Recenzja Need for Speed: The Run - Szybcy i bardzo wściekli
- SPIS TREŚCI -
Run! Run! Run!
Filmowy charakter kampanii można wpisać na poczet zalet - scenariusz mimo bezdyskusyjnej prostoty idealnie pasuje do idei ściągniętej z Cannonball, zaś reszta nie odbiega zbytnio od ogólnie przyjętych standardów. Mamy przecież jasno postawiony cel, sympatycznego bohatera i mnóstwo niesłychanie niebezpiecznych oraz widowiskowych sytuacji na drogach... częściowo jednak wyreżyserowanych. Spektakularne scenki jakich doświadczymy podczas przechodzenia The Run, miały być najważniejszym czynnikiem stanowiącym o innowacyjności nowej odsłony Need for Speed oraz swoistym „boosterem” nakręcającym grającego. W istocie otrzymujemy rozgrywkę w wielu momentach oskryptowaną, czego dotychczas nie praktykowano w tytułach stricte wyścigowych. Widowiskowość i sensacyjny pierwiastek swoją drogą, ale skrupulatne wyreżyserowanie sporej części etapów, to moim skromnym zdaniem ślepy zaułek - prowadzenie za rączkę według ustalonego z góry harmonogramu pozostawmy strzelaninom.
Nagminnym oraz mocno irytującym zjawiskiem jest dziwne zachowanie rywali, których wyprzedzamy zwykle bez większych problemów, jakby jechali na niedzielną mszę do lokalnego kościoła, a dopiero w momencie gdy obejmiemy prowadzenie wstępuje w nich istny diabeł. Nagle okazuje się, iż prześcignięty gagatek uwalnia niespotykane pokłady mocy swojego auta, wyprzedając nas pomimo grzania ile fabryka dała, zaś chwilę później znowu odpuszcza... OK, rozgrywka powinna być emocjonująca, wszak dystansowanie przeciwników i spokojne wypatrywanie finiszu nie sprzyja wzrostowi poziomu adrenaliny, niemniej sztuczne podkręcanie tempa nie przynosi niczego poza nerwówką. Zresztą, niejednokrotnie jechałem dość nonszalancko i zwiedzałem pobocza, a wyprzedzałem oponentów dosłownie metr przed szachownicą z poczuciem moralnego kaca, że znowu „opatrzność” miała nade mną pieczę.
Skrypty najbardziej widać jednak w misjach fabularnych, które wyraźnie odbiegają od klasycznej walki o pozycję na liście, a wymagają zdecydowanie więcej zręczności i refleksu. Słowo daję - niektóre etapy jawnie przypominają Split Second albo Burnout Paradise, kompletnie wykraczając poza schemat w jakim zwykle zamykało się Need for Speed. Przykładowo - wjeżdżamy na krętą, pokrytą śniegiem i lodem trasę biegnącą przez skaliste góry, gdzie rywalizujemy z gościem ślizgając nad krawędziami kilkusetmetrowych przepaści. Przeprawa jest karkołomna sama w sobie, aczkolwiek twórcy postanowili dorzucić jeszcze trochę do pieca - kawałki spadających meteorytów (?) wywołują lawiny, więc musimy dodatkowo wymijać obiekty tarasujące drogę. Później bryły śniegu ustępują pola granitowym głazom, skutecznie uszkadzającym samochód jeśli nie zdążymy zmieścić się między ścianą i przeszkodą...
Podobnych sekwencji jest znacznie więcej, co uwypukla zakres zmian jakie zaszły w mechanice, a jeszcze krok i otrzymalibyśmy kolejne wcielenie Drivera albo o zgrozo Wheelmana... Cóż, zaskakującą innowacją oraz krokiem w kierunku gier akcji, stanowią również sporadyczne epizody rozgrywane poza pojazdem. Wprawdzie pełnej kontroli nad „Jackiem” wzorem Grand Theft Auto nie otrzymamy, ale ucieczkę z buta przed policjantami względnie wydostanie z napierającej prasy hydraulicznej jak najbardziej zaliczymy. Wszystko sprowadza się natomiast do wciśnięcia kilku klawiszy, czyli mamy do czynienia z typowymi QTE - jeśli nie zdążymy zareagować w odpowiedniej chwili, konieczna będzie powtórka, aż wreszcie przebrniemy przez totalnie oskrytptowaną scenę w jednym kawałku. Osobiście niespecjalnie widzę sensowność wprowadzenia takich urozmaiceń, zwłaszcza w samochodówkach, które pewne niedostatki próbują zasłonić niepotrzebnymi fajerwerkami.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150