie można odetchnąć świeżym powietrzem. Będziemy też wizytować drugą planetę od słońca, własny okręt podwodny i zakamarki teksasu, resztę stanowią zaś laboratoria medyczne, budynki administracyjne, schrony, ośrodki badawcze, instalacje wojskowe, gigantyczne maszyny pokroju latających fortec. Różnorodność naprawdę dobrze zrobiła grywalności, bo chociaż wszystkie lokacje wciąż są liniowe, progres względem The New Order jest wyraźnie odczuwalny.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - O takim jednym, co oszukał śmierć...
- 2 - Dziwny przypadek B.J. Blazkowicza
- 3 - Przygoda! Szkopów zabić mi nie szkoda
- 4 - Formacja Nieżywych Szwabów
- 5 - Zgermanizowane lata sześćdziesiąte
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Wolfenstein II: The New Colossus - Galeria screenów
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150